Rozdział 21

836 43 1
                                    

Rano obudziło mnie pukanie do drzwi.
- Kto tam? - usiadłam i spojrzałam w stronę drzwi.
- To tylko ja, ubieraj się, wychodzimy - do mojej sypialni wszedł jak gdyby nigdy nic Loki.
- Jeszcze pięć minut... - mruknęłam i z powrotem się położyłam. Ten czyn poskutkował brutalną reakcją Lokiego, a mianowicie odkryciem mnie i zabraniem mojej kołdry - No weź.
- Wstawaj i się ubierz... - mruczał przeglądając moją szafę - w to - wyjął z niej coś w rodzaju stroju do ćwiczeń i wiązane oficerki.

***

W końcu wstałam i łaskawie się przebrałam. Gdy już byłam gotowa poszliśmy coś zjeść, a później wyszliśmy z pałacu.
- To dokąd idziemy?
- Niespodzianka. Zamknij oczy i nie podglądaj.
Zrobiłam tak jak mi kazał i jakoś udało mi się nie zabić, gdy mnie prowadził. W końcu doszliśmy do celu i doleciał do mnie tak bardzo znajomy zapach. Jesteśmy w stajni.
- Dobra możesz otworzyć.
Gdy to zrobiłam moim oczom ukazały się  dwa osiodłany konie. Właściwie chciałam wybrać się na jakąś przejażdżkę już pierwszego dnia i drugiego też, i trzeciego... dobra po prostu nie było okazji żeby spytać o to Lokiego.
- Jesteś pewien, że nie czytałeś w moich myślach? Marzyłam o tym odkąd jesteśmy w Asgardzie!
- No to nie traćmy czasu - powiedział Loki i wskazał  na rumaki.
Drugi raz nie trzeba mi było powtarzać i cała skowronkach wskoczyłam na Magnusa. Loki zrobił to samo i pojechaliśmy w kierunku lasu.

***

- Właściwie to gdzie się uczyłaś jeździć? Na Midgardzie są jakieś konie?
- Oczywiście, że są, ale nie uczyłam się jeździ na Ziemi, tylko w domu, na Muspelheimie. Miałam swojego konia, nazywał się Feniks. Był przepięknym, ogromnym karym ogierem. Gdy przebiegał obok, trzęsła się ziemia. Miał ognistą grzywę i szkarłatne kopyta, z których sypały się iskry. Wyglądał naprawdę groźnie i wszyscy się go bali, może to dlatego, że był agresywny - zamyśliłam się na chwile - ale nie dla mnie, w stosunku do mnie był potulny jak baranek i zawsze wykonywał moje polecenia. Byliśmy niesamowicie zgrani, tak właściwie to był moim najlepszym przyjacielem.
- Chyba za nim tęsknisz, co?
- Tak, chyba tak, ale opuszczając tamten świat liczyłam się z tym, że już nigdy go nie zobaczę - nagle Magnus zarżał - oczywiście, ty też jesteś wspaniałym wierzchowcem - powiedziałam i poklepałam konia po szyi.
- Jak właściwie wyglada Muspelheim?
- Niezbyt ciekawie, wszędzie jest tylko ogień, lawa i goła ziemia. Nie ma tam zielonej trawy, błękitnego nieba, ani kolorowych kwiatów.

***

Gdy tak jechaliśmy i rozmawialiśmy dotarliśmy do polany, na której ćwiczył Thor z jego przyjaciółmi. Jak tylko nas zobaczył od razu nam pomachał.
- Jedziemy dalej, czy jedziemy do nich? - zapytałam.
- Cóż trening wprawdzie był częścią mojego planu, ale bez nich.
- Dlaczego?
- Oni nadal nie do końca wierzą w moją zmianę, w pewnym sensie ich zdradziłem.
- Przykro mi, ale trochę ich rozumiem. Rany po zdradzie bolą najbardziej i goją się najdłużej.
- Masz rację, chodźmy - powiedział i zwrócił konia w kierunku polany.
- Witajcie - przywitał nas Thor - chcecie do nas dołączyć?
- A co robicie? - zapytałam schodząc z konia.
- Akurat trenujemy łucznictwo.
- Łucznictwo powiadasz...
- Może małe zawody? - zaproponował mi Loki.
- Wiesz co bracie, na twoim miejscu nie konkurowałbym z nią akurat w tej dyscyplinie.
- A to niby czemu?
- Wiesz kto ją uczył strzelać?
- Najlepszy z najlepszych - uśmiechnęłam się.
- Dajcie spokój, ten wasz Legolas nie ma ze mną szans, ty też nie.
- Tak? Jeszcze zobaczymy - zaczęliśmy się mierzyć wzrokiem i gdyby Thor nam nie przerwał to trwałoby to wieczność.
- Zapomniałbym Ci przedstawić moich przyjaciół. Słuchajcie wszyscy, to jest Kate. Kate, to Sif, Volstagg, Fandral i Hogun.
- Miło mi was poznać - uśmiechnęłam się.
- Może wszyscy urządzimy sobie zawody w strzelaniu? - zaproponowała Sif.
- Jasne - odpowiedziałam.
- Ja pasuje, będę wam jedynie kibicował - powiedział Thor.

Każdy wziął do ręki łuk i kołczan. Każdy ustawił się na przeciwko tarczy i zaczęliśmy strzelać. Kiedy każdy wystrzelił już wszystkie strzały okazało się, że najlepiej poszło mi i Sif, wszystkie nasze strzały trafiły w sam środek tarczy. Niestety Loki ze mną przegrał, bo mial kilka strzał wbitych w inne pole.

- A może teraz walka na miecze? - zaproponował Fandral.
- Niestety ja nie potrafię władać mieczem mieczem.
- A co powiesz na noże? - zapytał Hogun.
- Mogę spróbować, ale obawiam się, że mogę się z tobą równać.
- Na twoim miejscu nie konkurowałbym z nim akurat w tej dyscyplinie - wyszczerzył się Loki - bo dosłownie posieka cię na kawałki.
- Myślę, że tym razem możesz mieć rację - powiedziałam, ale i tak chwyciłam za noże - ale co mi szkodzi spróbować.

Stanęliśmy na przeciwko siebie z nożami w dłoniach i zaczęła się walka. Hogun poruszał się bardzo szybko i zwinnie, a atakował błyskawicznie. Nie byłam w stanie zadać mu żadnego ciosu, bo albo robił unik albo go blokował. Ze mną było znacznie gorzej, bo moje uniki nie były wystarczająco szybkie i kilka razy prawie oberwałam. W końcu wytracił mi nóż z jednej ręki i ciał mnie w ramię. Mi się udało go ciąć drugim nożem. Hogun jednak nie pozostawał mi dłużny i ciął mnie w dłoń, w której trzymałam nóż, co poskutkowało mimowolnym wypuszczeniem broni. Później mnie podciął, a ja wylądowałam na plecach, z jednym nożem na gardle, a drugim na piersi.

- Broniła się dłużej niż myślałem, że będzie - krzyknął Volstagg - dobra robota!
- Tak, dobrze ci poszło - pochwalił mnie Hogun i podał mi rękę żebym mogła wstać.
- Może dogrywka? - zapytałam otrzepując się z ziemi.
- O nie - zaprotestował Loki - nawet nie ma takiej opcji, jesteś ranna.
- Nic mi nie jest, cięcie nie jest głębokie - spojrzałam na wierzch mojej dłoni.
- Chodź - Loki pociągnął mnie za zdrową rękę do konia i wyjął z torby przy siodle bandaż.
- Chyba nam wystarczy na dzisiaj! - krzyknął do pozostałych, gdy opatrzył moje bitewne rany.
- Miło było was poznać - powiedziałam jak już wsiadłam na konia.
- Ciebie również - uśmiechnął się Fandral.

Popędziliśmy konie i pojechaliśmy do lasu.

[Loki] Igranie z ogniem wcale nie musi oznaczać, że się sparzyszWhere stories live. Discover now