~20~

473 13 0
                                    

Minął tydzień od feralnego zdarzenia na akcji. Janek dalej się nie obudził a oddychał samodzielnie.
Przetoczenie krwi pomogło, rokowania się poprawiły, ale dalej był nie przytomny.
Przez ten czas cały czas byłam w Warszawie. Spałam w obozowisku Szarych Szeregów nie najwygodniejsze i komfortowe miejsce do spania ale. Nie powiem trochę zatęskniłam za synem, ale chciałam być przy Janku jak się obudzi. Przecież kiedyś musiał?
Kolejny dzień i ta sama rutyna.
Wstaje, ubieram się, jem śniadanie, jadę do szpitala
I tak w kółko od tygodnia.
Nie pomagało dzisiaj też to że się nie wyspałam. Śniła mi się jakaś strzelanina czy coś w tym stylu.
Obudziłam się cała zlana potem i nie mogłam zasnąć.
~**~
Będąc w poniedziałek w szpitalu doznałam szoku.
Siedziałam przed salą, bo Janek miał jakieś badania.
Wtedy pielęgniarka przewoziła mojego brata z raną postrzałową.
-Dawid? - zapytałam.
-Ala?! - krzyknął uradowany chłopiec.
-A pani to? - zapytała pielęgniarka.
-Jestem starszą siostrą - odpowiedziałam.
-O jak dobrze! Muszę z panią porozmawiać - powiedziała pracownica.
I poprowadziła mnie do pokoju pielęgniarskiego.
Cholera co mu się stało!? Ale dlaczego on nie jest w Kanadzie z mamą?
-Pański brat ma ranę postrzałową w brzuch, na szczęście nic mu nie zagraża - powiedziała Kobieta
-Bóg zapłać, od kiedy tutaj jest? - zapytałam.
-Od tygodnia - odpowiedziała.
-Gdzie są jego rodzice? - zapytała.
-To jest dość skomplikowane - odpowiedziałam.
-Podawał mój adres? - zapytałam.
-Tak, ale budynek jest zrównany z ziemią, gdzie się pani schowała? - zapytała.
-Dzień przed wybuchem powstania wyprowadziłam się na wieś - odpowiedziałam.
-Mogę z nim pogadać? - zapytałam.
-Tak oczywiście - odpowiedziała.
~**~
-Dawid gdzie reszta? Gdzie mama? - zapytałam.
-Nie wiem - odpowiedział chłopiec.
- A mama? - zapytałam.
- Nie w Kanadzie? - dopytywałam.
-Ta Kanada to było kłamstwo aby cię nie martwić - odpowiedział.
-Co? - zapytałam zszokowana.
-Mama była w coś zamieszana, Niemcy jej szukali i znaleźli - powiedział ciszej.
-Ale jak? Jak wy żyjecie? - zapytałam.
-Od ponad roku mieszkamy po sąsiadach, mama tylko w mieszkaniu jest - odpowiedział.
Że ja niczego nie zauważyłam.
-Najpierw u Pani Józi, ale ją rozstrzelali - powiedział z żalem.
To była taka miła kobieta- pomyślałam.
-Potem u Pana Stanisława ale on nie wraca od dłuższego czasu - powiedział.
-Mamę do obozu zabrali? - zapytałam.
-Na Pawiak a teraz nie wiem gdzie ona jest - odpowiedział.
-Ona cały czas była w Warszawie? - zapytałam.
-Tak, ukrywała się w mieszkaniu aż w końcu Niemcy ją zabrali. Widziałem to na własnych oczach jak za włosy ją ciągnęli do wozu - odpowiedział.
-Jak wy żyjecie? Zakupy? Ukrywanie się? - zapytałam po raz kolejny.
-Hania i ja robimy zakupy a maluch siedzi w domu - odpowiedział.
-Skąd macie pieniądze? - zapytałam.
-Dorabiam jako szklarz i mama dała nam oszczędności - odpowiedział.
-A ta rana? - zapytałam wskazując na opatrunek.
-Jestem w grupach Szturmowych i byłem na akcji - odpowiedział.
-Że co? - zapytałam.
-Grupy Szturmowe? Szare szeregi - odpowiedział.
-Tak wiem ale kto ci pozwolił tam chodzić?- zapytałam.
-Mama, a wciągnął mnie do tego wujek Alek - odpowiedział.
-Zabije go - szepnęłam.
-Co? - zapytał mój brat.
-Nic nic - odpowiedziałam.
-Jestem w trzecim plutonie Felek- powiedział dumnie.
-Super - odpowiedziałam.
Młody chłopak, gdyby nie wojna to jego największym zmartwieniem by był sprawdzian z matmy, bo matematyki to on nienawidził a teraz? Dorabia, codziennie igra z życiem, opiekuje się rodzeństwem. Byłam zła na niego że nic mi nie powiedział ale z drugiej strony w sercu rosła mi duma że mam takiego brata.
A co z resztą rodzeństwa?
Jeszcze tego mi brakowało że własna matka mnie okłamała i wylądowała na Pawiaku a teraz może leży w jakieś mogile.
A teraz i tak nie znajdę żadnych dokumentów przez to że moje rodzinne mieszkanie zostało totalnie spalone.
Po siedziałam jeszcze dłuższą chwilę z bratem a potem przyszedł Alek.
-Młody ja z wujkiem muszę porozmawiać poczekasz? - zapytałam.
-Tak, ale nie bądź zła na niego - odpowiedział mój brat. Spojrzałam na Alka, który od razu wiedział o co chodzi.
~**~
Wyszłam przed szpital z Dawidowskim i usiedliśmy na pobliskiej ławce.
-Pierwsze : Czemu zgodziłeś się aby mój brat był w Szarych Szeregach? - zapytałam ze złością.
-Aluś złość piękności szkodzi - odpowiedział próbując załagodzić atmosferę.
-Macieju Aleksie Dawidowski nie denerwuj mnie bardziej - odpowiedziałam.
-Posłuchaj sam chciał a Kuba jest tak zadowolony z niego - powiedział.
-Dziewczyno gdybyś ty go widziała w akcji - dopowiedział Dawidowski.
-Od kiedy to trwa i kto wie? - zapytałam.
-Od dwóch - trzech miesięcy a wiedzą wszyscy ale twój brat powiedział żeby ci nie mówić - odpowiedział.
-Dobra mniejsza z Szarymi Szeregami, mam większy problem - zaczęłam.
-Jaśniej? - zapytał.
O powiedziałam mu wszystko co wiem o mamie, o rodzeństwie, o Dawidzie bawiącym się w rolę ojca.
-Cholera - powiedział Aleksy.
-Najlepsze jest w tym to że nikt z nas się nie skapnął że coś jest nie tak - zaczął glizda.
-Zawsze zadbany, czysty - dokończył.
-A co ja mam z tym wspólnego? - zapytał.
-Chodzi mi abyś wysłał kilku chłopaków na dzielnice u mnie i poszukali Hani i Maćka. Nie powinni udać się gdzieś dalej - powiedziałam.
-Aluś dla ciebie zrobię wszystko, sam ich będę szukał - powiedział dumnie Dawidowski.
-Dziękuję - odpowiedziałam uśmiechając się.
-Alek, ale jak ty ich znajdziesz to będzie problem z pokojami, nie pomieścimy się ja, Janek, Hala, Zośka, Basia i moje rodzeństwo - powiedziałam ze smutkiem.
-Alu spokojnie nie martw się o to, idź do chłopców a ja wpadnę później - powiedział Dawidowski żegnając się ze mną.
~**~
Wchodząc do szpitala zobaczyłam niemiecki radiowóz.
-Cholera - szepnęłam.
Sięgnęłam do torby, po kenkarte i wzięłam ją do ręki.
Ledwo przeszłam przez próg drzwi szpitalnych a znaleźli się koło mnie dwa Szkopy.
-Können Sie Dokumente? (można dokumenty?) - zapytał wyższy.
-Ja, natürlich (tak, oczywiście) - odpowiedziałam podając papiery.
-Gut, und Sie sind hier? (dobrze, a pani tu po?) - zapytał drugi Niemiec.
-Meine Mutter ist verschwunden, ich bin gekommen, um zu sehen, ob sie ihren Körper hier haben. Denn vor nicht allzu langer Zeit starb eine Frau im Alter meiner Mutter (Moja mama zaginęłam, przyszłam sprawdzić czy nie ma jej ciała tutaj. Bo niedawno zmarła kobieta w wieku mojej mamy) - zagrałam teatralnie rozżaloną i smutną.
-Es tut mir leid, dass sie sich (przykro mi, oby się znalazła) - powiedzieli chórem i odeszli.
-Głupie Szkopy - pomyślałam.
Poczekałam chwilę przy recepcji z nadzieją że sobie pójdą.
Po mnie przesłuchiwali jakiegoś mężczyznę, zaczął się stawiać i został skuty i zabrały do auta i pojechali. Ten mężczyzna wyglądał na Żyda to było wiadome jak skończy.
~**~
Ogarnęłam się z przemyśleń i dość szybkim tempie doszłam do sali mojego męża.
-Dobry - przywitałam się.
-Oh dzień dobry! - przywitał się starszy pan leżący łóżko obok.
-A pan to dziś chyba przyjechał?- zapytałam.
-Tak, a ty młoda damo do? - zapytał.
-Mój mąż - powiedziałam wskazując na łóżko gdzie leżał Janek.
-Żołnierz? - zapytał.
-No można tak powiedzieć, szare szeregi, grupy Szturmowe. - powiedziałam.
-Oh, podziwiam tych młodych chłopców tacy waleczni - zaczął.
-Gdyby wiek i zdrowie pozwoliło to sam bym dołączył - powiedział na co ja się uśmiechnęłam.
-A Pani czym się zajmuje? - zapytał.
-Wcześniej byłam pielęgniarką miastową, potem i ja brałam udział w Szarych Szeregach a teraz on walczy o Polskę a ja opiekuje się naszym synem - powiedziałam wycierając łzę która spływała po policzku.
-Niech panienka nie płaczę, wyzdrowieje. Dla takiej żony warto - powiedział uśmiechając się.
-Oby miał pan rację - szepnęłam.
~**~
-A pan tu z jakiego powodu? - zapytałam.
-Wiek już swoje robi, choroby różne się ma i lata po lekarzach i szpitalach - powiedział ze smutkiem.
-A Pan sam czy? - zapytałam.
-Z moim skarbem najukochańszym, żoną Ireną - odpowiedział.
-Taki mąż to skarb- powiedziałam.
-Taka żona jaką jest pani to dopiero skarb i jestem pewien że mąż zdaje sobie z tego sprawę - powiedział na co ja się uśmiechnęłam.
Złapałam Bytnara za rękę i nie wiem kiedy zasnęłam.
~**~
Spałam chyba z 4 godziny, poprawiłam fryzurę i wzięłam gazetę aby ją przeczytać cały czas nie puszczając ręki chłopaka.
W między czasie, do starszego pana przyszła jego żona.
Zachowywali się jak zakochani nastolatkowie. Było to dla mnie urocze i miałam nadzieję że i mnie coś takiego na starość spotka.
Czytając prasę poczułam lekki ścisk na ręce, którą trzymałam Janka.
Wydawało mi się że się przewidziałam więc opuszkiem kciuka zaczełam głaskać spod dłoni chłopaka.
Znowu poczułam ścisk. Byłam już wtedy pewna że Janek się obudził.
Zawołałam lekarza, mi kazali się oddalić.
Stałam w odległości jakiś dziesięciu metrów przez kilka naście minut.
-Może już pani być przy nim - powiedział lekarz.
~**~
Wzięłam głęboki oddech, i powolnym krokiem zaczęłam iść w stronę łóżka.
-Janek - powiedziałam gdy zobaczyłam w pełni świadomego chłopaka.
-Serwus - powiedział uśmiechając się.
-Kocham cię - powiedziałam lekko wzruszona.
-Chodź tu - powiedział wyciągając ręce do mnie.
Delikatnie przytuliłam się do chłopaka aby mu nic nie zrobić.
W końcu po takim czasie mogłam się do niego przytulić.
-Bardzo cię kocham - powiedziałam.
-Hej, co jest? - zapytał gdy zobaczył że płaczę.
-Nic, po prostu się cieszę że się obudziłeś - powiedziałam
-Widzi pani? Mówiłem? - zapytał starszy pan na co na mojej twarzy zaczął malować się uśmiech.
-Dziękuję - powiedziałam.
-Nie ma problemu młoda damo - odpowiedział puszczając oczko.
-O co chodzi? - zapytał Bytnar.
-Wytłumaczę ci to kiedyś - odpowiedziałam.
-Panie doktorze? Kiedy mój mąż wyjdzie ze szpitala? - zapytałam.
-Hm? Dzisiaj jest trzydziesty kwietnia, kilka jeszcze badań muszę wykonać więc 7  Maja będzie wypis - odpowiedział lekarz.
-Tak długo - zaczął z żalem Bytnar.
-Mogę wypisać się na.... - chciał się zapytać ale mu przerwałam.
-A tylko spróbuj! Siedzisz tutaj do wypisu - przerwałam chłopakowi.
-Słuchaj się Pan żony, bo to kobieta skarb. Przez tydzień był pan w śpiączce to siedziała z Panem cały czas - powiedział lekarz.
~**~
Siedzieliśmy ciesząc się wspólnym towarzystwem aż przyszedł Alek.
-Boże! Serwus Rudy! - krzyknął uradowany.
-Serwus glizda - powiedział Bytnar przybijając pione.
-I jak? - zapytałam.
-Czekaj, najpierw Jankowi wytłumaczę o co chodzi - przerwałam.
Wytłumaczyłam w miarę szybko, ale starałam się zrozumiale opowiadać.
-To czekaj twoja mama nie była w Kanadzie, wylądowała na Pawiaku a a teraz prawdopodobnie nie żyje? - zapytał.
-Dokładnie, Alek znalazłeś ich? - zapytałam.
-Pierwsza dobra czy zła wiadomość? - zapytał.
-Mów obie - odpowiedziałam.
-Morro znalazł zwłoki chłopca, w wieku twojego brata. Zrobił zdjęcie - powiedział ze smutkiem.
-To on? - zapytał pokazując fotografie.
-Maciek.. - powiedziałam czując jak łzy napływają mi do oczu.
Czemu on? Był tak młody... Całe życie przed sobą miał.
Na zdjęciu było widać że kurtka chłopca przy okolicach serca jest przedziurawiona... Musiał albo brać udział w masowych rozstrzelaniach albo stawiał się Niemcą.. Ojciec nauczył go jak i Dawida takiego bojowego nastawienia.
-A dobra? - zapytałam wycierając załzawione policzki.
-Jaś znalazł Hanię, teraz badają ją i powinni ją przywieź tutaj i Dawida - powiedział.
-Bogu niech będą dzięki - szepnęłam.
~**~
Przywieźli moją siostrę i mojego brata. Gdy byli koło mnie czułam się jakoś lepiej.
-Dzieciaki chodźcie tu - powiedziałam.
I zaraz na łóżku Janka zebrało się towarzystwo.
-Jesteście już duzi więc powiem w prost Maciek nie żyje - powiedziałam czując jak łamie mi się głos.
-Co? Jak? - zapytała moja siostra.
-Został postrzelony - odpowiedziałam.
Moja siostra padła w moje ramiona, spojrzałam się na Janka, który starał się uspokoić Dawida.
Był strasznie związany z Maćkiem, zawsze byli razem.
-Co z nami będzie? - zapytała Hania.
-Pójdziemy do sierocińca? - zapytał Dawid.
-Ja cię nigdzie nie oddam - powiedział Janek mocniej przytulając chłopaka.
-Nikt z was nigdzie nie pójdzie, aktualnie mieszkamy na wsi w domu babci i wy tam będzie mieszkać nami - powiedziałam.
-Wraz z Wujkiem Alkiem, Wujkiem Tadeuszem i ciociami - powiedziałam patrząc się na glizde.
-Ala my się z Basia możemy przeprowadzić, będziemy wam przeszkadzać - powiedział Alek.
-Glizda, mieszkamy wszyscy razem - Jesteśmy jedną wielką rodzina - przerwał mi mój brat.
-Możecie mieszkać u mnie ile chcecie - powiedziałam.
Dawidowski bez słowa podszedł do mnie i po prostu mnie przytulił.
Taka prawda że teraz dla siebie byliśmy jedną wielką rodziną.
Mi i mojemu rodzeństwu oni tylko zostali.
Spojrzałam się na Janka, który dalej przytulał mojego brata.
Dla Dawida, Bytnar był jak drugi ojciec, ale i autorytet.
~**~
Wieczorem gdy Hania z Dawidem zasnęli położyłam się na łóżku szpitalnym obok mojego męża. Nie powinnam tego robić, poza tym było już dawno po obchodzie i powinnam być poza szpitalem, ale lekarz pozwolił mi zostać.
-Myślisz że damy sobie radę z tym wszystkim? - zapytałam.
-Krzyś, moje dorastające rodzeństwo - powiedziałam.
-Ja wiem jedno, razem sobie z tym poradzimy i ze wszystkim innym - powiedział całując mnie w czubek głowy.
-Dobranoc skarbie - powiedziałam.
-Dobranoc - odpowiedział.

Albo dziś albo nigdy | Jan Bytnar KNS| Zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz