16

368 23 9
                                    

Po godzinnej przechadzce, doszliśmy do różowego domu. Nie był mały, był po prostu średni, ale z zewnątrz wydawał się bardzo przytulny. Pod oknami rosły hiacynty oraz chryzantemy i nagietki.
Do ciemno drewnianych prowadziły czterostopniowe schodki o takim samym kolorze co wejście do domu.

Jake wyglądał strasznie. Był jeszcze bardziej bledszy niż na co dzień. Na jego twarzy pojawiło się przerażenie, na mojej było widać je od początku naszej znajomości.

Brunet podszedł do drzwi i w nie zapukał. Dłonie Jake'a były poronione wieloma małymi zadrapaniami, tak samo jak jego buzia. Oprócz rozciętej brwi miał ranę na ustach oraz na nosie. 22-latek niezbyt je lubił i się ich wstydził, ja natomiast sądziłam, że są piękne. Opowiadały historie, bez mówienia ani jednego słowa. Jake przeszedł wiele i przejdzie jeszcze więcej. Tego byłam pewna i nadal jestem.

- Kto to? - zapytał wysoki głos zza drzwi. Jake przełknął ślinę i odetchnął z ulgą.

- To ja, Jake - mówił innym tonem niż zawsze. Był ciepły, ale tak samo wystraszony.

Po chwili drzwi się uchyliły, a my mieliśmy szanse by wejść. W domu unosił się zapach wypieków oraz jabłek.

-  Sydney - cichy szept wyrwał się z  suchych ust bruneta - jak ty wyrosłaś - minęła sekunda, a szatynka rzuciła się na bruneta, by go przytulić, ale potem minęła kolejna sekunda. Jasne oczy zielonookiej rozbłysły się łzami. Dziewczyna wpadła w furie, z jej ust wyrwał się krzyk, a pięści zacisnęły i trafiły w klatkę piersiową mojego przyjaciela. Cios nie był groźny, ponieważ szatynka uderzyła go lekko.

- Ty cholerny dupku! - spojrzała na Jake'a, który znowu zamknął ją w objęciu. - Czemu to zrobiłeś? - głos 14-,15-latki drżał, jej oddech wariował, a ja czułam się obco. Jake nigdy mi o niej nie wspomniał, nie powiedział nic o tym domu. Był dla mnie znowu nieznajomym, nie chciałam by tak było.

Mijały minuty, a ja czułam się jeszcze gorzej. Rozumiałam, że był hakerem, który uciekał przed rządem i przed swoimi prześladowcami, ale kilka godzin temu wyznał mi miłość, a ja myślałam, że tajemnice już nie istnieją. Myliłam się, za każdym razem to robiłam.

Z ust Jake'a wybiegła obiegła wybiegła kolejna obietnica oraz kolejna prośba.

- Sid, kto pukał? - ciemnowłosa kobieta weszła przez tylnie drzwi. W swoich rękach trzymała materiałowe beżowe rękawiczki. - O mój - nie skończyła, spojrzała w naszą stronę, a rzecz, którą trzymała, upadła - Jake! - biegnąc do bruneta, prawie się wywróciła, ale kiedy go dopadła, usłyszałam płacz i śmiech, zobaczyłam tylko uśmiech oraz uścisk matki z synem.

Szczerze zazdrościłam mu matki, która tak cieszy się na widok swojego potomka. Nie znałam ich historii, okazuje się, że go też, więc nie chciałam oceniać ich relacji, ale widziałam, że się kochali.

W czasie, gdy rodzina się tuliła, ja wbijałam wzrok w podłogę i bawiłam się rękawem od żółtej wodoodpornej kurtki. Czułam się tak bardzo niezręcznie. Fala gorąca przybyła do mnie strasznie szybko, a przed oczami przeszły mnie mroczki, a w uszach usłyszałam pisk.

- Mamo, wyjaśnię ci wszystko. Tak strasznie was przepraszam - dłonie Jake'a drżały, jego twarz była czerwona od płaczu. To był pierwszy raz, gdy widziałam, jak płacze.

- Dobrze, spokojnie - powtarzała kilka razy, gdy w końcu Sydney zwróciła na mnie uwagę.

- Kto to? - szatynka pociągnęła chłopaka za rękaw czarnej bluzy. - Kim ona jest?

- To moja - powiedział przerywając kaszlem - Layla. To Layla - podszedł do mnie i objął. - Layla, poznaj moją mamę i siostrę - kobiety wyglądały na sympatyczne i takie właściwie były.
Starsza szatynka wyciągnęła rękę w moją stronę.

- Lizzy, mów mi po imieniu - uśmiechnęłam się, a kobieta pociągnęła mnie do kuchni. - Jake, porozmawiamy na ten temat później, ale to potem. Jak minęła wam podróż? - rzekła, jakby była przygotowana na nasz przyjazd.

- Dosyć słabo, auto się nam zepsuło w połowie drogi - Jake robił nam wszystkim herbatę, a ja czułam wzrok Sydney na swojej osobie. - Mam nadzieję, że nasz przyjazd to nie problem.

- Skąd taki pomysł? Cieszę się, że mogę poznać twoją dziewczynę - Lizzy sprawiła, że uśmiech na mojej twarzy powrócił. Razem z Jake'iem nigdy nie ustalaliśmy jak mamy siebie nazywać, ale takie określenie mi pasowało.

Spędziłyśmy noc w domu rodzinnym Jake'a, a właściwie to ja spędziłam, ponieważ chłopak cały wieczór spędził na rozmowie ze swoją matką, a noc na rozstawianiu komputera i robieniu czegoś na nim.

Brunet nigdy sobie tego nie odpuszczał, zawsze miał coś do zrobienia, a ja byłam do tego bardzo przewraźliwiona.  Namawiałam Jake'a codziennie by sobie odpuścił, a on zrobił to tylko raz. Należał mu się odpoczynek. Całą noc, a czasem jeszcze cały dzień potrafił pracować. Był przemęczony i nigdy dobrze się nie wysypiał, przez co chodził bardziej podenerwowany.

--------
Hej kochaani!
szczerze się zastanawiam czy nie zakończyć niedługo książki, ponieważ jakoś juz jej nie czuje, ale nad tym się jeszcze zastanowię. Będę również poprawiała całe opowiadanie!

Twoje niebieskie oczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz