Fasolka

278 28 22
                                    

-Więc, jest problem.

Deanna zamknęła oczy, wzdychając lekko.

-Co, nie odbierają w klinice?

-...też.-Castielle chyba odpuściła dopytywanie, skąd to wie.-Ale pomyślałam, dlaczego nie pójdziesz najpierw do ginekologa?

No tak, Cas Novak, królowa ZAJEBISTYCH pomysłów.

-Wiem już, że jestem w ciąży, Cas. Pięć cholernych testów to potwierdziło.

-Tak, ale...słuchaj, myślę, że trzeba tam pójść. Może aborcja będzie tym bardziej wskazana, jeśli coś jest nie tak? Może lekarz coś doradzi, może potrzebujesz większej opieki, a może zarodek się nie rozwija. Powinnaś najpierw się zbadać, D. To na pewno nie zaszkodzi.

Deanna przechyliła głowę, robiąc sobie przerwę w jedzeniu śniadania. Dobra, może Cas faktycznie nie plotła głupot. Lepiej byłoby wiedzieć, który to tydzień i czy to w ogóle bezpieczne. Nie prowadziła najzdrowszego trybu życia.

-Okay.-odparła cicho. Milczała przez parę sekund, wreszcie zadając pytanie, które i tak wisiało już w powietrzu.-Pójdziesz ze mną?

Niemal słyszała, jak Cas delikatnie się uśmiecha.

-Oczywiście.

Castielle umówiła jej wizytę, poszły następnego dnia. Sam już robiła się podejrzliwa co do napiętego nastroju swojej siostry, ale dzielnie o nic nie pytała, wiedząc, że i tak niczego się nie dowie.

Weszły do gabinetu razem, Cas pilnowała jej, jakby Deanna miała się zaraz wywrócić-usiadła obok, gdy pani ginekolog rozsmarowywała zimną maź na brzuchu blondynki (lubrykant, to wyglądało jak lubrykant) i obserwowała obraz na swoim monitorku. Kobieta w średnim wieku, z ciemnymi włosami upiętymi w kok na karku, uśmiechnęła się do nich łagodnie, gdy Deanna oddychała drżąco, zerkając na ekran.

-Gratulacje, będą miały panie dziecko.-powiedziała niemal od razu, wiedząc, że była to ich pierwsza wizyta, a Deanna bladła z nerwów, ilekroć usłyszała słowo „ciąża".-To czwarty tydzień. Na razie dobrze się rozwija.

Boże, zaraz zwymiotuje.

Zemdliło ją, jak jeszcze nigdy-wyobraziła sobie to, co widziała na ekranie, tą...fasolkę, rosnącą w jej ciele, powiększającą się z każdym dniem, dudniącą tętnem, bez twarzy czy imienia, owoc jej nieostrożności i spermy jakiegoś faceta.

Ginekolog zmarszczyła brwi.

-Nie są panie zadowolone z tej wiadomości?

Cas, widząc, że Deanna niezbyt pali się do odpowiedzi, raczyła ją w tym uprzedzić.

-Nie jesteśmy parą.-odparła spokojnie, poprawiając się na krześle.-To moja przyjaciółka. Nie...planowała być teraz w ciąży.

Ginekolog zdawała się być niewzruszona własnym błędem, bo wróciła wzrokiem do ekranu, kiwając głową.

-Przepraszam. Mamy tu teraz bardzo dużo par lesbijek starających się o dziecko, a panie są w takim wieku, że...

-Na pewno dobrze się rozwija?-Deanna wtrąciła się do rozmowy, odzyskując barwy na twarzy. Chyba podświadomie liczyła na inną odpowiedź.

-Tak, z tego co widzę. Oczywiście, powinniśmy przeprowadzić jeszcze badania krwi, by się w tym upewnić, ale nie widzę nic podejrzanego.-sięgnęła za siebie, na mały stolik, po czym podała Deannie małą broszurkę.-Skoro nie planowała pani ciąży, jestem zobowiązana przedstawić pewne opcje.

-Rozważałam głównie aborcję.-blondynka przełknęła ciężko, obracając kartkę z kliniki w dłoniach. Ciążyła jej, jakby ważyła tonę.-Czy to bezpieczne?

sick of losing soulmatesOnde as histórias ganham vida. Descobre agora