26

361 5 3
                                    

Kieruję kroki za tatą, idę z lekko spuszczoną głową, chociaż nie ma co do tego powodu. Idzie w stronę swojego gabinetu w biurowcu, po chwili otwiera drzwi i wpuszcza mnie do środka przed sobą. Siadam na sofie, a tata obok mnie w komfortowej odległości. Spogląda na mnie, a ja podnoszę wzrok na niego. Przez chwilę nie mogę się ruszyć, bo całe jego ciało, w większości zakryte ubraniami, to jedynie szkielet. Na chwilę się zacinam, ale po chwili biorę oddech i zachowuję się, jakby nie było w tym nic dziwnego.

- Vanessa- zaczyna, palce jego dłoni stykają się, słuchać obicie kości- rozumiem dlaczego zrobiłaś.. to co zrobiłaś, ale wtedy widząc twoją stanowczość, pistolet w dłoni i palec na spuście.. nie dałem rady nic powiedzieć.

- Dobrze wiesz jak bardzo zniszczyłeś potęgę. Pięćdziesiąt procent zarobków to bardzo dużo- syknęłam- Jesteś.. byłeś szefem, a dałeś się omamić mojej matce!- krzyknęłam.

- To nie to na co wygląda..- zaczął, ale mu przerwałam.

- Narkotyki, druga obrączka.. Jesteś pojebany!!- dawałam się ponieść nerwom.

- Mimo wszystko, dziękuję, że to ty mnie zabiłaś- westchnął, a ja podniosłam brew nie rozumiejąc tak dziwnego stwierdzenia- Sam nie wiedziałem jak się od tego odciąć, a pozostawienie tego na lata nie było dobrym rozwiązaniem. Wiem, że uda Ci się uratować to wszystko.. Ty, David, Ethan i Charlotte będziecie najlepszym szefostwem,  jeszcze bardziej niebezpiecznym niż ja z Ethanem.

...

Miałam jeszcze coś powiedzieć, ale mój sen został przerwany, zakończony. Obudziłam się. Byłam wtulona w tors Davida, a on dłonią przejeżdżał po moich plecach. Podniosłam wzrok na chłopaka, a on się uśmiechnął, choć widziałam, że trochę się czymś przejął. Uniosłam nieco brew, a on mnie wypuścił spod swojego ramienia.

- Mówiłaś przez sen.. coś o narkotykach, obrączce i że ktoś jest pojebany- spojrzał na mnie niezbyt rozumiejąc sytuację- Co ci się śniło?

- Rozmawiałam z tatą w jego biurze. Mówił, że to nie było to, na co wyglądało i cieszy się, że to ja go zabiłam- zaśmiałam się- Podobno ja, ty, Ethan i Charlotte będziemy najlepszym szefostwem.

- Ja?- prychnął śmiechem- Jak na razie byłem twoim ochroniarzem... Dobra, nie ważne, jest już ósma, a ty chcesz jeszcze odwiedzić twoich dziadków.

Dopiero po tym jak David praktycznie wyniósł mnie z łóżka, dopiero wtedy się przebudziłam. Oczywiście, chciałam spotkać się z dziadkiem Henrym i babcią Fridericką, ale dzisiaj wstawało mi się bardzo opornie.

Wyszłam do łazienki, aby wziąć szybki prysznic i nieco się ogarnąć. Chłopak ruszył za mną mówiąc na wpół żartobliwie, że idzie mi się przyglądać i ze mną o wszystkim gadać. Wzruszyłam ramionami nie wstydząc się przy nim rozebrać, bo ostatnio nawzajem widzieliśmy siebie nago, a też chciałam w miarę szybko przygotować się do wyjścia. Kłótnia wszystko by przedłużyła.

Po prysznicu i reszcie porannej toalety ubrana zeszłam na parter, do kuchni przygotować sobie śniadanie. Akurat wtedy minęłam się z Oliverem. Szedł z dużym talerzem pełnym kanapek mówiąc, że w lodówce jest miska z pastą z rzodkiewki i wypadałoby ją zjeść. Spojrzałam pytająco na wielki talerz, a on powiedział, że sam to wszystko zje. Zdziwiłam się, ale odeszłam i zajęłam się przygotowaniem posiłku. Nie miałam pomysłu na nic innego niż przygotowana pasta, ale i tak trzeba było ją zjeść, bo w końcu za kilka godzin wyjeżdżamy. David podszedł do lodówki stwierdzając, że ja zajmę się tylko nalaniem herbaty, a on kanapkami. Uniosłam nieco brew, ale wzruszyłam ramionami.

- Jak się czujesz z tym, że zaraz opuszczamy Denver?- spojrzał na mnie bez szczególnego uśmiechu czy smutku, chciał znać moją opinię.

- Im dłużej się do tego przygotowujemy, tym bardziej się z tym zgadzam- odetchnęłam spierając dłonie na blacie- dobrze nam to wszystkim zrobi.

- Dobrze, że już nie jest ci aż tak przykro- uśmiechnął się lekko.

***

Wyszliśmy około jedenastej. Kiedy przeszłam przez ogrodzenie, spojrzałam na mój dotychczasowy dom i westchnęłam. Mieszkałam tam od zawsze, a jednak, w przeciwieństwie do niektórych ludzi, nie miałam zbyt dużego oporu, by go opuścić.

Gdy odwróciłam się z powrotem, zobaczyłam jak David razem z Oliverem pakują nasze walizki do samochodu. Jeszcze raz na sekundę popatrzyłam na dom, ale potem wsiadłam do auta, gdzie po chwili zjawili się również chłopaki.

Oliver zawiózł nas na lotnisko, a że lecieliśmy prywatnym samolotem, podjechał pod same schody. Niedługo później, po krótkim pożegnaniu, skierowaliśmy się do samolotu. Nagle usłyszeliśmy trąbienie jakiegoś samochodu, odwróciłam się i zobaczyłam wybiegające z niego moje przyjaciółki, całą czwórkę. Zjawił się James, a nawet George.

- Chyba sobie żartujesz, że opuścisz nas bez pożegnania- powiedziała zapłakana Kate i mnie przytuliła. W jej uścisku było coś takiego, co ledwo da się opisać. Pełnia uczuć, przyjaźni, szczęścia i złości, że wyjeżdżam.

Stała tak wydawałoby się długo i gdyby nie kilkoro innych znajomych, pewnie nigdy by mnie nie puściła.

- Nigdy mi tak nie rób- pociągnęła nosem i się odsunęła.

Uśmiechała się pełnym uśmiechem mimo, że z oczu leciało jej mnóstwo łez. Uściskała mnie jeszcze na sekundę, ale po chwili puściła śmiejąc się jeszcze bardziej. Była w takim kłębku uczuć, że nie wiedziała co się z nią dzieje.

Po Kate podeszła Emily. Była w podobnym nastroju, aż cała się trzęsła. Zalała moją bluzkę jeszcze większą ilością łez niż poprzednia przyjaciółka. Musiałam ją uspokajać, żeby nie udusiła się zbyt szybko wciąganym do ust powietrzem.

- Cze-czemu ty nam to robisz?- spojrzała na mnie, gdy z oczu lały jej się strumienie łez.

- Niestety muszę- ja też zaczęłam lekko płakać- Zorganizujemy spotkanie na urodziny którejś z nas, obiecuję.

- Jeśli cię nie będzie, to... się załamię- pociągnęła nosem.

- Będzie dobrze, poradzimy sobie- pomasowałam ją po plecach.

Cleo i Olivia, co dziwne, nie były inne niż Emily i Kate, reagowały podobnie, każda z nas płakała. W czasie płynięcia tych wszystkich naszych łez, mężczyźni gadali między sobą, na spokojnie, bez smutku, mówiąc sobie, że dla stanu wszystkich będzie lepiej.

Kiedy podszedł do mnie George, tylko lekko mnie objął i po sekundzie puścił. Powiedział, że będzie fajnie, śmiał się, że mam czasem przyjeżdżać, bo nie wytrzyma z rozpłakanymi dziewczynami.

Na koniec chwilkę gadałam z Jamesem. On dobrze wiedział co się dzieje i dla nas wszystkich będzie dobrze, a rozpłakanymi dziewczynami mam się nie przejmować, bo do dwóch tygodni skończy im się ta straszna żałoba. Mówił, że tak samo ja mam nie płakać, bo jak to taka duża dziewczyna będzie płakać? Wtedy się głośno roześmiałam. Przytuliłam mężczyznę na kilka sekund, pogłaskał mnie po plecach, a ja się odsunęłam. James był dla mnie jak wujek, uwielbiałam z nim rozmawiać, a on chętnie mnie słuchał.

W końcu podszedł Oliver i długo mnie przytulił. Powiedział, że nigdy aż tak Vanessowatej podopiecznej nie miał i że będzie tęsknił, ale nim mam się nie przejmować. Przy nim też się zaśmiałam.

Na koniec ze wszystkimi młodymi zrobiliśmy grupowego przytulasa, po którym zdaliśmy sobie sprawę, że serio muszę już iść, zostawić ich i polecieć prawie dwa i pół tysiąca kilometrów stąd, aby zacząć nowy etap w życiu.

Razem z Davidem weszłam do samolotu, a witające nas stewardesy odebrały bagaże. Zajęliśmy miejsca w części głównej, która jak w poprzednich samolotach, wyglądem przypominała salon. Wciąż lekko płakałam, ale zaczęłam się uspokajać. Usiadłam na jednej z sof. David usiadł obok, położył moje nogi na swoich i mnie przytulił. Nie trzeba było słów, by otoczyć mnie opieką.

— Szefowa mafii— zaśmiałam się przez łzy.

— Też ma uczucia— jemu również udzielił się dobry humor.

==========
18.10.2021

Córka Szefa MafiiWhere stories live. Discover now