Rodzina cz.6

7 0 0
                                    

[Feniks]

Wspięłam się do przywódczyni na górskie zbocze. Stąd rozciągał się widok na całą dolinę otoczoną górami. Z tego co mówił mi tata, każdej jesieni i zimy było tu cieplej niż gdziekolwiek indziej, a trawa utrzymywała dobry smak, niewielkie grupki drzew i jaskinie zapewniały schronienie, wodę konie czerpały z rzeki płynącej przy zachodniej części gór, albo śniegu, kiedy ta zamarzała.

Część strażników już zajęła inne zbocza badając teren poza doliną. Przywódczyni obserwowała stado pasące się niedaleko rzeki, stąd ledwo rozpoznawałam poszczególne konie, malutkie jak kłosy.

– Matko... – Zatrzymałam się obok niej.

– Gdyby Ivette przyznała że się boi, nie doszłoby do tego. Cokolwiek postanowię i tak wyjdzie na niekorzyść dla niej. – Odwróciła się do mnie.

– Wiesz o tym...? – zdziwiłam się, powstrzymując się przed skłonieniem głowy, ale w jej oczy i tak nie mogłam spojrzeć.

– Oczywiście. Dawała zbyt wiele sygnałów by to przeoczyć, sądziłam że ostatecznie przełamie swój lęk, aczkolwiek się przeliczyłam – mówiła tak jakby omawiała jakąś sprawę, jako przywódczyni, a nie matka.

– Może... – Sama nie miałam pomysłu jak to rozwiązać. Ivette raczej nie chciałaby żeby wszyscy wiedzieli o jej lęku wysokości, mogliby też nie uwierzyć, upierając się że to był zamach na życie ich przywódczyni. Ale może chociaż część zmieniłaby zdanie?

– Oczekuje że sama do mnie przyjdzie, niech sama zdecyduje jak chce by stado ją postrzegało.

~*~

Nie przyszła. Nie pojawiała się nawet na lekcjach z matką. Zdążył spaść śnieg, jej skrzydło się zrosło. Przez te kilka miesięcy przebywała z daleka od wszystkich, nieustannie ćwicząc. Jedyne co mogłam zrobić to trwać przy niej.

Biegała czasem pomiędzy drzewami, czasem na otwartej przestrzeni, to wyhamowując nagle, to stając dęba, skrzydłami przecinając z impetem powietrze, ale nigdy nie próbując się wznieść.

Wolała ćwiczyć ciosy na drzewkach, bądź skałach niż z kimś; robiła slalomy wokół wykopanych i usypanych stosów, odgarniała skrzydłami śnieg ze swoich utartych już tras. Martwiłam się o nią coraz bardziej, za każdym razem mnie zbywała, nie chciała tracić czasu na rozmowę. Nie robiła sobie żadnych przerw, jedynie na sen czy jedzenie. Chociaż to czasami też zaniedbywała. Sama też często nie potrafiłam zasnąć, zastanawiając się czy to się kiedyś skończy.

Od czasu do czasu zauważałam Rosite jak ją obserwuje z ukrycia, ani razu nie ujawniając swojej obecności. Choć coraz bardziej tęskniłam za drugą z sióstr, obawiałam się że jak Ivette dowie się że tu jest, to może nie chcieć mnie więcej widzieć. Przywódczyni w ogóle nas nie odwiedzała.

Pod koniec zimy Iv dała się namówić bym poćwiczyła z nią walkę.

~*~

Podczas powrotu na równinę, Ivette szła na tyłach stada, z zastępcą i głównym strażnikiem, Chaos zdecydowała abym tym razem ja jej towarzyszyła wraz z Rositą i Karyme. Za nami rozbrzmiewały liczne rozmowy członków stada, ich radosne głosy i bardziej ochocze kroki, wcale nie poprawiały mi humoru.

– Feni, nadal martwisz się o Iv? – spytała Rosita, nie odpowiedziałam, więc mówiła dalej: – Już o tym nie mówią, zwłaszcza po tym co zrobiłyśmy.

– Co zrobiłyście? – Spojrzałam na siostrę zaniepokojona, Karyme szła obok niej jakby nieobecna, zapatrzona gdzieś w dal. Matka była po mojej prawej stronie, wysunięta nieco do przodu, słuchała na nas jednym uchem, a drugim wyłapywała dźwięki z otoczenia.

Jednorożce i ZaklęciWhere stories live. Discover now