Prolog

2.5K 85 34
                                    

Było południe, właśnie wracałam z kolejnej rozmowy o prace, z resztą nieudanej (znowu). Od pierwszego spojrzenia i wymienionego zdania pracodawcy już nie chcą mnie zatrudnić. Ludzie jak tylko się ze mną zobaczą od razu mnie skreślają. Nie mówię, że wszyscy, bo owszem miałam przyjaciół, ale oni tak szybko odchodzą... za szybko, a ból po ich stracie pozostaje na bardzo długo. Niestety budowanie relacji wymaga czasu, a przy rozmowach o pracę bardzo go brakuje i mimo tego, że mam dość duże doświadczenie w wielu dziedzinach nigdy nie chcą mnie zatrudnić.

Odgoniłam od siebie negatywne myśli, włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam moją ulubioną playlistę. Gdy weszłam do metra od razu znalazłam wolne miejsce i wyjęłam z plecaka „Dary anioła: miasto niebiańskiego ognia". Uwielbiam tą serię, szkoda, że tak szybko się kończy. Zatopiłam się w lekturze i nawet nie zdążyłam się obejrzeć, a już byłam na miejscu. Czas tak szybko leci z dobrą książką.

Od razu po wyjściu z pociągu wyczułam, że coś jest nie tak. Zobaczyłam czarny dym unoszący się nad miastem i poczułam jego zapach - ogień - pomyślałam. Przyspieszyłam kroku i po dotarciu w miejsce skąd wydobywał się dym zobaczyłam, że to mój blok się pali.
- Super - mruknęłam sama do siebie i podeszłam do barierki oddzielającej mieszkańców domu i przypadkowych gapiów od budynku. To bardzo stary blok który już wcześniej się sypał, więc nie zdziwiło mnie to jak łatwo się zajął.

Nagle usłyszałam moją sąsiadkę rozmawiającą z policjantem:
- Musicie mnie tam wpuścić! - krzyczała kobieta.
- Proszę pani, w budynku panuje zbyt duża temperatura, a cała konstrukcja grozi zawaleniem, nawet strażacy nie są w stanie wejść do środka - tłumaczył zirytowany policjant.
- Ale w środku jest moje dziecko!

No cóż, to by było na tyle z mojego spokojnego życia - pomyślałam. Po dokładnym, aczkolwiek bardzo krótkim namyśle przeskoczyłam przez barierkę i wbiegłam do budynku. Gdy byłam już w środku usłyszałam krzyczącego za mną policjanta i dźwięk zawalającego się wejścia.
- Czyli będę musiała znaleźć inne wyjście - powiedziałam sama do siebie i ruszyłam w stronę odpowiedniego mieszkania.
Gdy byłam już pod drzwiami okazało się, że są zamknięte na klucz. Niewiele myśląc chwyciłam za klamkę i wyrwałam drzwi z zawiasów, po czym weszłam do środka. Znalazłam dziecko w sypialni, najwyraźniej kobieta gdzieś wyszła na chwile i gdy wróciła już nie mogła wrócić do domu. Maluch był nieprzytomny, jego oddech był płytki i nierównomierny, ale nadal żył. Wzięłam Go na ręce i wyszłam z mieszkania. Szybko zbiegłym na parter i zatrzymałam się pod drzwiami jednego z mieszkań, na szczęście nie było zamknięte. Weszłam do niego i wyskoczyłam przez najbliższe okno. Od razu przekazałam Małego ratownikom medycznym i już chciałam się ulotnić, lecz moją uwagę przykuł budynek który właśnie runął.
- O mały włos - pomyślałam i już miałam iść, ale poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę i zakłada kajdanki.
- Pójdziesz z nami - powiedział umięśniony blondyn.

***

No tak, siedzę w Avengers Tower już dosyć długo, w sumie nawet nie wiem ile bo w mojej celi nie ma żadnego zegara, a mój bagaż został skonfiskowany. Muszę przyznać, że budynek wygląda niesamowicie już od zewnątrz, ale to co zobaczyłam w środku przerosło moje najśmielsze oczekiwania.

W holu były dwie ogromne, białe kanapy, które oddzielone były stolikiem kawowym z pięknego ciemnego drewna. Ściany były szare, a na jednej była położona czerwona cegła. Na podłodze był długi dywan prowadzący prosto do windy. A no właśnie - ona tez nie była taka mała. Były w niej ogromne lustra, które sprawiały, że wydawała się jeszcze większa.

Zjechaliśmy na minusowe piętro i zostałam niezbyt delikatnie wepchnięta do jednej z... cel? Chyba można to tak nazwać, czyli od dzisiaj jestem więźniem? Za co? Za uratowanie życia niewinnemu dziecku? Dyskretnie rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było w nim jedynie biurko oraz para krzeseł i ogromne lustro. Czyli to jednak jakaś sala przesłuchań? O dziwo nie dojrzałam w niej żadnych kamer. Spojrzałam na mężczyznę który mnie tu przyprowadził pytającym wzrokiem.
- Siadaj - rozkazał, pokazując jedno z krzeseł.
Bez słowa skargi, posłusznie wykonałam jego polecenie.
- Zaczekaj tutaj - powiedział i wyszedł.
- Ta, jakbym miała dokąd iść - pomyślałam i zaczęłam wpatrywać się w moje skute ręce.

Po chwili spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam okropnie. Byłam cała brudna od pyłu i tynku. Moje rude włosy były całe potargane i przyklejały się do mojej spoconej twarzy. Oczy miałam czerwone przez podrażnienie dymem. Odwróciłam wzrok od swojej twarzy, nigdy nie lubiłam jej wyglądu, a najbardziej oczu -miałam heterochromię. Jedno oko było zielone, a drugie niebieskie, zawsze uważałam to za przekleństwo. No i piegi, co prawda nie były jakieś bardzo intensywne, ale i tak ich nienawidziłam. Dopiero teraz zauważyłam, że jestem ranna. Miałam mnóstwo większych lub mniejszych zadrapań i skaleczeń. Nie czułam ich dopóki na nie nie spojrzałam, teraz zaczęły mnie strasznie piec i szczypać.Spędziłam tak może z 3-4 godziny? Nie mam pojęcia nigdy nie miałam dobrego wyczucia czasu. Po bliżej nieokreślonym mi czasie do pomieszczenia weszło dwóch agentów - Hawkeye i Czarna Wdowa. Czyli pewnie będziemy bawili się w złego i dobrego glinę?
- W telewizji wydajesz się młodszy - powiedziałam do agenta, na co spojrzał na mnie zdezorientowanym i zarazem wściekłym wzrokiem. - przepraszam - dodałam skruszona, ale uśmiechnęłam się pod nosem.
- Zamknij się i mów kim jesteś i czego chcesz! - krzyknęła Wdowa.
- To trochę nie logiczne, że każesz mi się zamknąć i zarazem mówić, wiesz? - odpowiedziałam, tym samym wyprowadzając Rosjankę z równowagi.
- My tu jesteśmy od zadawania pytań! - krzyknęła i uderzyła ręką w stół na co podskoczyłam.
- Ale o co wam chodzi? - zapytałam.
- O to, że każdy człowiek zaraz po wejściu do tego budynku od razu straciłby przytomność przez temperaturę i dym! Wejście tam było niemal niemożliwe, a ty nie tylko tam weszłaś, ale tez z tamtąd wyszłaś. Więc gadaj kim jesteś! - krzyczała agentka, nieźle ją wkurzyłam.
- Wyluzuj, nie chce nikomu robić krzywdy - powiedziałam, chcąc ją uspokoić.
- To nadal nie jest odpowiedź na nasze pytanie. Kim jesteś? - włączył się łucznik.
- Będę odpowiadała na pytania jedynie w obecności Thora - powiedziałam spokojnie, wiedziałam, że jedynie On zrozumie wszystko co powiem i w to uwierzy.
- A to niby dlaczego? - spytała podejrzliwie kobieta.
- Bo... jest moim niedoszłym mężem... - odpowiedziałam i spuściłam głowę.

[Loki] Igranie z ogniem wcale nie musi oznaczać, że się sparzyszWhere stories live. Discover now