28

645 46 11
                                    

Riley

Wdech, wydech, wdech, wydech kurwa, w co ja się wpakowałam. Na szczęście jeszcze go nie ma, więc zawsze mogę uciec. Tylko czy nie uzna mnie za wariatkę? Chociaż, czy to w ogóle ważne co sobie myśli? Ważne jest to, że zostawił mnie po tym wszystkim. Pozostawił w mojej głowie ogromny bałagan i wyjechał do pieprzonego Seattle. Nie wiem, na co liczy, lecz niech się szykuje na ostrą kłótnię, bo miła nie będę. Nie teraz.

- Co pani zamawia? - zapytał kelner, trzymając w dłoni niewielki czerwony notesik.

- Czekam jeszcze na kogoś. - Pokiwał twierdząco głową, po czym odszedł do następnych klientów. Zagryzłam delikatnie policzek z nerwów i zacisnęłam, pieści, lecz i to nic nie dało. Cicho westchnęłam i poprawiłam swoją fioletową sukienkę. Na jaką cholerę Ash mi ją kazała włożyć.
Kiedy spojrzałam w stronę wyjścia, poczułam jak tonę. Zatapiam się, a nogi stają się jak z waty. Wszystkie narządy skoczyły mi do gardła, a w głowie poczułam gorąc i że zaraz chyba zasłabnę. Poczułam, jak świat stanął w miejscu, tak jakbyśmy w sali byli tylko my. Cholera, chyba zapomniałam, jak się oddycha. Powolnym krokiem, poprawiając swoją czarną marynarkę, stanął metr ode mnie. Tyle jednak wystarczyło, abym poczuła jego cudowne perfumy. Z trzęsącymi dłońmi spojrzałam w jego ciemne zielone oczy, powodując ogromny ból. Poczułam nagły napływ łez, przez co odwróciłam się od mężczyzny, starając się przestać, lecz nie potrafię.

- Riley, nie płacz. - Dotknął delikatnie mojego ramienia, przez co wzięłam z krzesła czarną torebkę i wyszłam z restauracji. Nie dam rady. Nie dam rady być obok niego.

- Ethan, odejdź - ledwo powiedziałam, lecz ten, zamiast to zrobić, podszedł jeszcze bliżej. Zbyt blisko. Odwrócił mnie do siebie przodem, przez co mam widok teraz na jego tors.

- Przepraszam cię, kurwa, tak bardzo cię przepraszam. Jestem pierdolonym idiotą, jeśli doprowadziłem cię do bólu. Zrozum mnie, jestem w pierdolonej mafii, przez ojca. Kocham cię i nie chcę aby taka się tobie, jaka kolwiek krzywda, bo tego nie przeżyje, rozumiesz? - Poczułam, jak świat mi zawirował. Jego słowa były jak pociski, które kieruje wprost do serca. Przez chwilę trwa między nami cisza, po czym odzywa się, siadając na ławce.

- Nie należysz do mojego życia - dodał, przez co kompletnie się zmieszałam. Najpierw takie wyznanie, a teraz mówi, że nie należę do jego życia. Kim on kurwa jest? Co on sobie wyobraża?

- To, kim do cholery wielki panie Lockwood jestem? Kim? Bo widzę, że ty wiesz najlepiej! Wyjeżdżasz, wracasz jak gdyby nic i mówisz mi coś takiego, czego oczekujsz! Że rzucę Ci się w ramiona? Śmieszny jesteś Ethan - krzyknęłam w końcu to, co siedzi mi w głowie. Jednak i to nic nie zdziałało na tego faceta. Pociągnął mnie za dłoń, przez co usiadłam na jego kolanach.

- Nie należysz do mojego życia - powtórzył, czego wciąż nie rozumiem.

- O co ci chodzi?

- Jesteś moim życiem, wariatko! - krzyknął. Kiedy próbowałam coś powiedzieć, ten wpił się w moje usta tak mocno, że nie jestem w stanie się oderwać. Po kilku sekundach w końcu oddaje delikatnie pocałunek. Tak długo na to czekałam. Na ten mocny posmak mięty i jego szorstkich ust. Bez słowa pociągnął mnie do swojego Mercedesa, po czym odjechał jakby był na wyścigach.

- Gdzie jedziesz?

- Tam, gdzie cię od pierdolonego roku potrzebuje - odpowiedział, nie odrywając wzroku od ciemnej już ulicy. Nagle przed nami dostrzegam miejsce, którego tak dawno nie widziałam. Niewielka biała fontanna, duży zaniedbany ogród i ten dom. Bez czekania chwili dłużej, wysiadł z samochodu, po czym podniósł mnie na ręce. Bez wyrywania się, czekam na jego dalszy ruch. Wyjął pęd kluczy, otwierając drzwi. Gdy wszedł do środka, trzasnął nimi, po czym szybkim krokiem ruszył po schodach na górę. Na ścianach już nie ma żadnych broni. Zamiast nich wiszą obrazy sztuki nowoczesnej. Mimo to wciąż, dla mnie niezrozumiałe. Zresztą co teraz jest zrozumiałe? Prawdopodobnie człowiek sam siebie nie rozumie. Ja właśnie, robię coś, czego chciałam uniknąć. Broniłam się rękami i nogami, a mimo to skończyłam w jego miękkim łóżku pod samym Ethanem Lockwoodem. Cóż za ironia.
Zachłannie całuje i muska moją skórę, lecz gdy dochodzi do dekoltu, jedynym sprawnym ruchem ściąga ze mnie sukienkę. Znów znajduje się przed nim zupełnie naga. A tego nie chciałam, chyba, czemu życie jest takie popieprzone?

- Jesteś taka piękna - mówi, między pocałunkami powodując jeszcze większe pragnienie.
Pragnę Ethana Lockwooda, nawet jeśli rozum karze mi przestać. Rozerwałam z niego koszulę, przez co wszystkie guziki odpadły. Położyłam dłonie na jego plecach, pozwalając mu na wszystko. Jestem kretynką, lecz teraz nie myślę o rozsądku, a o jego bliskości. Pocałunkami zaczęła schodzić coraz niżej, aż dotarł do mojej kobiecości. Musnął ją przez białe koronkowe majtki, przez co poczułam jeszcze większy gorąc.

– Ethan – jękłam, łapiąc za kącówki jego idealnie ułożonych włosów. Zaraz jednak to się zmieni, jeśli nadal będzie się tak ze mną droczył.

– Jesteś tylko moja? – zapytał, powracając wzrokiem do mnie. Co ja mam mu odpowiedzieć? Powiem tak to skłamię, powiem nie, to również skłamię.

– Przestań – wysapałam, pierwszą lepszą odpowiedź.

– Odpowiedz! – nakazał, liżąc szybciej moje sutki, powodując jeszcze większe podniecenie.

– Jestem – powiedziałam, próbując to pocałować, lecz ten się oddalił i zatrzymał wszystko, co robił, powodując ogromną pustkę. Dlaczego on to robi?!

– Co jesteś?

– Jestem twoja, kurwa! – krzyknęłam, a facet wsunął we mnie swoje dwa palce. Głośno jękłam, nie zastanawiając się czy ktoś, na przykład Scarlett nie jest w domu. Mam do głęboko gdzieś. Teraz jestem ja i on, nic więcej.

Obudziło mnie poranne słońce starające się dostać do wnętrza pokoju. Cicho westchnęłam, gdyż Ethan zawsze je na noc zasłaniał. Powolnie usiadłam, mając nadzieję, że obok siebie zastanę roztrzepanego mężczyznę, lecz tak się nie stało. Założyłam, więc na siebie jego białą koszulę i zeszłam na dół. W kuchni ani salonie również go nie zastałam. Otworzyłam szklane drzwi na taras, gdzie go dostrzegłam. Siedzi na drewnianej ławce, paląc papierosa. Usiadłam obok, nie witając się. Nie wygląda, jakby miał na to ochotę. Czyżby żałował tego co się w nocy stało? Właściwie, sama nie wiem, co o tym myśleć. Co nas łączy?

– Coś się stało? – zapytałam, kiedy dostrzegłam, że wypala już trzeciego papierosa pod rząd.

– Po pierwsze nie powinienem Ci tego robić, wracać i znów narażać życie. A po drugie, czy zabezpieczałaś się? – odpowiedział, a mi serce podeszło do gardła. Od pięciu miesięcy nie biorę tabletek antykoncepcyjnych, gdyż stwierdziłam, że jest to zbędne. Nie miałam żadnego mężczyzny, więc je odstawiłam. Prezerwatywy również nie użyliśmy, cholera.

– Coś się wymyśli – powiedziałam spokojnie, a mężczyzna pokręcił przecząco głową i wstał.

– Chcesz być w moim życiu? To musisz już jutro wyjść za mnie, abyś stała się nie tykalna, chodzić z przynajmniej dwoma ochroniarzami, a przed domem będzie ich jeszcze więcej. Podoba Ci się to?!

– Ethan, ja nie chce dłużej żyć bez ciebie. Chcę dzielić z tobą wszystkie poranki i noce. W dzień chodzić na kolację lub kochać się gdzie tylko zechcesz. Opatrywać ci rany, kiedy będziesz potrzebować. Być twoją żoną. – Podeszłam do niego, przytulając się do torsu Lockwooda.

Walk in heaven|W Trakcie PoprawekOnde histórias criam vida. Descubra agora