Jaskółka cz.2

5 0 0
                                    

[Rosita]

Stanęłyśmy przed skupiskiem zakwitających krzewów – zupełnie zasłoniły ziemię, niczym wysoka warstwa śniegu zimą. Przedzierała się przez nie dwójka koni, ciemnogniada klacz z jasnobrązową grzywą i ogier o ciemnoszarej sierści, rozjaśnionej mnóstwem szarych plam, przywodzącymi na myśl rozproszoną mgłę.

Poczułam nagły napływ paniki od Karyme. Przewróciła mnie na bok, aż zabrakło mi tchu, sama kładąc się równie gwałtownie. Zniknęłyśmy im za krzakami.

– Wiedziałam, wiedziałam że coś się stanie – szepnęła.

– Ale nic się nie stało, oprócz tego że obiłaś mi bok. To samotne konie, chodź.

Dźwignęłam się na przednie nogi, nim wstałam, ściągnęła mnie z powrotem na ziemię, za grzywę.

– Aua! – Wyrwała mi przynajmniej dwa włosy.

– A wy co? – Ogier stanął przed nami, zdmuchując z jasnosiwego pyska, szarobrązową grzywkę.

Karyme poderwała się na równe nogi, wstałam nieco spokojniej, żeby dodatkowo jej nie niepokoić, choć też miałam ochotę zrobić to szybko, bardziej z ekscytacji niż strachu.

– Nie ma złych zamiarów – szepnęłam jej do ucha, wpatrywała się w niego wielkimi, spanikowanymi oczyma.

Odwrócił od niej wzrok, skrępowany, patrząc bezpośrednio na mnie: – Zaatakowała cię? – spytał.

– Nie, to moja przyjaciółka.

– Ja to widziałem nieco inaczej.

– Poważnie, tylko się wygłupiałyśmy. – Pierwszy raz spotkałam kogoś kto miał szare tęczówki, przypominały barwą księżyc, ale zamiast na nich utknęłam spojrzeniem na jego srebrnym naszyjniku, w kształcie obręczy: – Co to takiego?

– A tam, zwykła ozdoba. – Podrzucił łbem, czułam że kłamał.

– A gdzie twoja towarzyszka podróży? – Ciekawe czy to jego siostra, przyjaciółka, partnerka, kuzynka? Istniało naprawdę wiele opcji.

– Jaka towarzyszka?

– Ta ciemnogniada klacz.

– Co ty mnie tak wypytujesz? – zapytał żartobliwym tonem, wyraźnie czułam że się zestresował.

– Cześć wam. – Rozproszył nas miły głos, należący do ciemnogniadej, właśnie zmierzała w naszą stronę.

Nieznajomy zasłaniał ją sobą jak tylko potrafił.

– Cześć, gdzie zniknęłaś? – zagadałam.

– Pedro kazał mi się ukryć. – Wyszła z krzaków.

Pedro westchnął, wznosząc oczy do nieba.

– Spójrz na jej nogi – szepnęła ukradkiem Karma.

Nadgarstki klaczy prawie się stykały ze sobą, a kopyta rozchodziły strasznie na boki, zupełnie jakby ktoś zgiął je ku sobie.

– Kto ci to zrobił? – Położyłam współczująco uszy.

– Taka się urodziłam, przepraszam, nic nie mogę z tym zrobić. – Uszy jej oklapły, uśmiechała się przepraszająco: – Mam nadzieje że nie przeszkadza wam to aż tak bardzo..

– Wygląda strasznie – szepnęła do mnie Karma: – To musi boleć.

– Nie masz za co – odpowiedziałam najpierw nieznajomej, po czym dodałam szeptem do Karyme: – Przesadzasz.

Jednorożce i ZaklęciWhere stories live. Discover now