Rozdział szesnasty

55 9 6
                                    

Promienie słońca już dawno przestały przedzierać się przez gałęzie drzew, kiedy Sugawara uznał, że dalsza wędrówka nie ma już sensu. Prawdopodobnie zamiast zbliżać się do jakiegoś wyjścia z lasu, tylko pogarszał swoją sytuację, wchodząc w niego jeszcze głębiej. Było już ciemno, a on sam był bardzo zmęczony. Złapała go też kolejna migrena, a z każdym kolejnym krokiem ból w klatce piersiowej tylko się pogłębiał.

Wyglądało na to, że przyjdzie mu spędzić noc w tej dziczy. W końcu jego sytuacja była beznadziejna i nie zanosiło się na żadną poprawę. Może rano w świetle dnia uda mu się w końcu trafić na jakiś szlak. Bo w końcu jak będzie schodził w dół, to wreszcie zejdzie z tej góry, prawda?

Wiedział, że musi poradzić sobie sam. W końcu nikt nie wiedział, gdzie się wybrał i jakie są jego plany podróżnicze. Sugawara tak naprawdę nie myślał o tym do tej pory i dopiero teraz żałował, że nikogo szczegółowo nie poinformował o swoich poczynaniach. Jego znajomi nawet nie wiedzieli, że jest w Takayamie. Jedynie właścicielka pensjonatu była świadoma faktu, że spaceruje po okolicznych szczytach, ale przecież nie znała żadnych konkretów.

Tak naprawdę może minąć wiele dni, zanim ktoś się zorientuje, że coś jest nie tak.

Suga z westchnieniem rezygnacji usiadł na pobliskim kamieniu. Robiło się coraz ciemniej, a on sam miał wrażenie, że boi się bardziej niż w dzieciństwie, mimo iż tamto wspomnienie strachu mogło się już w nim nieco zatrzeć. Wtedy był bowiem pewien, że rodzice po niego przyjdą. Teraz jednak nie miał nikogo.

Jego myśli odruchowo powędrowały w stronę Tendo, który był poniekąd przyczyną całej tej sytuacji. On i Satori tak naprawdę nic sobie nigdy nie obiecywali. Żyli z dnia na dzień i cieszyli się swoimi randkami oraz licznymi pocałunkami. Nikt niczego nie deklarował, żadnej wierności czy miłości. To po prostu było coś świeżego dla nich obu i nie doszli jeszcze do takiego etapu, żeby zrobiło się naprawdę poważnie. Sugawara wierzył jednak, że mieli ze sobą jakąś więź. Coś, co sprawiało, że tak ich do siebie ciągło.

Nie chciał tego wszystkiego tracić tylko dlatego, że Satori ubzdurał sobie, że tak będzie dla nich lepiej. Niech chociaż najpierw wysłucha tego, co Suga ma do powiedzenia i niech nie zakłada od razu, że zna jego myśli. Może i potrafi przejrzeć serca innych, ale zupełnie nie rozumie Sugawary.

Niech tylko dopadnie Tendo w swoje ręce, a on już mu pokaże, że nie należy go tak bezczelnie lekceważyć.

A potem powie mu, że za nim tęsknił.

Sugawara wydobył z bocznej kieszeni plecaka swoją komórkę i zerknął na ekran. Zignorował informację o braku zasięgu i spojrzał na zegar, który pokazywał, że minęła już godzina dwudziesta pierwsza.

Bardzo nie chciał spędzać nocy w lesie. Groziły mu tu nie tylko dzikie zwierzęta lub złapanie jakieś choroby, ale także możliwe było spotkanie jakiegoś yokai. Teraz, kiedy Suga wiedział o ich istnieniu, nie potrafił nie myśleć o prawdziwych potworach, które tylko czekają, żeby go zaatakować.

Co prawda, dotychczas spotkał raczej ludzkich yokai (chociaż bardzo specyficznych), ale przecież nigdy nic nie wiadomo. Japońska mitologia jest w końcu bogata w różnorodne, dziwne stworzenia.

Chociaż jednego, konkretnego yokai to by teraz bardzo chciał zobaczyć.

Naszła go nagle głupia, niczym nieuzasadniona potrzeba. Nic to nie zmieniało w jego obecnym, beznadziejnym położeniu, ale jednak z jakiegoś powodu bardzo chciał to teraz zrobić.

Secrets of my heart || TenSugaWhere stories live. Discover now