To moje życie...

233 14 0
                                    

W kuchni na podłodze leżał Mark, miał zakrwawioną rękę. W biegu rzuciłam torebkę na ziemię, a sama przy nim uklękłam. Był nieźle zalany, więc poszłam po Ricka. Wraz z nim przenieśliśmy go do sypialni. Obejrzałam jego rękę i poszłam po apteczkę. Zrobiłam najpotrzebniejsze rzeczy przy jego rączce i zabandażowałam mu ją. Jak teraz patrzę na niego, nie mam ochoty nigdzie wyjeżdżać, ale wiem także, że nie chcę przechodzić przez to jeszcze raz. On był zawsze wielkim zazdrośnikiem, nawet gdy wiedział, że to są moi przyjaciele. Nie patrzył, czy to jego przyjaciele, na przykład Rick i Dylan, to nawet do nich mógł startować. A teraz co ja mam z nim zrobić. Na początku zaczęliśmy sprzątać całe mieszkanie, a następnie sprawdziłam stan mojego byłego. Nie był on najgorszy, ale także nie był najlepszy.
-Rick, przecież my nie możemy go tutaj tak zostawić. Może ta ręka nadaję się do szycia, a może powinniśmy go zawieść do szpitala.- zaczęłam już lekko panikować i chodzić w kółko.
-Mała, posłuchaj mnie i przestań tak chodzić.- złapał mnie za ramiona i po prostu do siebie przytulił. Tego właśnie trzeba mi było.- Zaraz wezwę taksówkę i pojedziemy z nim do szpitala, a potem będziemy myśleć.
-Dobrze, no to idziemy.- Rick zadzwonił po transport, a ja z trudem, ale mi się udało, przebrałam go w świeże ubrania i zawołałam mojego przyjaciela. Pomógł mi go ocucić i podnieść. Znalazłam kluczę, których użyłam do zamknięcia mieszania po naszym wyjściu. Taksówka już czekała, więc wsadziliśmy go do środka i pojechaliśmy na miejsce.W szpitalu udzielili mu pomocy, zaszyli mu rękę, a on w tym czasie prawie wytrzeźwiał. Leżał na sali 201. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka. Mark siedział na łóżku i namiętnie wpatrywał się w okno. Gdy zamknęłam drzwi, jego wzrok przeniósł się na mnie. Podeszłam do krzesła i na nim się wygodnie rozsiadłam.
-Tak dalej być nie może.- zaczęłam pewnym siebie głosem, ale wiedziałam, że ta pewność nie potrwa długo.
-Co nie może być tak dalej?- udawał niewiniątko? Albo może się przesłyszałam?
-Z tym wszystkim, z tym, do jakiego stanu się doprowadzasz. My już nigdy nie będziemy razem!- powiedziałam już trochę zła na to wszystko.
-To moje życie i nie twoja sprawa co z sobą robię.- powiedział patrząc mi prosto w oczy.
-Skoro tak sprawę stawiasz, to masz rację,nie powinieneś przyjeżdżać na sylwestra. Będziesz tylko psuł nam wszystkim humory, a mi swoją zazdrością, to już zupełnie.- kipiałam w tym momencie ze złości. Rozumiem, może się trochę złościć, ale bez przesady.
-A jak mogę nie być o ciebie zazdrosny, jak widzę cię w objęciach MOJEGO najlepszego przyjaciela.-A ja już ci powiedziałam, my nie jesteśmy razem. Na samym początku myślałam, że może to odbudujemy, ale nie po tym co się dowiedziałam. Jedyne co mogę ci zaproponować to przyjaźń. A teraz nie chce mi się już ciebie słuchać, więc na razie.- powiedziałam i wstając z krzesła wyszłam z sali. Poczułam się jakoś lepiej, tak lżej. Podeszłam do Ricka i mocno się do niego przytuliłam.

Nowe życieWhere stories live. Discover now