PROLOG

1.5K 72 2
                                    

Spoglądając na trumnę, która zostaje opuszczona do głębokiego dołu nie mogę powstrzymać łez płynących z oczu po policzkach. To jest jak koszmar, którego zaraz się wybudzę. Obudzi mnie jak co dzień zapach świeżo zmielonej kawy, która piła na śniadanie. Usłyszę jej melodyjne Доброе утро доченька
(Dobroye utro dochen'ka), a następnie postawi mi na stole talerz z moim śniadaniem, który zawsze dla mnie przygotowywała przed szkołą. Następnie siadała na blacie kuchennym i pijąc swoją kawę spoglądała przez na ulicę, na której znajdował się nasz dom

Anastasia Sokołowa miała tylko 37 lat, gdy odeszła z tego świata. Miała proste blond włosy do ramion, zawsze rozpuszczone i przypominające w słońcu złoto oraz duże czekoladowe oczy, których spojrzeniem potrafiła wyciągnąć wszystkie moje sekrety bez zabierania głosu. Była dobrą kobietą, kochającą matką, wspaniałą przyjaciółką, mimo to los jej nie oszczędzał. Nie miała rodziców ani rodzeństwa. Wychowywała się w sierocińcu aż do ukończenia pełnoletności. Następnie zmuszona radzić sobie sama wpierw wyjechała z Rosji, gdzie się urodziła i mieszkała do Bułgarii, gdzie poznała Nataszę, swoją najlepszą przyjaciółkę oraz moją matkę chrzestną. Parę lat później pojawiłam się ja - owoc romansu między dwojga ludźmi, którzy jeszcze przed moimi narodzinami rozstali się i nigdy nie powrócili do siebie. Wychowywała mnie samą, bez pomocy ojca. Jak najlepiej starała się mnie wychować tak, by niczego mi nie brakowało - i tak było do czasu...

Trochę ponad tydzień temu moja mama zaginęła. Nie wróciła ze swojej "pracy" do domu. Natasha, która z nami mieszkała wyszła jej poszukać. Ślad po niej również zaginął. Dwa dni później do drzwi mojego domu zapukała policja informując mnie, że znaleźli ciało mojej mamy w parku, niedaleko naszej ulicy. Nie chciałam im wierzyć, jednak kiedy pozwolili mi zobaczyć ciało - mój koszmar się spełnił. To była ona. Jej opalona twarz była cała blada, sińce powoli pojawiały się pod oczami, usta z malinowego odcieniu przechodziły w sine. Zmieniła się, ledwością ją poznałam tamtego dnia. Zostałam sierotą.

Tego samego dnia przyszła opieka społeczna i zaraz rozpoczęło się szukanie moich krewnych, którzy zgodziliby się zaopiekować mną. Jednak ja wątpiłam, czy uda im się to. W metryce urodzenia nie było nazwiska mojego ojca, a matka była sierotą. Kiedy już myślałam, że trafię do sierocińca - zdarzył się cud. Niejaki James Martell zgodził się mną zająć bez wahania. Okazał się być moim biologicznym ojcem, co mnie lekko zszokowało, ponieważ zawsze myślałam, że ojciec nas porzucił i nie chciał utrzymywać kontaktu ze względu na mnie

Spoglądałam załzawionym wzrokiem jak płyta grobu zostaje zasuwana. Więcej łez spłynęło po mojej twarzy. Czułam jakbym się dusiła. Nie potrafiłam oddychać. Poczułam, że nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Już myślałam, że upadnę na kolana, gdzie wokół było mokro po nocnej ulewie i porannej mżawce. Poczułam jednak czyjeś silne ramię jak przytrzymuje mnie, a następnie unosi z powrotem do góry. Uniosłam głowę do góry chcąc zobaczyć swojego wybawcę. Był to przystojny mężczyzna po czterdziestce, może nawet starszy. Miał czarne włosy, a gdzieniegdzie mogłam dostrzec przeplatane pasma siwego odcieniu. Jego policzki i podbródek pokrywała broda starannie przystrzyżona, by nie wyglądała na dziką. Najbardziej zainteresowały mnie jednak jego oczy. Były niebieskie...tak jak moje. Mężczyzna spojrzał na mnie, a następnie delikatnie się uśmiechnął jakby tym samym chciał dodać mi otuchy. Nie oddałam jednak uśmiechu, tylko ponownie spojrzałam na grób mojej matki

Anastasia Sokołowa
12.06. - 15.09
Kochającą matką i przyjaciółka

Po pogrzebie wszyscy uczestnicy zaczęli składać mi kondolencje i wypytywać o to, jak się czuję. Odpowiadałam "dobrze", jednak w rzeczywistości tak się nie czułam. Czułam się jak wrak człowieka. Wszyscy powoli zaczęły się rozchodzić, jednak nie ja. Nie chciałam odchodzić. Chciałam zostać tutaj, z nią. Nie byłam jednak sama. Kawałek za mną stał ten sam mężczyzna, który wcześniej pomógł mi się utrzymać na nogach

- Pan jest moim ojcem, prawda?- zapytałam wprost drżącym głosem, a którym można było usłyszeć mocny akcent

- Prawda.- potwierdził krótko stając obok mnie. Jego głos był potężny i niski, miał w sobie coś... przerażającego.- Nazywam się James Martell.- przedstawił się, a następnie spojrzał na mnie

- Jestem Larisa.- przedstawiłam się krótko, odwracając głowę w jego kierunku

- Wiem.- potwierdził, a na jego twarzy ponownie pojawił się mały uśmiech.- Jesteś podobna do matki. Obserwując ciebie z daleka miałem wrażenie, że widzę nie ciebie, a Anę.- stwierdził

- Jedyna rzecz jaka mnie od niej różni są moje oczy.- szepnęłam

- To prawda. To również jedyna rzecz, którą na pierwszy rzut oka odziedziczyłaś po mnie.- potwierdził

- Co teraz będzie?- zapytałam ponownie spoglądając na grób

- Nie oczekuję od ciebie, że od razu zaczniesz nazywać mnie "tato". Minęło 15 lat, a ty mnie teraz po raz pierwszy widzisz na oczy. Z czasem jednak wszystko się ułoży. Przyzwyczaisz się do zmiany otoczenia i ludzi.- powiedział szczerze

- Tak bardzo chciałabym żeby tutaj była. Tak bardzo mi jej brakuje.- szepnęłam cicho czując, że kolejne łzy niedługo spłyną mi po policzkach. Wtedy także po poczułam jak coś ciepłego ląduje na moich ramionach. Była to czarna marynarka od garnituru mojego...ojca

- Wierz mi... Przez ostatnie 15 lat mi również jej brakowało.- powiedział, co mnie szczerze zaskoczyło.- Brakowało jej uśmiechu, jej porady, jej dotyku.- zaczął wymieniać, a na twarzy wciąż malował się blady uśmiech.- Czasu jednak nie można cofnąć. Można jedynie iść dalej przed siebie.- dodał zaraz


SacrificeWhere stories live. Discover now