Szkoła

1.1K 67 1
                                    

LARYSSA

Po rozmowie z Willem powróciliśmy do domu, gdzie zastałam Amelię z gotowym już śniadaniem, którym były jajka po benedyktyńsku. Byłam mocno zaskoczona, gdy usłyszałam jak to się nazywa, jednak Amelia zaraz mi wszystko dokładnie wyjaśniła. Są to - jak to ona powiedziała - jajka w koszulce podane na grzance z sosem holenderskim. Wyglądały cudownie i równie cudownie smakowały. Dosłownie rozpływały się w podniebieniu. Dodatkowo do posiłku była do wyboru kawa, herbata lub normalny sok. Bracia bez zastanowienia chwycili dzbanki z ciepłą czarną kawą, a ja z kolei wybrałam sobie herbatę na rozgrzanie. Mimo, że mieszkałam w tym domu od piątku, bardzo rzadko mogłam dostrzec wszystkich moich braci w jednym pomieszczeniu. Najczęściej są razem na śniadania, obiady niekoniecznie, a kolacje to zależy

- Za pół godziny macie być w szkole, polecałbym wam się pospieszyć.- odezwał się Vincent spoglądając na swojego złotego Rolexa na prawym nadgarstku

- Krasnalu, zjadłaś?- zapytał Dean, obok którego miałam zaszczyt mieć miejsce przy okrągłym stole, przy którym siedzieliśmy

- Już kończę.- odpowiedziałam krótko

- To kończ szybciej.- pośpieszył mnie. Przymknęłam oczy starając się nie odpysknąć mu

- Dean, nie poganiaj jej. Daj jej spokojnie zjeść.- odezwał się Will, który dopijał swoją kawę

- Tak, tak...- mruknął od niechęcenia, jednak wciąż mogłam wyczuć jego spojrzenie, które aż mówiło mi, bym się pospieszyła

W końcu po zniecierpliwionym spojrzeniu Deana i znudzonym spojrzeniu Matthew zakończyłam swój posiłek. Nim jednak zdążyłam zabrać naczynia do kuchni, Amelia wyprzedziła mnie zabierając wszystko ze stołu. Udałam się na piętro pokoju, skąd zabrałam swoją torbę z książkami i zeszytami. Wczoraj wieczorem na maila Vincenta przyszedł mail z planem lekcji tylko na poniedziałek. Resztę planu miałam odebrać w szkole wraz z kluczykiem do szafki

- Idziemy.- powiedział Matt, gdy tylko zeszłam z powrotem na parter. Pożegnałam się szybko z Willem, którego zastałam w przedpokoju, by życzyć mi powodzenia

Wyszliśmy z domu, gdzie pod domem stał już samochód, którym kierował Dean. Szybko zajęłam miejsce na tylnym siedzeniu, podczas gdy Matthew zajął miejsce obok kierowcy. Zapięłam szybko pasy i w tym samym momencie ruszyliśmy w drogę do szkoły w towarzystwie muzyki pochodzącej z podpiętego do radia pendriva

***

- Co masz pierwsze?- z zamyślenia wyrwał mnie głos Deana po ponad dziesięciominutowym milczeniu 

- Matematykę.- odpowiedziałam krótko

- Z kim?- dopytał 

- Z kimś o nazwisku Jackobs.- odpowiedziałam 

- Powodzenia życzę z tą babą.- odezwał się Matt 

- Jest aż taka zła?- zapytałam zaniepokojona

- Większość nauczycieli to zło wcielone. Inni są źli, a inni jeszcze gorsi. Jackobs zalicza się do tej drugiej grupy.- wyjaśnił Dean.- Nie wspomnę już o tym jak koszmarnie tłumaczy. To od niej jest najwięcej poprawek. Nie daje żyć uczniom, znęca się nad nimi. Jakby tego było mało, to uczy również rosyjskiego.- dopowiedział rozbawiony

- Też was uczy?- zapytałam zaciekawiona

- Mnie uczyła w pierwszej klasie, potem zmieniono nam nauczyciela. Ledwo wtedy zdałem. Matta z kolei uczy.- odpowiedział zaraz

- Nie spodziewaj się łagodnego traktowania.- dopowiedział młodszy z braci

Reszta drogi minęła nam w ciszy, której nikt nie śmiał przerywać. Jak dotąd czułam lekki stres, to teraz na poważnie zaczynam się obawiać. Byłam tak zajęta rozmyślaniem nad tym, że nawet nie zorientowałam się, kiedy dojechaliśmy na miejsce. Było jeszcze dziesięć minut przed rozpoczęciem szkoły, a uczniowie już gromadzili się to na parkingu, to przed wejściem, a inni już wchodzili do środka. Dean zaparkował na jednym z wolnych miejsc, po czym wyłączył silnik. Odpięłam pasy i wysiadłam jako ostatnia zwracając na siebie uwagę wszystkich przed szkołą. Nerwowo zacisnęłam dłoń na pasku torby

SacrificeDär berättelser lever. Upptäck nu