"Czemu wyjechała?"

1.1K 64 3
                                    

LARYSA

Nie wiem nawet kiedy minęła cała sobota aż w końcu nastał wieczór niedzieli. Już jutro miałam przekroczyć próg nowej szkoły. Miałam poznać nowych znajomych, nowych nauczycieli, nowe otoczenie. Nigdy nie lubiłam zmian, ale niestety musiałam żyć z nimi przez wiele lat z powodu przeprowadzek. Miejsca, do których zdążyłam przyzwyczaić się w małym stopniu musiałam zaraz zastępować nowymi i ponownie się do nich przyzwyczajać - i tak w kółko, dopóki nie zamieszkałyśmy w Miami. Pamiętam stres i tremę, którą przechodziłam pierwszego dnia szkoły. Nie potrafiłam znieść myśli, że mogę się wyróżniać od moich rówieśników, co doprowadzało mnie do obawy, że nie zostanę zaakceptowana. Tamtego ranka nawet łagodny i spokojny ton głosu mojej mamy, który potrafił koić moje nerwy nie był w stanie pomóc. Byłam bardzo zaskoczona jednak, gdy zostałam przyjęta przez kolegów z klasy, do których mogłam się zawsze zwrócić z pomocą lub pytaniem. Miałam również wtedy mamę, która zawsze potrafiła mi doradzić i pomóc

Teraz jednak było inaczej. Mamy już nie było, a na jej miejscu pojawił się nieznany mi dotąd ojciec oraz czwórka braci, z czego każdy z osobna ma w sobie coś przerażającego - nawet Will, choć od początku wydawał się łagodny i spokojny. Nie znałam ich. Można by powiedzieć, że boję się nawiązać z nimi jakiekolwiek więzi, co sprawiało, że w ogóle nie rozmawialiśmy. Oni byli zajęci sobą, a ja całymi dniami przesiadywałam w ogrodzie i pokoju, wychodząc jedynie na posiłki. Tak przynajmniej było w ciągu ostatnich dni odkąd tu przybyłam - czyli od piątku. Jedynym moim towarzystwem był Luka, który jak zawsze był przy mnie. Niczym prawdziwy przyjaciel, którym był

Niestety, nie byłam w stanie przestać myśleć o tym wszystkim i strachu jaki odczuwałam przed jutrzejszym dniem, przez co nie potrafiłam zasnąć w łóżku. Kręciłam się z jednego boku na drugi, z pleców kładłam się na brzuch. Spoglądałam w sufit licząc, że zmęczenie samo nadejdzie, jednak nie nadchodziło. Westchnęłam głośno siadając na łóżku, a mój wzrok padł na posłanie, na którym spał Luka. Odkryłam się, a następnie wstałam z łóżka zakładając na nogi ciepłe kapcie. Założyłam na ramiona bluzę, po czym po cichu wyszłam z pokoju. Powolnym krokiem zeszłam po schodach, skąd udałam się do kuchni. Musiałam to wszystko przemyśleć na spokojnie

***

Nie wiem ile już siedziałam przy wyspie kuchennej i spoglądałam na kubek z parującą jeszcze melisą, którą znalazłam przeszukując szafki kuchenne. Chciałam znaleźć jakieś leki na uspokojenie i sen, jednak nie było żadnego. Pewnie tutaj są trzymane pod kluczem, nie to co kiedy mieszkałam z mamą. Zawsze gdy miałam problemy z zaśnięciem mogłam przyjść do kuchni i wziąć jakiegoś proszka. Mama jednak zawsze nadzorowała bym nie przesadzała. Pamiętam jak byłam młodsza to przynosiła mi ciepłą melisę

Что ты думаешь о дураках? (O czym ty myślisz, głupia?) - zapytałam pod nosem, a mój wzrok padł na naszyjnik, który należał do mojej mamy

Nie była to jednak zwykła błyskotka. Był to specjalny kluczyk, który nakręcał moją pozytywkę. Ten kluczyk oraz pozytywka były ostatnimi rzeczami, jakie moja mama miała po swojej rodzinie. Nigdy o nich nie opowiadała, był to dla niej trudny temat, a ja nigdy nie drążyłam tematu

- Czemu nie śpisz?- podskoczyłam słysząc męski głos za mną. Odwróciłam głowę za siebie dostrzegając w wejściu do kuchni Deana. Szybko jednak swój wzrok ponownie spoczął na kubku parującego zioła. Mój starszy brat był prawie nagi

- Mógłbyś się ubrać.- stwierdziłam starając się nie spoglądać na niego. On jednak słysząc moje słowa prychnął i bez słowa podszedł do lodówki, którą otworzył, a następnie wyciągnął wodę gazowaną

- Jestem u siebie w domu i mogę chodzić jak chcę.- zauważył odkręcając korek, po czy wziął trzy duże łyki.- Ponawiam pytanie... Czemu nie śpisz?- zapytał ponownie

- Nie mogę.- odpowiedziałam krótko

- Boisz się szkoły.- stwierdził jakby rozbawiony

- Tak.- potwierdziłam stwierdzając, że nie ma sensu kłamać.- Zwykle mama była przy mnie w takich sytuacjach.- dopowiedziałam wzdychając

- Tak... Ana miała w sobie coś, co uspokajało najbardziej znerwicowanego człowieka.- potwierdził, co mnie zaskoczyło

- Znałeś ją?- zapytałam zaskoczona

- Tak. Poznaliśmy ją, gdy miałem 3 lata. Słabo jednak pamiętam cokolwiek o niej.- odpowiedział wymijająco

- Tak jak powiedziałeś, miała w sobie coś takiego uspokajającego. W jej obecności zawsze czułam spokój.- potwierdziłam jego słowa przymykając oczy.- Jeszcze jej zapach... Zawsze pachniała...- zaczęłam ponownie

- Miętą.- dokończył za mnie Dean, na co spojrzałam na niego.- Kładź się spać. Jutro szkoła.- polecił, po czym ruszył w stronę wyjścia z kuchni

***

Następnego dnia obudziłam się wcześnie rano, mimo, że zasnęłam bardzo późno. Byłam przyzwyczajona do wstawania wcześnie rano, więc nie było dla mnie to nic nowego. Zabierając ubrania, które przygotowałam sobie dzień wcześniej ruszyłam do łazienki chcąc się odświeżyć. Po pół godzinie wyszłam z łazienki odkładając piżamę pod poduszkę, pościeliłam łóżko i wyszłam na 15 minutowy spacer z Luką

- Dzień dobry.- odwróciłam się słysząc znajomy głos należący do Willa, który zatrzymał się obok mnie zapewne kończąc swoje poranne bieganie, które miał w zwyczaju

- Dzień dobry.- przywitałam się również spoglądając ponownie na Lukę, który radośnie biegał po ogrodzie

- Byłem wcześniej u ciebie w pokoju, ale ciebie nie zastałem. Chciałem zabrać Lukę na spacer.- stwierdził stając obok mnie

- Chciałam go sama zabrać i poczuć świeże powietrze we włosach.- odparłam krótko

- W nocy nie mogłaś spać.- stwierdził wprost, co mnie zaskoczyło.- Wychodząc z domu mijałem się z Deanem. Powiedział mi, że zastał ciebie w nocy w kuchni.- powiedział, na co westchnęłam

- Nie potrafiłam przestać myśleć o szkole i zeszłam do kuchni po jakieś proszki na sen. Nie znalazłam żadnych, więc napiłam się melisy. Pomogła.- wyjaśniłam mu

- Poruszyliście również temat Anastasii.- zauważył również

- Nie wiedziałam, że ją znaliście. Nigdy mi o was nie wspominała.- stwierdziłam przywołując Lukę, który posłusznie zjawił się obok mnie

- Poznaliśmy ją tutaj, w San Francisco. Ojciec nas sobie zapoznał. Było to rok po śmierci naszej matki.- zaczął opowiadać Will, gdy powolnym krokiem kierowaliśmy się w stronę domu.- Pamiętam tamten dzień jakby miało to miejsce wczoraj. Pierwszy raz ujrzeliśmy ją w restauracji, gdzie ojciec chciał żebyśmy wspólnie zjedli kolację. Była piękną kobietą o pięknym uśmiechu i łagodnym wyrazie twarzy. Miała w sobie coś, co sprawiało, że czułem się przy niej jakbym był przy mojej mamie. Po tamtej kolacji widzieliśmy się z nią coraz częściej, zazwyczaj na mieście. Dean i Matt byli bardzo mali i szybko się do niej przywiązali. Uwielbiali siedzieć u niej na kolanach i przytulać się do niej. Vincent był początkowo niezadowolony z jej obecności, bał się, że zapomnimy o mamie. Ona jednak powiedziała, że nigdy nie zastąpi nam matki, ponieważ matkę mamy tylko jedną. To przekonało Vince'a. Ojciec był szczęśliwy, my byliśmy szczęśliwi... Wszystko się jednak zmieniło na wakacjach w Grecji, po których Ana wyjechała zostawiając nas.- opowiadał z małym uśmiechem na twarzy

- Czemu wyjechała?- zapytałam zainteresowana

- Nie wiem. Nikt tak naprawdę tego nie wie.- odpowiedział spuszczając wzrok na swoje buty. Jego ponura mina została zaraz zastąpiona ponownym uśmiechem.- Pogadaliśmy trochę, ale już musimy się zbierać. Musisz zjeść śniadanie oraz jechać do szkoły z Deanem i Mattem.- oznajmił, na co westchnęłam głośno przymykając oczy. Widać, że nie będę w stanie przed tym uciec...

SacrificeWhere stories live. Discover now