5. Olivia - Obiecaj mi coś

14.2K 594 120
                                    

Rozmowa kończy się od razu po moim liczeniu do trzech. Mężczyzna chciał najwyraźniej poprawić mi humor. Wychodzę z toalety przy drzwiach oddaje komórkę Ellie. Uśmiecham się na samo wspomnienie głosu Riccardo.

– I co? – Ellie pyta się, a jej wyraz twarzy wygląda jakbym miała zaraz  plotkować o nowo przybyłym chłopaku w szkole.

– Nic ciekawego. Kazał mi liczyć do trzech, ale nie wiem o co z tym chodziło – uśmiecham się lekko. Nagle drzwi zostają wyburzone. Pył unosi się po całej sali. Razem z Ellie zaczynamy kaszleć. Żadna z nas nie wie co się dzieje.

– Mogłem powiedzieć, byś liczyła do dziesięciu – niemal od razu rozpoznaje ten głos. Jedyny w swoim rodzaju. Głos, który sprawia, że walczę. Nie mam czasu, by zastanawiać się czy mam tyle sił, by do niego pokuśktykać, bo kule wypadają mi z rąk. Robię to niemal od razu. Riccardo podchodzi w moją stronę i łapię mnie w ramiona. Czuję się bezpiecznie. Nie ważne gdzie człowiek jest, czy przeszedł w tym miejscu piekło, z osobą, którą się kocha zawsze jest się bezpiecznym.

– Tak cholernie za wami tęskniłem – czuję jak kładzie wielką rękę na moim brzuchu, który nadal jest płaski. Nie powstrzymuje łez szczęścia. Z piekła przeszłam do raju. Wierzę, że będziemy wreszcie żyli spokojnie, w czwórkę. Łączę nasze usta w spragnionym bliskości pocałunku, który wyraża więcej emocji niż możemy sobie wyobrazić.

– Proszę, wynośmy się stąd – szepcze niemal błagalnie. Dość mam Japonii i jej stolicy.

– Zabiorę cię stąd już na wieki. Nigdy tu nie wrócisz – zagryzam drżącą wargę. Czuję jak Ellie okrywa mnie kocem. Riccardo bierze mnie na ręce. Już się nie boję.

– Ellie.

– Słucham? – kobieta odwraca się w moją stronę z uśmiechem.

– Dziękuje za wszystko. Proszę odbieraj numer od "mechanika" – puszczam jej oczko, na co się szczerze uśmiecha. Mam nadzieję, że rzuci pracę w tym szpitalu. Na lepsze jej to wyjdzie.

Gdy wychodzimy z sali  zamykam oczy, by nie widzieć tych wszystkich przerażonych pacjentów wraz z lekarzami i pielęgniarkami. Nie chcę też widzieć trupów leżących na podłodze. Chcę, byśmy wyszli stąd jak najszybciej. Chcę mieć najbliższych przy sobie. Chcę moje dziewczyny, chcę Lucę, Riccardo, Doriano, Matteo, Elenę i Marinę chcę rodziców mojego przyszłego męża. Chcę ich po prostu mieć. Bez cienia obawy planować wyprawkę dla dziecka. Cieszyć się tym wyjątkowym stanem. Poznawać Lucę, wiedzieć co lubi, a czego nie. Przemycać do jego diety warzywa, których tak nie lubi. Chcę rodzinę. Psa i zielony trawnik. Piękny ogród wraz z domem. Nic więcej do szczęście nie jest mi potrzebne.

Wychodzimy ze szpitala z wielką obstawą. Wszyscy chcą uwinąć się orzed przyjazdem policji. Ktoś otwiera Riccardo drzwi do pancernego samochodu z przyciemnionymi szybami. Ostroźnie kładzie mnie na tylnych siedzeniach. Tak, by mnie nie uszkodzić. Przykrywa kocem, a siada obok mnie. Moją głowę kładzie sobie na kolanach. Za kierownicą siedzi Fabio. Jak zwykle sprawia wrażenie, jakby chciał wszystkich powybijać. Na miejscu pasażera siedzi Doriano. Patrzy w lusterko i się uśmiecha. Każdy z nim ma ubrudzone garnitury krwią.

– Dobrze, że wróciłaś Olivio – uśmiecham się słabo. Leki przeciwbólowe powoli przestają działać. Riccardo głaszcze mnie po głowie. Stara się mnie uspokoić. Zasypiam, ale co chwilę się budzę. Droga na lotnisko przez to jest krótka. Czuję się otumaniona.

Gdy samochód się zatrzymuje wszystko dzieje się błyskawicznie. Nawet nie wiem, w którym momencie Riccardo wnosi mnie do samolotu. Zostaję położona na łóżku na tyle samolotu. Riccardo pomaga mi oprzeć się plecami o poduszki. Podaje wodę i jakieś leki. Nawet nie myślę jak mają działać. Wiem, że są dla mojego dobra.

***

Przebudzam się podczas lotu. Czuję się lekko otumaniona. Jednak jestem spokojna. Kręci mi się w głowię. Poza tym nie widzę tu kul, więc nie ma jaki iść. Jednak nie jest to najlepsze rozwiązanie. Nie jestem w dobrym stanie fizycznym i psychiczym. Potrzebuje opieki lekarza, a na pokładzie samolotu na pewno go nie ma. Nie słyszę, żadnych rozmów. Za oknem jest ciemno. Musi być już noc. Tylko czemu nie ma tu Riccardo? Teraz, gdy najbardziej go potrzebuję. Pewnie śpi, ale nie podoba mi się to, że nie ma go obok mnie. Potrzebuję bliskości. Może po prostu boi się przy mnie spać z obawy, że coś może mi zrobić.

W kabinie sypialnianej znajduje się dwuosobowe łóżko i fotel na drugiej ścianie. Pod okienkami znajadują się małe schowki. Telewizor jest naprzeciwko łóżka, jednak nie chcę go włączać, by nikogo nie obudzić. Znajduję butelkę wody i szklanki. Nalewam do niej wody i wypijam całą jej zawartość. Cała kabina jest w jasnych barwach. Fotel jest obity białą skórą tak samo jak podgłówki łóżka. Postanawiam wziąć jedno z kilku czasopism. Po jego przejrzeniu postanawiam spróbować zasnąć po raz kolejny. Bez żadnych wspomagaczy.

Udaje mi się to, gdy budzę się kolejny raz dostrzegam Riccardo siedzącego w fotelu i pijącego jakiś sok.

– Jak się czujesz? – pyta rozluźniony. Widać, że zszedł z niego cały stres.

– Lepiej psychicznie – uśmiecham się. Nie mam zamiaru robić z igły widły i mówić jak ja to się świetnie czuję. Tak naprawdę boli mnie prawie wszystko. Teraz liczy się tylko i wyłącznie to, by odnalazł się Luca, i by z moją ciążą wszystko było dobrze. Jednak jeszcze jedna osoba siedzi mi w głowie. Mój były narzeczony.

– Co z Matthewem? – pytam słabo. Obawiam się jego reakcji.
To przez niego wszystko się stało. Jednak najważniejsze jest to, że nic nam się nie stało.

– Żyje – wpatruje się w punkt przed nim. Mam już otworzyć usta, by powiedzieć, że jeśli ma zamiar się gniewać to niech da mi lepiej spokój. Jednak on jest pierwszy.

– Jest na Sycylii. Możesz z nim porozmawiać, jednak nie za długo. Nie mam zamiaru patrzeć na twojego byłego partnera. To i tak cud, że nie śpi na zewnątrz albo w piwnicy – przewracami oczami. Samiec alfa się znalazł.

– Muszę mu wszystko wyjaśnić – odzywam się.

– A tak z innej beczki. Chyba nie do końca znasz swojego byłego – mówi wkurwiony. Nie mam pojęcia o co mu chodzi. Próbuje być spokojny, ale nie za bardzo mu to wychodzi.

– Powiesz mi o co chodzi? – zaczynam się denerwować.

– Najpier musisz mi coś obiecać –  przekręca głowę w moją stronę. Naciągam kołdrę na nogi.

– Możesz mi w końcu powiedzieć o co chodzi?! – wkurzam się, bo zaczyna kręcić. Wstaje i przysiada się koło mnie. Kładzie rękę na moim brzuchu.

– Zostaniesz moją żoną? – zatyka mnie. Z kieszeni wyciąga pudełeczko. Otwiera je i klęka przed łóżkiem. Moje oczy zajmują się łzami.

– Wiem, że nie jest to idealne miejsce na zaręczony, ale nie chcę czekać, byś oficjalnie była moja. Gdy wszystko się ułoży zabiorą naszą czwórkę do Meksyku do Tulum albo gdzie tylko będziesz chciała – pierścionek z dużym szafirem świeci się wprost do mnie. Riccardo od razu łagodnieje. Nie jest już wściekły.

– Możesz coś powiedzieć? Bo już zaczynam nie być taki pewny twojej odpowiedzi – uśmiecham się.

– Jeszcze się pytasz? Oczywiście, że tak! – krzyczę szczęśliwa. Ból odszedł gdzieś daleko. Moje ciało jest całe w Euforii.

– Bogu dzięki – wstaje i siadała koło mnie. Trzęsącymi rękoma wyjmuje pierścionek z pudełka. Wystawiam rękę, która również się trzęsie. Gdy pierścionek znajduje się na moim palcu jeszcze dokładnie nie dociera do mnie to co się przed chwilą stało.

Potrzebuję kilku minut, by się uspokoić i przestać płakać. Dalej jednak cała dygocze. Riccardo wtula mnie w swoje ramiona.

– Co do Matthewa. To on wtedy trzy lata temu wsypał mi jakieś gówno do drinka, ale poniesie za to karę. Miał wszystko ukartowane. Jeszcze nie wiem jak, ale się dowiem.

__________________________________

Dzieje się dzieje!
Ktoś podejrzewał o to Matta?

Nasza para wreszcie jest prawie szczęśliwa. Tylko do pełni szczęścia brakuje im małej kopii Riccardo. ❣️

Miłość Diabła - [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz