Wspomnienia cz.2

2 0 0
                                    

[Ivette]

Wpatrywałam się w taflę wody, nie widząc w sobie nic przyjaznego, nie mogąc nawet się zmusić do bardziej neutralnego wyrazu pyska, w końcu uderzyłam o własne odbicie skrzydłem. To ich wina, powinni docenić moje starania, tym bardziej że nie zasługiwali na to.

– Lotos! – zawołałam, obracając się. Znalazł się przede mną szybciej niż się spodziewałam. Zupełnie jakby czaił się w lesie obok.

– Słucham, pani. – Schylił głowę.

– Jak granice?

– Na razie nic się nie dzieje, pani – silił się na każde słowo, jakby nie miał już siły.

– Co ci jest? Chyba nie jesteś chory? – Przyjrzałam się mu, nie miał w sobie za grosz energii, stał tak jakby miał zaraz się przewrócić.

– Nie, nie dolega mi żadna choroba. Wątpię byś chciała o tym wiedzieć...

– Nie waż się mieć przede mną żadnych sekretów! – wrzasnęłam: – Albo gorzko tego pożałujesz.

– Chodzi o twoją matkę, pani. Martwię się o nią, to dziwne że nie wróciła...

– Coś jeszcze, nie związane z nią? – wycedziłam.

– Nie.

[Pedro]

Nie mogłem jej odmówić urody, jak głupi przyglądałem się jasnobrązowym plamką nad jej błękitnymi oczami i po bokach pyska. Dodawały jej uroku. Jej potargana srebrna grzywa i nieco przykurzona – od tego całego pyłu w okolicy – jasnosiwa sierść z ciemnymi odmianami na nogach w podobnym odcieniu co szary pysk. Przyznam że Rosita podobała mi się jak żadna inna klacz. Oszalałeś chyba. Weź się w garść Pedro. Hormony przyćmiewają ci mózg, nie będziesz się związywał z nikim, a nawet próbował, potem sobie podziękujesz. Uwierz mi, nie chcesz więcej cierpieć.

– Za chwilę ich dogonimy – zwróciłem się do Rosity.

Przytaknęła słabo, bez życia.

To bolało. Dlaczego tak bolało? Uwierało gdzieś w piersi. Może dlatego że pamiętałem ją pełną życia, chętną przygód. A teraz przypominała mi mnie jak miałem pół roku, kiedy straciłem powód by dalej żyć, bo jedyna osoba która mi została... A zresztą. Odwróciłem głowę, nie patrząc już na nią.

– Jesteśmy – stwierdziłem zdziwiony, naprawdę nie odeszli daleko, jakby spodziewali się że wrócę, albo czekali na mnie, tak dla pewności.

Rodzice Serafiny paśli się obok siebie, podczas gdy ona rozmawiała z Gizą przy leżącej wychudzonej klaczy, a Ajiri właśnie zakrztusiła się jedzeniem na widok Rosity.

– Przyprowadziłeś Przeklętą, czyś ty oszalał?! – krzyknęła na mnie.

Cierń z Hirini osłonili momentalnie Serafine.

– Dajcie już spokój z tą klątwą, gdyby istniała to już dawno zaczęłoby się coś dziać – powiedziałem.

– Skąd możesz to wiedzieć? – spytała Hirini, śledząc każdy ruch, a raczej brak ruchu u Rosity. Stała obok mnie, jakby czekała na skazanie, z wzrokiem utkwionym w ziemi i zbyt głośnym, urywającym się oddechem.

– Nic złego nie zrobiła o ile mi wiadomo.

– Skąd wiesz że nic nie zrobiła? Chaos mogła przed nami wszystko zataić – dodał Cierń.

– Tak mi przykro, Rosita. Nie wiem w co wierzyć, ale wolę nie ryzykować. – Serafina odeszła kawałek, a za nią poszli jej rodzice, Cierń zabrał tą klacz na grzbiet. Ajiri mu pomogła.

Jednorożce i ZaklęciWhere stories live. Discover now