Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam po przekroczeniu domu to pobiegnięcie do pokoju. Plecami oparłam się o łóżko, chowając twarz w dłoniach, czując na nich łzy. Przegrałam. To jedno słowo krąży w mojej głowie od momentu ogłoszenia wyników. Przegrana.
- Nie chodziło tylko o bal? - spytał Jordan, do którego byłam przytulona.
Chłopak zawitał w moim pokoju niedługo po mnie. Od tamtej pory siedzę na jego kolanach wtulona w niego, mocząc jego bluzę moimi łzami, jak i pewnie krwią, której nie zmyłam. Oderwałam się od niego, podciągając nosem. Brunet starł moje łzy swoimi kciukami, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Czuję się, jakbym go zawiodła. - wymamrotałam, biorąc głębokie i powolne oddechy, aby nie rozpłakać się ponownie.
- Kogo? - spytał miękkim głosem.
- Coltona. - pomrugałam przez chwilę, odganiając łzy. - Mojego brata.
- Dlaczego? - podniósł mój podbródek, gdy kciukiem kreślił szlaczki na moim policzku.
- Byłam ostatnią osobą, z jaką rozmawiał. - przymknęłam oczy, wdychając powietrze. - Powiedział, że mam się nie denerwować i nigdy nie poddawać.
- I tego nie zrobiłaś. - westchnął. - Nie poddałaś się. Weszłaś na ring po dwóch latach.
Wtuliłam się w zagłębienie jego szyi. Jordan podniósł mnie i posadził na łóżku. Oparłam się o zimną ścianę za mną, patrząc, jak chłopak znika w łazience i wraca z apteczką. Usiadł na brzegu koło mnie. Wzrokiem śledziłam każdy jego ruch, na twarz spojrzałam, gdy przyłożył mokry ręcznik do mojej twarzy. Syknęłam wraz z zetknięciem wacika z moją skórą. Brunet skończył mnie opatrywać i mogłam podejść do lustra, w którego odbiciu zobaczyłam mnóstwo miejsc, gdzie zaczęły tworzyć się siniaki. Podniosłam głowę do góry, wpatrując się w odbicie chłopaka, oplatającego mój brzuch. Położył głowę na moim ramieniu i wpatrywał się w nasze odbicie.
W jego objęciach nadal leżałam rano i niełatwo było się z nich uwolnić, nie budząc go przy tym. Ale gdy mi się to udało, wyszłam z pomieszczenia, kierując swoje kroki do kuchni na poranną kawę. Z każdym krokiem czułam ból brzucha i klatki piersiowej. Myślałam, że o siódmej rano będę w niej sama, ale się myliłam. Zastałam Isaaca i Carlosa, rozmawiających jak dawni przyjaciele.
- Jak dzisiaj humorek dopisuję? - spytał rozbawiony Carlos.
Raz, dwa, trzy, wdech i wydech. Wcale nie masz ochoty rzucić się na niego z nożem, który leży obok ciebie, namawiając ciebie do zbrodni swoim połyskiem i piękną czarną rączką. Wyminęłam go i podeszłam do ekspresu, naciskając odpowiednie przyciski i w moich dłoniach pojawił się kubek z kuszącym zapachem. Wzięłam pierwszy łyk, czując ich spojrzenia na sobie.
- Co? - odwróciłam się zirytowana w ich stronę.
- Jesteś nadzwyczaj spokojna. - skomentował powoli Isaac.
- Wystarczy mi jeden wieczór lamentowania. - mruknęłam, popijając kawę.
- Jordan nadzwyczaj dobrze się tobą zajął.
Tym razem poddałam się i w kuchni rozbrzmiał dźwięk tłuczonego szkła. Carlos zaśmiał się, widząc rozbitą szklankę w miejscu, gdzie przed chwilą się znajdował. Odłożyłam kubek z cudownym napojem, którym nie zdążyłam się rozkoszować na blat i skierowałam się do salonu, skąd dobiegła dźwięk dzwonku z mojego telefonu. Przewróciłam oczami, widząc, kto dzwonił, ale i tak odebrałam.
- Za godzinę masz być na hali. - odparł pośpiesznie Elio. - Godzina.
I tyle. Chłopak rozłączył się, zostawiając mnie z masą pytań, na które znajdę odpowiedź na miejscu. Wróciłam do kuchni, gdzie stała także Camilla i Kaitlyn. Ta pierwsza spojrzała na mnie pytająco, zerkając na telefon.
YOU ARE READING
Start Of The Game
Tínedžerská beletriaGra posiada wiele definicji. Jednak w każdej jakaś strona jest bardziej usatysfakcjonowana. Zawsze staramy się być tą zwycięską. Do tego samego dąży Aylin, która rzadko smakuje porażki. Ale, co jeśli na jej drodze pojawi się osoba, która sprowadzi j...