17. Olivia - Ostatni raz, Luca

8.7K 369 51
                                    

Pięć lat później

Wpatrywałem się w moje córki, które bez żadnych skurupów, z uśmiechem na ustach malowały bo jasnej ścianie w swoim pokoju. Nie miałam siły krzyczeć, prosić ani błagać. Na szczęście była to kreda, którą miejmy nadzieję będzie łatwo zmyć. Luca miał osiem lat, rósł tak szybko, że zanim się obejrzę, a do domu przyprowadzi mi swoją dziewczynę. Oczywiście Riccardo ze względu na to jakie zasady panowały w naszym świecie zaczął traktować go nieco inaczej, ale najważniejsze dla mnie było to, że kochał go z całego serca.

- Dziewczynki pójdę zrobić obiad. Bawcie się grzecznie i prosze malujcie po tablicy - dziewczynki miały podobne charaktery i miałam wrażenie, że w przysłości mogłyby konie kraść. I na pewno, mogę się nawet założyć, że będą przyprawiały swojego tate o nowe, siwe, włosy. Riccardo skończył trzydzieści sześć lat.
Za dwa miesiące miał mieć trzydzieste siódme urodziny. Już był bliższy czterdziestki niż trzydziestki, ale mi wcale to nie przeszkadzało. Sama miałam trzydzieści cztery lata. Jakiś czas temu zaczęliśmy rozmowy na temat czwartego dziecka i zaczęliśmy się o nie starać. Pragnęłam poczuć ten specyficzny zapach małego dziecka. Malusie paluszki i wszystko co z tym związane no może oprócz pełnej pieluszki.

Wyszłam z pokoju dziewczynek. Luca był w prywatnej szkole, do którego go zapisaliśmy. Udało mi się przekonać mojego męża, który od początku był za nauczaniem domowym. Chciałam, by był z dziećmi, by miał jak najnormalniejsze dzieciństwo. Dziewczynki siedziały w domu, bo były chore.
Zeszłam na dół do kuchni, by zrobić jakiś obiad. Riccardo był w Barcelonie, miał jakieś sprawy do załatwienia. Jutro, jeśli nic się nie przeciągnie miał wracać. Chciałam zrobić łososia pieczonego na ryżu. Od jakiegoś czasu z nudów zaczęłam próbować nowych przepisów i na ten moment wychodziło mi to bardzo dobrze. Wysłałam jednego z ludzi Riccardo, by pojechał do sklepu. Przez wszystkie lata, które tu spędziłam żołnierze mojego męża zaczęli traktować mnie poważnie. Często miałam wrażenie, że nawet mnie lubią. Staliśmy się rodziną. Czułam się tu jak w domu. Robiłam często ciasta w większych ilościach, by jakoś wejść w ich łaski i chyba mi się udało.

Usiadłam na kanapie w salonie.
Weszłam w aplikacje, w której prowadziłam kalendarzyk i wpisywałam daty wszystkich miesiączek, gdy zauważyłam, że moja miesiączka spóźnia się o dwa dni narodziła się we mnie nadzieję. Dla niektórych były to tylko dwa dni, dla mnie były to aż dwa dni. Staraliśmy się o dziecko od pół roku, za każdym razem widziałam tylko jedną kreskę. To było tak frustracjące. Czasem myślałam, że popadam w jakąś paranoję. Wiedziałam, że z dniem, z którym jestem coraz starsza będzie trudnej, ale nie myślałam, że aż tak. Gdy czegoś bardzo chcieliśmy to to, było trudnejsze. Postanowiłam nie robić testu kolejny raz, by się nie rozczarować.

Gdy wszystkie składniki zostały mi dostarczone zrobiłam obiad z przepisu.

- Via, Lucrecia chodźcie zjeść! - zawołałam dziewczyny.

– Czy ty powiedziałaś jedzenie? Już idę, tylko daj mi się doczołgać – spojrzałam w stronę Evy, która była w ósmym miesiącu ciąży. Dość długo czekali z Doriano na dziecko, ale to była ich sprawa, ich życie, a ja cholernie cieszyłam się, że będą matką chrzestną dla małego Giorgio.

– Jasne, rozbierz się na spokojnie – zaczęłam przygotowywać stół.

Eva podeszłam do mnie, ubrana w białą koszulę za dużą o dwa rozmiary i niebieskie jeansy. Na dworze było zimno, wiało i padało, co było jednym z tych dziwnych dla Sycylijczyków dni. Mało kiedy była taka pogoda na Sycylii. Zazwyczaj świeciło piękne słońce.

Jedzienie rozstawiłam po stole i zawołałam chłopaków z ochrony. Można, by powiedzieć, że z moim wtargnięciem do tej rodziny mafia miała nowe reguły gry. Z ludźmi mojego męża, miałam dobre kontakty przez co mnie zaakceptowali i byłam z tego cholernie dumna, bo nasze początki nie były usłane różami.
W dobrym momencie do domu wrócił Luca z Riccardo.

Mój mąż uśmiechnął się na widok ilości osób przy stole. Dzięki mnie stał się bardziej rodzinny, wszyscy mi za to dziękowali w szczególności jego mama, Anastazja.

– Cześć kochanie – uśmiechnął się i pocałował mnie w czubek głowy.

– Cześć, gdzie Luca? – zapytałam rozglądając się po sypialnii nigdzie go nie widziałam. Spanikowałam niemal od razu.

– Spokojnie, poszedł odłożyć plecak, przebrać się i umyć ręcę zaraz do nas dołączy – pokiwałam głową z ulgą. Dziewczynki przybiegły, gdy usłyszały głos taty i od razu przytuliły się do jego nóg. Uwielbiałam patrzeć na ten widok. Napełniało mnie to ogromną miłością. Byłam najszczęśliwszą kobietą pod słońcem.

Kobieta, która, gdy byłam w ciąży naszła mnie w parku dała nam spokój. Nie wiedziałam czy to była sprawka mojego męża czy sama zrezygnowała. Jakby rozpłynęła się w powietrzu, a z nią wszystkie nasze problemy. Przynajmniej na ten moment, bo wiedziałam, kogo byłam żoną. Nasze początki nie były kolorowe i choć od tamtych zdarzeń minęło osiem lat to czasem wracała do nimi myślami. Myśl, że to wszystko było sprawką Matthewa nie mieściło mi się w głowie. Naprawdę go kochałam i wiedziałam, też  że Riccardo nie wziąłby mnie wtedy siłą gdyby nie to, co on mu wsypał do drinka. Po wszystkim Matthew wyśpiewał wszystko. Okazało się, że znał mnie, gdy jeszcze mieszkałam z mamą w Mediolanie. Nie pamiętałam go z tamtego okresu, a on to wszystko sobie zaplanował. Musiał być naprawdę zdeterminowany, by to zrobić i to mu się udało. Czemu to zrobił? Tego już Riccardo nie powiedział, przekazał mi, że tak będzie dla mnie lepiej i zaufałam mu. Nie doptywałam dość długo, bo to nie ja siedziałam w tym bagnie.

Po chwili do jadalni przyszedł Luca. Nie przypominał już małego chłopca.

– Cześć mamo – przywitał się i od razu usiadł przy stole nawet na mnie nie patrząć. Zmarszczyłam brwi. Coś musiał zrobić w szkole, byłam tego pewna. Popatrzyłam na Riccardo, który przytulał nasze córki.

– Pochwal się mamie, synu co zrobiłeś – powiedział zdecydowanie i spojrzał na niego. Wszystkie pary oczu wpatrywały się w mojego syna, który bez żadnego odezwu zaczął nakładać sobie obiad.

– Luca – Riccardo ostrzegł go.

– Jakiś pajac zaczął fikać. No i napomnął coś o mamie i Lucreci i Vii. Zaczął was obrażać no tak jakoś wyszło – odburknął. Udałam, że nie słyszałam słowa pajac.

– Wyszło? – zapytałam.

– Złamałem mu nos i macie sprawę w sądzie, zadowoleni? – Riccardo uśmiechnął się zadowolony i pogłaskał go po głowie.

– Moja krew – skomentował cicho.

– Nie możesz rzucać się na wszystkich – skarciłam go cicho, choć daleko w sobie byłam dumna, że bronił swoją rodziną. Najbardziej cieszyło mnie, że myślał o siostrach. Co prawda, nie popierałam bicia, a rozmowę, ale tak już wyszło.

– Wiesz, że tak nie można – skomentowałam nakładając córkom obiad.

– W takiej sprawie można – napomnął Doriano śmiejąc się i przybił z Lucą piątke. Pokręciłam głową. Mój syn coraz bardziej przypominał z charakteru swojego ojca i bałam się, że za niedługo jego szkoła dzięki niemu wyleci w powietrze.

– Musisz przeprosić tego chłopca. Muszę wziąć numer do jego rodziców i z nimi porozmawiać. Przelejemy na ich konto pieniądze, jako odszkodowanie. To jest ostatni raz, słyszysz Luca? – powiedziałam poważnym głosem.

------------------------------------------------
Rośnie nam Riccardo Junior 😆😎



Miłość Diabła - [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz