Rozdział 10

284 15 14
                                    


Y/n pov.





Y/n: Dziękuję ci. Było wspaniale.

R: To nic takiego, naprawdę.

Razem z Ranboo umówiliśmy się na następne spotkanie, które miało być jutro.

Pół-enderman miał już odchodzić, ale w połowie drogi zatrzymał się. Nie wiedziałam za bardzo o co chodzi. W pewnym momencie odwrócił się, podszedł do mnie i mnie przytulił. Byłam w lekkim szoku, ale po chwili oddałam przytulasa.

R: Dziękuję ci, że mi tak pomagasz.

Y/n: Nic wielkiego. To żaden problem.

Trwaliśmy tak przez chwilę, aż w końcu się od siebie odkleiliśmy. Ranboo pocałował moją dłoń i ruszył w stronę L'manburga. Ja natomiast udałam się w drogę do domu.













Wyciągnęłam z tylnej kieszeni spodni różę od pół-endermana. Niesamowite, że jeszcze nie zwiędła. Powąchałam ją. Wciąż pachniała tak cudownie, jak wtedy na polanie. Zamierzałam włożyć ją między kartki książki i ususzyć. Wiedziałam, że prędzej czy później zwiędnie, więc wołałam zachować ją w takiej formie.

Wciąż myślałam o tym, co zaszło wczoraj na polanie.

Czy w ogóle cokolwiek zaszło?

Naprawdę chciałam pocałować Ranboo?

Czy on też tego chciał?

A może dla niego to był tylko wpływ chwili. Przecież każdemu zdarza się chwila słabości. Prawda?













Myślałam o tym i nawet nie zauważyłam, kiedy dotarłam do domu. Na progu od razu przywitał mnie Rex, który ewidentnie stęsknił się za mną.

Y/n: Też tęskniłam sierściuchu - powiedziałam, głaszcząc jego biały, puchaty łeb.

Od razu poszłam do swojej sypialni. Przebrałam się w wygodniejsze ciuchy, którymi były szare dresy i koszulka oraz związałam włosy w luźny warkocz.

Włożyłam różę między kartki książki o roślinach leśnych i odłożyłam ją na półkę. Rzuciłam się na swoje łóżko i ciężko westchnęłam. Już brakuje mi tego uśmiechu i spokojnego głosu pół-endermana.

W tym momencie do pokoju wszedł Rex. Skoczył na łóżko i położył swój łeb na moich udach. Czekał aż opowiem mu wszystko. Podniosłam się do pozycji siedzącej.

Y/n: No więc było tak...













Streściłam mu całe spotkanie. O tym, jak poznałam przyjaciół Ranboo, nasz wypad na polanę, o tym, jak prawie się pocałowaliśmy i jak zostałam u niego na noc.

Pies najbardziej wydawał się zainteresowany momentem naszego PRAWIE pocałunku. Po jego oczach widziałam, że domagał się szczegółów.

Y/n: No przestań już się tak patrzeć.

Nie przestał. Przeciwnie. Patrzył się jeszcze bardziej nachalnie. Zrezygnowana opadłam na łóżko. Ukryłam twarz w dłoniach, gdy zdałam sobie sprawę z tego, co jest na rzeczy.

Y/n: Rex ... j-ja ... ja go kocham.

Spojrzałam na psa. Podszedł bliżej i położył się tuż obok mojej głowy.

Y/n: Co jeśli on tego nie czuje? Może to był dla niego tylko wpływ chwili. Co jeśli mnie odrzuci? Rex, co mam robić?

Pies tylko przysunął się bliżej, żeby styknąć swój nos z moim. Odsunął się i dalej patrzył mi w oczy. Może i nie mówił, ale wiedziałam, co miał na myśli.

Let me help you (RanbooxReader) Donde viven las historias. Descúbrelo ahora