Rodzina cz.4

8 0 0
                                    

[Feniks]

Skrzydło się osunęło, odsłaniając gałązkę, wbitą poprzecznie w łopatkę Ivette. Obserwowała mnie w połowie przymkniętymi oczami, zalanymi łzami. Rozszerzając maksymalnie chrapy, wydychała coraz bardziej urywane powietrze, wzdrygając się przy tym. Załkałam, nie potrafiąc złapać tchu. Zamknęła oczy.

– Iv... Iv!

Położyła się jakby w zwolnionym tempie na boku, ciągnąc za sobą złamane skrzydło.

– Iv!!! – zawyłam, doczołgałam się do niej, nie dając rady przez chwilę jej dotknąć. Bok siostry unosił się z wielkim wysiłkiem, przez chwilę wydawało się że przestał, ale potem znów się uniósł. Wypłakałam się w jej szyję, tuląc do niej głowę.

– O, matko! Co tu się stało?! – krzyknęła Ajiri, odsunęła mnie od Ivette, sprawdziła czy oddycha: – Pomóż mi, szybko! – Przewróciła ją na brzuch, każąc ją tak przytrzymać. Złożyła jej skrzydło, nie chciało trzymać samo z siebie. Pobiegła po grubą łodygę nieznanego mi pnącza, owinęła ją przytwierdzając skrzydło do boku siostry, potem zabrała ją na grzbiet.

Miałam nieść to drugie, złamane skrzydło. Ledwie je oderwałam od ziemi, a już puściłam, było wiotkie, kości się w nim przemieszczały.

Siostra pojękiwała.

– Pospiesz się! – krzyknęła Ajiri.

~*~

Ivette kwiknęła, krótko po tym jak ją położyłyśmy w trawie, zacisnęła mocniej powieki i zęby, buchając powietrzem z chrap. Leżałam przy niej, z głową opartą delikatnie o jej grzbiet. Napierała skrzydłem na pnącze, wbijając je nieświadomie w mój bok. Łopatka spuchła, krew zasychała wokół tkwiącej w niej gałęzi.

Ajiri zmoczyła opatrunek w wodzie, zbliżyła go do rany, ledwie wycofując głowę, przed zębami Ivette, które kłapnęły tuż przed jej nosem. Upuściła opatrunek.

– Oszalałaś?!

– Zostaw mnie – wycedziła Ivette, przyciskając uszy do szyi, przeszyła ją wzrokiem, śledząc każdy jej ruch.

– Iv, Ajiri chcę ci pomóc – szepnęłam.

Kwiknęła, odsuwając się, jak tylko Ajiri się zbliżyła.

– Zjedz to. – Położyła przed nią zioła.

– Nie. – Ivette odwróciła głowę.

– Poważnie. Weź je, to na ból.

– Iv, proszę... – Złapałam jedną łodygę, podając siostrze.

– Nie! – Wyrwała ją ode mnie, wyrzucając na ziemię, blisko Ajiri. Zanim zdążyłam jej wytłumaczyć, Ajiri podniosła nagle zioła. Spróbowała wepchnąć je Ivette prosto do pyska, która ścisnęła wargi. Uwolniła skrzydło, wywracając mnie na bok i uderzając nim prosto w głowę Ajiri. Zasłoniła szybko gałąź tkwiącą w swojej łopatce.

– Ty mała... – Ajiri, pociekła krew z chrapy: – Dzikusko! – Rzuciła w nią ziołami.

– Idź stąd! – wrzasnęła Ivette, odrzucając je skrzydłem.

– Chcesz żeby bolało? Dobra. – Ajiri się do niej zbliżyła.

Zerwałam się na równe nogi, osłaniając siostrę.

– Co ty robisz? – spytała.

– Zostaw ją.

– Pewnie! Niech się wda infekcja! A może jeszcze będziemy musieli usunąć skrzydło, bo za chwilę nie będzie co ratować!

Jednorożce i ZaklęciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz