Rozdział 14

1K 40 0
                                    

Avengers wrócili po południu. Jakże wielkie musiało być ich zdziwienie, kiedy wrócili i zastali taki zabawny obrazek: Loki śpiący na kanapie w salonie zwinięty w kłębek niczym kot, koc którym był przykryty spadł w nocy i wylądował na mojej głowie, ja śpiąca na podłodze, wciśnięta między stolik do kawy a sofę z twarzą przyklejoną do miękkiego dywanu, a na mnie jak gdyby nigdy nic śpi wyciągnięty jak struna Pan Wąsik.
- Wróciliśmy! - krzyknął Tony, Loki natychmiast zerwał się do pozycji siedzącej, a ja chcąc się podnieść uderzyłam głową w stolik kawowy.
- Ała! - krzyknęłam i spróbowałam wyplątać się z koca, niestety na próżno.
- Sądząc po tym co zastaliśmy, chyba zorganizowaliście sobie tutaj niezłą imprezę - zaśmiał się Tony, kiedy w końcu (z pomocą Lokiego) udało mi się wyplątać z koca.
- Mylisz się, impreza była w parku - powiedziałam sięgając po pilota i włączając wczorajsze wiadomości.
- Jak rana? - tym razem zwróciłam się do Lokiego.
- Chyba dobrze - powiedział, a ja delikatnie dotknęłam szwów, na co Bóg zareagował odsunięciem się - ale jeszcze trochę boli.
- Przynajmniej nie ma zakażenia, przyniosę Ci leki przeciwbólowe.
- Jak było na misji? - zapytałam podając Lokiemu tabletkę i szklankę wody.
- Wiesz, że nie jechałaś z nami na misję żeby uniknąć walki, prawda? - zaczął Tony.
- Na prawdę chcesz się teraz o to kłócić?
- Mogło Ci się coś stać.
- Ale nic mi się nie stało.
- I jeszcze wzięłaś go ze sobą - Tony wskazał na Lokiego - mógł wykorzystać tą sytuacje i uciec albo sprzymierzyć się z tym typem. Mógł cię nawet...
- To dzięki niemu nic mi się nie stało - przerwałam wywód Starka, patrząc mu prosto w oczy.
- On nie jest taki dobry jak Ci się wydaje! - Tony lekko podniósł głos.
- O! Bo ty spędziłeś z nim tak dużo czasu żeby go poznać!
- Kate...
- Pomógł mi, przez co sam oberwał.
- Zaatakował Nowy York.
- To było dawno temu! Dlaczego nie możesz zrozumieć, że ludzie się zmieniają?!
- On nie jest człowiekiem.
- Masz racje, jest Bogiem.
- Nie, jest potworem.
- Naprawdę? - spojrzałam na wszystkich po kolei - wy też tak uważacie? - nikt nie zaprotestował - Gdyby był tu Thor to by mnie poparł.
- Ale go tu nie ma.
- Wiem, że macie do niego żal po tym co zrobił - powiedziałam po chwili - ale jak ma się zmienić skoro ciągle wmawiacie mu, że jest mordercą i potworem? - spojrzałam na nich błagalnie. - Proszę, proszę dajcie mu szansę, zaufajcie mu, a jeśli nie potraficie to zaufajcie chociaż mnie, bo ja mu ufam.
- Rozumiem - powiedziałam po chwili ciszy - potrzebujecie więcej czasu. Dostaniecie go tyle ile będziecie potrzebować. Chodź Loki, idziemy - chwyciłam Go za dłoń i pociągnęłam za sobą.

Gdy tylko weszłam do pokoju od razu się rozpłakałam, nie wiem czemu, po prostu poczułam się bezsilna. On naprawdę się zmienił, a oni tego nie widzą. Z drugiej strony czego się po nich spodziewałaś dziewczyno? To ty spędziłaś z nim te kilka miesięcy, dzień w dzień mając z nim kontakt, a nie oni. Oni nawet z nim nie rozmawiali. Usiadłam na podłodze opierając się o drzwi, objęłam kolana ramionami i oparłam o nie czoło. Po chwili usłyszałam, że Loki siada na przeciwko mnie.
- Niepotrzebnie się o mnie wykłócałaś - powiedział a ja się na niego spojrzałam.
- Dlaczego? Nie chcę żeby tak o Tobie myśleli.
- Może mają rację?
- Nie, nie znają Cię tak dobrze jak ja.
- Wiesz, chyba ich zdanie już się dla mnie nie liczy. Przyzwyczaiłem się, że nikt we mnie nie wierzy. Nikt z wyjątkiem Ciebie.
- Oni mi nie ufają - znowu spuściłam głowę.
- Wręcz przeciwnie - Loki chwycił moje dłonie a ja się zarumieniłam - ufają Ci bardziej niż komukolwiek innemu. Myślisz, że gdyby Ci nie ufali to zostawiliby Cię ze mną? Oni po prostu nie ufają mi. I wcale im się nie dziwię.
- Dlaczego powiedziałaś im, że Ci pomogłem? Przecież sama byś sobie poradziła - powiedział po chwili milczenia.
- Bo to prawda, pomogłeś mi. Poradziłabym sobie, ale pewnie zajęłoby mi to znacznie dłużej i nie wiadomo czy to mnie coś by się nie stało.
- Pytałeś mnie wczoraj dlaczego tak się o Ciebie martwię, ale to raczej ja powinnam Cię spytać dlaczego Ty martwisz się o mnie?
- Jaa... - zaczął Loki, ale się zaciął.
- W porządku, nie musisz mi odpowiadać - cmoknęłam Go w policzek. - Myślałam, że to Ty się przede mną otwierasz, ale teraz widzę, że ja również pokazałam Ci prawdziwą siebie - chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi.
- Chcesz do nich iść? Po tym jak Cię zranili? Chcesz im tak po prostu wybaczyć?
- Oczywiście, kocham ich, są moimi przyjaciółmi, a przyjaciele tak właśnie robią, wybaczają - uśmiechnęłam się do Boga i wyszłam.

- Kate! - krzyknął do mnie Tony z końca korytarza i do mnie podbiegł - Przepraszam Cię, nie chcieliśmy się z tobą kłócić, a i tak wyszło jak zwykle. My po prostu się o Ciebie martwimy.
- Wiem - uśmiechnęłam się do niego - ale nie musicie, dam sobie radę.
- Już wiem, w ramach rekompensaty zrobimy imprezę!
- Chcesz mi to wynagrodzić imprezą, wiedząc, że nie lubię imprez? - powiedziałam, ale nadal się uśmiechałam.
- Oczywiście! Dla Ciebie wszystko! - Tony się do mnie wyszczerzył - Tym razem zrobimy taką ogromną! Napiszę w mediach społecznościowych!
- „Tym razem"? Ostatnio też zaprosiłeś pół miasta!
- Ostatnio?! To było kilka miesięcy temu, czyli bardzo dawno. A poza tym to nieprawda! To była jedna trzecia.
- Kiedy ta impreza?
- Może jak coś zjemy?
- W porządku zrobię obiad, albo raczej obiadokolacje,bo jest już całkiem późno.

***

- Idę się przebrać - powiedziałam i wyszłam z salonu jak tylko skończyłam jeść.
- Tylko tym razem masz być w sukience, a nie w dresie tak jak ostatnio! - krzyknął za mną Stark.
- Będę w tym w czym będę chciała być! - odkrzyknęłam i poszłam do pokoju.
- Ty nie musisz iść jak nie chcesz - powiedziałam do Lokiego, który wyszedł od razu za mną, ale nic nie odpowiedział, więc weszłam do pokoju.
Podeszłam do szafy i rzuciłam okiem na moje ubrania. Po chwili zastanowienia wyciągnęłam z szafy zieloną sukienkę, którą ostatnio kupiłam. Poszłam do łazienki wziąć prysznic i się przebrać. Zrobiłam sobie też makijaż i upięłam włosy. Jak skończyłam się przygotowywać usłyszałam głośną muzykę, Stark już pewnie zaczął imprezować, więc pokierowałam się w stronę hałasów. „Imprezowe piętro" było idealnie przystosowane dla dużej liczby gości, zaopatrzone w odpowiednie nagłośnienie, barek i balkon. Były tam też stoliki, żeby można było usiąść, ogromny parkiet i niewielka scena. Gdy weszłam do pomieszczenia było w nim już mnóstwo obcych ludzi.

[Loki] Igranie z ogniem wcale nie musi oznaczać, że się sparzyszKde žijí příběhy. Začni objevovat