Mama

241 22 21
                                    

Holly w jednym tygodniu nauczyła się siedzieć i grymasić przy jedzeniu, co równało się tragediom w kuchni. Kaszka lądowała na ścianach, a dziewczynka tylko się z nich śmiała, gdy sprzątały. W końcu poszła na kompromis i jadła kaszki, o ile karmiła ją Castielle. Deanna mogła jej tylko wciskać musy owocowe, odkąd przestała karmić piersią.

Elektryczna niania odezwała się znowu na szafce od strony Cas, ale ta ani myślała się budzić. Winchester musiała podnieść całe ciało na łokciu, przesunąć się nad przyjaciółkę i niemal na nią upaść, by dosięgnąć urządzenia. Jęknęła, orientując się, że Holly płacze na całego i oparła czoło o ramię brunetki.

-Mam ja iść?-Cas w końcu się obudziła, unosząc dłoń, by pogładzić ją po włosach.-D?

-Nie, ja pójdę. Ty byłaś ostatnio.

-Okay.

Wytarabaniła się z łóżka, poprawiła kołdrę na Castielle, by mogła znowu zasnąć. Weszła do pokoiku Holly, wzięła wyjca na ręce i ukołysała łagodnie.

-Chcesz spać z nami?-zapytała, gdy Holly układała zmęczoną buzię przy jej piersi.-Chodź, kochanie, śpisz dzisiaj u rodziców.

Wróciła do sypialni, ale dziewczynka jeszcze marudziła, więc chodziła z nią po pokoju, nucąc Hey Jude. Cas patrzyła na nią zaspana, zarys jej sylwetki na tle okna, dziecko w jej ramionach. Deanna pocałowała Holly w główkę i weszła z nią na materac.

-Chyba coś złego jej się dzisiaj śni.-szepnęła, wsuwając nogi pod kołdrę. Holly ułożyła się między nimi.

Cas przewróciła się na bok, przodem do ich obydwu-położyła dłoń na kołdrze, jakby bała się przytulić maleństwo.

Deanna wzięła jej rękę i położyła na własnej talii-teraz Cas przytulała je obie naraz. Objęła córkę mocniej, przysuwając się do brunetki, a Holly oparła główkę o klatkę piersiową przyjaciółki swojej mamy.

-Śpimy.-Deanna zamknęła oczy.-Do rana.

Przez moment Castielle była przekonana, że nie zmruży oka do świtu, ale po chwili spała równie mocno, co pozostałe dziewuchy.

Czas leciał znacznie szybciej, gdy miało się pod opieką dziecko-każdy dzień wyglądał podobnie, wstawanie rano, przewijanie, karmienie, trochę pracy, gdy Holly miała drzemkę, zabawa w salonie, obiad, zabawa, kolacja, kąpiel, bajka i spanie. Cas w lato wracała o siedemnastej, Sam przychodziła dwa razy w tygodniu, czasem z Gabrielem, czasem nie. Benny wpadał, kiedy tylko mógł.

Pierwsze urodziny Holly obchodzili w parku, Deanna upiekła tort, usiedli przy wielkim stole na parę godzin. Holly, chociaż miała charakterek, była przekochanym dzieckiem, każdy chciał się z nią bawić. Nawet Gabriel, początkowo traktując małą jak kosmitę, trochę się do niej przekonał i chodził z nią na barana, gdy dziewczynka trzymała się jego włosów. Gaworzyła głośno, śmiejąc się, gdy widziała w parku inne dzieci lub zwierzaki, a kiedy motyl usiadł jej na rączce, nosiła go ze sobą przez pół godziny.

-Chodź do mamy, kochanie.-Deanna stęknęła cicho, gdy przejmowała Holly od wykończonego już Gabriela. Dziewczynka przytuliła się do niej, równie zmęczona.-Chcesz iść do wózeczka? Chcesz na drzemkę?

Holly, przeciążona towarzystwem i uwagą, jaką dostawała, schowała buźkę w jej włosach.

-Mama.

Cas uniosła wzrok, uśmiechając się delikatnie do blondynki-Deanna pocałowała dziecko w czoło.

-Hej, wszyscy słyszeli?-Gabriel rozejrzał się po gościach.-Bo Holly właśnie powiedziała pierwsze słowo. Sam, słyszałaś?

sick of losing soulmatesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz