1. Pozory

1.4K 68 6
                                    

Ethan

Stawiam hardo krok za krokiem, przez co powoduję hałas stukotu butów o brązowe panele. Mijam zakręt, stając pośrodku korytarza o ciemno szarych ścianach, przechodzę obok szafki, którą zdobi średniej wielkości rzeźba Michała Anioła. Na jej widok zawsze mam uśmiech na twarzy, jest ona zarówno końcem mojego życia, a początkiem czegoś cudownego. Była wejściem w nowe, lepsze życie. Może niekoniecznie pełne barw i słodyczy, ale właśnie tutaj czuję, że żyję.

Staję przed brązowymi drzwiami z klamką o złotym odcieniu. Już stąd słyszę ten żałosny łańcuszek kłamstw mężczyzny, który do końca swoich dni po pamięta to co się zaraz wydarzy.
Otwieram drzwi, wchodząc pewnie do środka. W tym momencie zapanowała cudowna cisza. Nie spoglądając nawet na nich, kieruję się w stronę swojego biurka, zasiadając na skórzanym obrotowym krześle. Biorę do dłoni ozdobną karafkę nalewając do szklanki rdzawego trunku. Upijam łyk i dopiero wtedy odwracam wzrok w stronę faceta siedzącego, a właściwie przywiązanego do krzesła. Wygląda tak niepozornie, chude ciało, duże fioletowe sińce pod oczami, blada jak śnieg karnacja i te łagodne jakże spojrzenie brąz tęczówek. Ale właśnie, pozory. Przez nie wiele razy popełniamy błędy, jednymi z nich jest owa sytuacja.

- Dlaczego? - pytam bez jakiegokolwiek unoszenia się. Wolę najpierw zacząć normalną rozmowę, a dopiero potem przemyśleć, co począć. Może to wszystko co miało miejsce ma jakieś racjonalne wyjaśnienie. Chociaż jakie można mieć wytłumaczenie na kradzież? 

- To nie ja Lockwood, zrobiłem wszystko zgodnie z planem. - Odpowiada lekko zaniepokojony i jakby zdenerwowany? Ciężki oddech, drżące dłonie i nogi.
Ciężko mi w to uwierzyć, że nie ma nic z tym wspólnego. Ludzie z Norwegii promem przetransportowali dostawę do Manhattanu. Dostałem nawet cholerne potwierdzenie, zdjęcia, wszystko. Zaraz po ich otrzymaniu wysłałem Joe'owi wiadomość o odbiorze ich z portu do gniazda. Jako ostatni widział towar.

- Łżesz jak pies Dyer - prycha mój przyjaciel Aleksander, który już zdenerwowany opiera ścianę w kolorze bordu. Znając go najchętniej pozbył się go prostym strzałem z glocka. Jednak na co by to było? Najpierw chcę wiedzieć, gdzie zabrał moją rzecz, która waży teraz nad interesem pomiędzy nami a Rodriguez'ami. Są to jedni z bardziej wpływowych ludzi w Brooklynie, więc nie mam zamiaru mieć ich przeciw sobie przez wybryk jakiegoś chłopaka.

- Zadzwoń do tych swoich zakłamanych ludzi, ja nic nie zrobiłem. - I w tym momencie przekroczył granice, która nazywa się koniec spokojnej rozmowy. Nikt nie ma prawa obrażać moich ludzi, którzy wykonują tak dobrą robotę, że nic tylko podziwiać. W tym momencie to on spieprzył sprawę i wiem to ja, Aleksander, nasz informatyk Owen i on sam.
Wstaję z krzesła podchodząc bliżej odbiorcy, którego oczy obeszły strachem i dobrze, tak ma być. Nie będę łagodny, płacę więc wymagam. Niestety, życie w tym świecie tak wygląda. Liczysz tylko na samego siebie, bo inaczej skończysz na dnie. Tutaj każdy walczy o przetrwanie oraz władzę.

- Zakłamany to jesteś ty Joe, a po drugie koniec zabawy, masz ostatnią szansę na przyznanie się. - Kucam, nie odrywając wzorku od jego zniszczonej twarzy. Prawdopodobnie efektem tego są jakieś narkotyki, jednak poza tym jego czoło i poliki zdobią pokaźne blizny. Boże, co mnie podkusiło, aby go zatrudnić? A tak, pozory.

- Jeśli się przyznam to skłamię. - Unosi delikatnie kąciki wysuszonych ust, drażniąc mnie tym jeszcze bardziej. Dlatego jak sam sobie zażyczył zagramy na moich zasadach.

Suffering, pain, death.

Trzy krótkie proste słowa, które Joe Dyer zazna na własnej skórze.
Odwracam głowę w stronę bruneta, u którego dostrzegam masę iskierek w oczach. Powoduje to, iż dałem mu wcześniej pewne zadanie w razie jego nie posłuszeństwa. Uśmiecham się delikatnie, kiwając twierdząco głową. Odchodzę od mężczyzny, natomiast Aleksander staje tuż nad nim. Wyciąga niewielki nożyk, którym przecina sznur owinięty wokół jego dłoni. Joe wzdycha z ulgą, rozprostowując dłonie.

Walk in heaven|W Trakcie PoprawekWhere stories live. Discover now