Diagnose

139 20 2
                                    

no offence to me but why the fuck everybody is running my life?

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

no offence to me but why the fuck everybody is running my life?

Wręcz dyszała z wściekłości. Cała negatywna energia zebrała się w niej, błagając o ujście, a ona nie mogła na to pozwolić. Bynajmniej nie w tym momencie. Stała w otoczeniu obcych ludzi gotowych ją zabić, paznokciami drapiąc wystający kawałek pękniętej szybki w telefonie. Znajdowali się w jakimś opuszczonym magazynie, należącym kiedyś do mafii. Wszędzie walały się pootwierane drewniane skrzynki, z których robaki urządziły sobie fortecę. I właśnie na jednym z nich przycupnęła Hana.

Czuła się, jakby stała przed sądem. Jako jedyna usiadła po tej stronie pomieszczenia, podczas gdy reszta rozciągnęła się naprzeciw niej, zajmując miejsca przy betonowej ścianie. Z pewnością nie wyglądali na pozytywnie nastawionych. Higanbana śmiała wysnuć podejrzenie, że podwładnym Tomury też nie uśmiechało się nie spać tyle czasu, lub może chodziło po prostu o jej towarzystwo, które dla nich wciąż pozostawało niepewne.

— To „jutro" przyszło znacznie wcześniej, niż sądziłam — mruknęła, robiąc w powietrzu cudzysłów palcami.

— Widziałaś już, kto z Toraneko przyleciał do Japonii — odpowiedział Shigaraki, przez co blondynka zamrugała kilka razy. Miała ochotę parsknąć śmiechem na swoją głupotę. To było do przewidzenia, że Chi ukartowała tamto spotkanie i celowo powiodła Himurę aż nad Ōokę. Wszystko, co działo się wokół blondynki, było wcześniej przez kogoś urządzone, a ona sama tańczyła na sznurkach, jak jej akurat zagrali. Czuła się bezwładnie.

— Macie przerażająco dobry przepływ informacji — powiedziała w końcu, wzdychając ociężale. Miała już serdecznie dosyć tego dnia i tych ludzi. Nadal czuła szwendające się po jej ciele ziarenka piasku, a odór palonego narkotyku zdawał się osiąść na jej ubraniach, tylko bardziej ją drażniąc. — Z tego, co widziałam, przyleciała szóstka, więc nie zapowiada się łatwo. — Podniosła się z siadu, poprawiając sukienkę, kiedy mężczyzna wyciągnął plik zdjęć i rzucił je na skrzynkę przed sobą. W powietrze uniosły się kłęby kurzu, przez które miała ochotę kichnąć. W pomieszczeniu panował półmrok, a powoli wschodzące słońce dopiero zaczynało zaglądać przez prostokątne okienka przy suficie.

— To oni? — spytał, kiwając głową w kierunku fotografii. Hana wolnym krokiem podeszła, przyglądając się przyciemnionym wizerunkom kotów. Reszta grupy także nieznacznie się nachyliła, żeby lepiej widzieć.

— Tak — odparła, biorąc w ręce wszystkie zdjęcia i składając je w równy bloczek. Mimowolnie musiała je policzyć. — Tylko, jaką mam pewność, że po tym, co powiem, nie wydacie mnie im? — Przestąpiła kilka kroków, patrząc po twarzach zebranych, przy czym zatrzymała dłuższe spojrzenie przy chichoczącej nastolatce w mundurku szkolnym. Błysk szaleństwa w jej oczach utwierdził Higanbanę w słuszności swojego rozumowania.

— Zerową — odpowiedział niebieskowłosy, odchylając się do tyłu i zakładając nogi na skrzynkę przed sobą. Blondynce przeszło przez myśl, że miał strasznie chude kostki. — Ale gdybym miał to zrobić, to trafiłabyś do nich jeszcze na moście.

Medicine  | DabiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz