Lot

1.4K 74 10
                                    

LARISA

Ja i James - mój ojciec dojechaliśmy do ulicy, na której znajdował się mój dom. Było to spokojne osiedle domków jednorodzinnych. Nie było to jakieś wypasione, bogate osiedle. Bardziej powiedziałabym, że było ono rodzinne. Mieszkało na nim wiele rodzin z dziećmi, emerytów, do których przyjeżdżały wnuki na wakacje lub weekend, młode małżeństwa, które rozpoczynają swoje rodziny. Wszyscy się tutaj znamy. To tutaj zamieszkałam 3 lata temu po masie przeprowadzek z innych miast, a nawet krajów

- Masz wszystko już spakowane?- zapytał James kierując się spokojnym krokiem za mną w kierunku domu

- Tak.- potwierdziłam krótko

Wyjęłam klucz, a następnie włożyłam go do zamka. Przekręciłam w prawą stronę dwa razy, a zamek puścił. Uchyliłam drzwi i już w wejściu przywitało mnie głośne i równie radosne szczekanie border collie

- Zapomniałam wspomnieć, że mam psa. Mam nadzieję, że to nie będzie problem i będę mogła go zabrać ze sobą.- powiedziałam spoglądając na mężczyznę

- Skądże. Mamy duże podwórko, więc będzie mógł się wyszaleć.- odpowiedział zaraz

Udaliśmy się do salonu, gdzie na kanapie ujrzeliśmy leżącego na niego border collie

- Luka. Dół.- poleciłam pokazując dłonią, że ma zejść z kanapy, co posłusznie zrobił.- Do mnie.- poleciłam uderzając dłonią o udo, co pies posłusznie wykonał

- Luka?- powtórzył zaskoczony James

- Podobało mi się.- odparłam z małym uśmiechem przeglądając się jak Luka obwąchuje mojego ojca krążąc wokół niego. Kiedy skończył, stanął przed nim spoglądając na niego.- Chce żebyś go pogłaskał.- powiedziałam mu

James klęknął na kolano i powoli wyciągnął dłoń w kierunku głowy psa, który posłusznie dał się pogłaskać

- Jest dobrze wyszkolony.- stwierdził

- Wychowuje go od małego. Na początku nie było łatwo, straszny z niego buntownik.- powiedziałam podając psu smakołyk, który ten chętnie przyjął.- Od niedawna uczę go reagować na komendy po angielsku. Do tej pory było tylko po rosyjsku.- wyjaśniłam zaraz wstając z kucek.- Pójdę przynieść walizki.- zasugerował kierując się wgłąb domu

Otworzyłam pierwsze drzwi po prawej stronie, które prowadziły do mojej sypialni. Nie była ona jakąś duża, ale była skromna i wystarczająca jak dla mnie. Miałam w niej łóżko, szafę, biurko, komodę oraz lustro. Teraz ten pokój wyglądał pusto, bez żadnych rzeczy, ozdób. Cały ten dom posiadał masę wspaniałych wspomnień związanych z moją matką, które na zawsze pozostaną w mojej pamięci. Założyłam torbę na ramię, chwyciłam za rączki dwie walizki, po czym wyciągnęłam je z pokoju prosto do salonu, który połączony był z kuchnią. Ku mojemu zaskoczeniu prócz ojca i Luki zastałam również trzech nieznanych mi mężczyzn ubranych w identyczne czarne garnitury

- Panienko, weźmiemy to.- powiedział jeden z nich i cała trójka nim się obejrzałam zabrała cały mój bagaż, a następnie wyniosła z domu

- Kto go?- zapytałam marszcząc brwi

- Ochroniarze.- odpowiedział krótko niewzruszony.- Masz jeszcze coś, czy to wszystko?- zapytał zaraz

- Jeszcze jedna mała walizka i kufer.- odpowiedziałam krótko. James wskazał głową, a dwójka ochroniarzy udała się w stronę mojej dawnej sypialni, by po chwili wynieść walizkę i nieduży kufer.- Co z Luką? Nie mam przewoźnika.- zapytałam spoglądając na psa, który podszedł do mnie bliżej

- Pojedzie z sami w samochodzie. W samolocie znajdzie się przewoźnik, więc umieścimy go w nim.- odpowiedział zaraz

- Samolot? Będziemy lecieć samolotem?- zapytałam zaskoczona, zakładając na ramię torbę podręczną, gdzie znajdowały się najważniejsze rzeczy, które musiałam mieć przy sobie

SacrificeOù les histoires vivent. Découvrez maintenant