26

523 32 0
                                    

Ethan

– Zostaw to kurwa! – krzyknąłem na kuzyna, który zbiera ze stołu butelki alkoholu.

– Mój dom, moje zasady! Nie będziesz mi robił tutaj meliny – wrzasnął i zabrał trunki do kuchni. Zakląłem i wyszedłem na taras zapalić. Gabriel jest chyba najbardziej denerwującą mnie osobą, jaką do tej pory poznałem. Chyba. To nie, tamto nie, tam uważaj, kurwa ile można słuchać. Rozumiem, że przez ostatni rok nadużyłem alkoholu, imprez, ale bez przesady.

– Wracasz do Nowego Jorku, mam cię stary po dziurki w nosie. – Odpalił swój papieros i usiadł na krześle, patrząc wprost na zachodzące słońce. Facet miejsce na dom znalazł genialne. Z tarasu widok ma na jezioro, skąd zachody i wschody słońca są czymś pięknym.

– Lecę się pakować – zaśmiałem się, zaciągając się dymem. Nie ma opcji, abym tam wrócił. Powód jest tylko jeden i konkretny. Powodem jest ona.

– Ethan, ja nie żartuję. Musisz do niej wrócić, zobacz, jak ty wyglądasz i jak się zachowujesz. Ludzie Wesleya ci nie odpuszczą. Jeśli się dowiedzą, że mieszkasz ze mną, nie tylko ty będziesz mieć przejebane, ale i ja. Pakujesz się i jutro wylatujesz. – Rzucił we mnie biletami i zostawił samego. Może i faktycznie to byłoby jakieś wyjście, lecz wątpię. Dobre rozwiązanie dla mnie, lecz nie dla Riley. Chyba że nie dowiedziałaby się, że wracam. To byłoby jakieś wyjście z tej pojebanej sytuacji.
Wziąłem telefon i wybrałem numer do osoby, która jako jedyna potrafi mi pomóc obecnie.

– Kto raczył do mnie zadzwonić? – zapytał oburzony, lecz mimo to słyszę radość w jego głosie. W końcu nie rozmawialiśmy ze sobą parę miesięcy.

– Wracam, chyba, nie wiem González – powiedziałem zmieszany, opadając na fotel.

– Co ty kurwa chcesz zrobić? Przesłyszałem się? Pan Ethan Lockwood wraca do Nowego Jorku? Po co? – zapytał lekko zdenerwowany, czego się spodziewałem. Nie odzywałem się, wszystko zostawiłem na jego głowie, a ja? Zaszyłem się tutaj, zapijając moje rozterki.

– W dłoni trzymam bilet do Nowego Jorku, w jedną stronę. Wpakowałem się w niezłe gówno i muszę uciekać z Seattle. Jednak kurwa masz zamknąć tę swoją niewyparzoną mordę przy Ashley i Riley, zrozumiałeś? – zagroziłem mu, na co ten się tylko zaśmiał.

– Dobra będę milczał. Będę czekać na lotnisku, cześć. – Rozłączył się, a ja z łomoczącym sercem wróciłem z powrotem do łóżka. Boję się, że Aleksander nie dotrzyma obietnicy i wszystko powie dziewczyną. Wtedy sam osobiście skopie mu dupę. Może i chciałbym zobaczyć Caren, lecz jest to niemożliwe.

– Wylatujesz o piątej rano, aby Wilson cię nie dorwał – Poinformował i wyszedł z salonu. Ja tylko przewróciłem oczami, gdyż zachowuje się, jakbym nie wiadomo co mu zrobił. Nie zachowuje się aż tak źle. Chyba.
Olałem jednak jego fochy i zacząłem się pakować, gdyż mam tylko dziesięć godzin. W tym czasie chciałbym się jeszcze przespać i napić whisky na odwagę. Powrót do Nowego Jorku jest dla mnie trudny. Do miasta, w którym mieszka ona kobieta, która drgnęła moim sercem. Dlatego będę jej chronić, nawet jeśli ma kosztować to mnie życiem.

– Twoja ostatnia noc w Seattle, a ty marnujesz ją na picie? – prychnął Gabriel, siadając obok. Na jego twarzy mimo ciemnicy, dostrzegłem parę zadrapań i krwi. Wrócił, więc z walki.

– Ostatnio to jedyna moja rozrywka. – Wzruszyłem ramionami i opróżniłem butelkę z rdzawej cieczy.

– Kurwa Ethan! To był prezent od mojego zmarłego ojca, ty pizdo! – krzyknął, waląc mnie w tył głowy. Jednak ja się tylko zaśmiałem, gdyż to tylko alkohol. Odkupię mu za jakiś czas w większej ilości.

– Nie dramatyzuj – powiedziałem, a ten złapał się za głowę i cicho jęknął pewnie przez poobijane czoło. – Ładnie cię porobił.

– Tamten przez przypadek skończył ze złamaną nogą. – Zdziwił mnie chłopak, ale jestem dumny. Jednak ma coś z krwi Lockwoodów. Jakby mi coś więcej pokazał może i wziąłbym go do pracy. Dobrze się bije, więc czemu nie.

– Chcesz dla mnie pracować? – zapytałem od razu, lecz ten się tylko spojrzał, jakby nie dosłyszał. – Języka w ustach nie masz?

– Już Ci kiedyś mówiłem, chcesz pomocy, to dzwoń i ją masz, lecz nie będę twoim pieskiem. Nie ma mowy Ethan. – Pokiwałem twierdząco głową, po czym spojrzałem na zegar. Nic jednak nie widzę, przez płynący we mnie alkohol.

– Weź, mi powiedz, która to już, bo cyferki mi się w głowie pierdolą.

– To wypij więcej, polepszy się. Masz godzinę. – Odpowiedział, a ja przerażony wstałem z fotela. Nauczyłem się, że godzina to wcale nie tak dużo. Kontrola, bilety i wsiadanie wcale nie trwa krótko. Półprzytomny zacząłem pakować rzeczy do samochodu, po czym kuzyn zasiadł za kierownicę. Gdybym ja to zrobił, jedyne co widziałbym to podwójne znaki drogowe. Może i nawet trzy. Nie ważne, po prostu rozbiłbym się o pierwszy lepszy słup czy drzewo.

– Co ty tak właściwie zrobiłeś Wesleyowi? – zapytał, lecz ja tylko zadziornie się uśmiechnąłem. Ograłem go w pokera, a potem przegrałem. Nie oddałem mu pieniędzy, dokładnie dziesięć tysięcy. Przez przypadek podczas strzelaniny w płuco oberwała jego córka. Przeżyła, lecz ma problemy z oddychaniem. Frajer teraz się na mnie mści. Właściwe, nie dziwi mnie to. Pieniądze bez problemu po powrocie do Nowego Jorku oddam, płuc jego córce niestety nie zwrócę. Zresztą, co do cholery o trzeciej w nocy robiła piętnastolatka w klubie z pokerem i striptizem.
Po piętnastu minutach Gabriel zaparkował pod lotniskiem. Przed wyjściem z samochodu wziąłem głęboki oddech i pewnie wyszedłem na zewnątrz. Chwiejnie wyjąłem dwie niewielkie walizki, o które się oparłem. Muszę się opanować z piciem alkoholu.

– To do zobaczenia. – Poklepał mnie po ramieniu. – Jak będziesz mieć kłopot, pamiętaj, że masz kuzyna w Seattle – zaśmialiśmy się, po czym podszedłem w stronę samolotu.

– Zaraz lądujemy – poinformował pilot, a przez moje plecy przeszła gęsią skórka, na widok Nowego Jorku. To miasto już nie jest moje, jest oznaką jej. Oznaką, że przez chwilę mogłem poczuć się jak zwykły mężczyzna, sprawiający bezpieczeństwo dla swojej kobiety.
Przez lot postanowiłem załatwić sprawę z Wesleyem i zobaczę ją, muszę. Nawet jak przechodzi przez ulicę, jak stoi w kolejce do sklepu, muszę. Te dwie rzeczy będą dla mnie na obecny czas priorytetem. O resztę będę martwił się później.

Walk in heaven|W Trakcie PoprawekWhere stories live. Discover now