Rozdział 1: Miłość, wierność i... strzał!

1.4K 102 63
                                    

To miał być najszczęśliwszy dzień ich życia.

Jeszcze chwilę temu w tle słychać było klaskanie gości i szepty dotyczące młodej pary, a teraz? Nikt nie wiedział co się dzieje. Padały pytania na które nikt nie znał odpowiedzi. Aż w końcu, usłyszano pierwszy płacz...

Metaliczny dźwięk obrączki wywołał u Adriena zaćmienie. Nic nie słyszał, widział wszystko jak przez mgłę, a kiedy jego spojrzenie zatrzymało się na białej sukni w której była teraz dziura i krwista plama zorientował się, że Marinette leżała na ziemi.

-MARINETTE!- krzyknął rozpaczliwie i padł na kolana łapiąc granatowowłosą w talii.

Położył sobie jej głowę na kolanach i złożył delikatny pocałunek w kąciku jej ust.

-Nie zostawiaj mnie! Księżniczko...Niech ktoś zadzwoni na pogotowie, szybko! - krzyczał blondyn. Nagle z tłumu wyłoniła się Alya która wybiegła z kościoła z telefonem.

Ksiądz podbiegł do tabernakulum i wyciągnął z niego jakiś mały ręcznik. Natychmiast dali go Marinette i przycisnęli do rany.

Adrienowi niemiłosiernie trzęsły się ręce i nie wiedział co zrobić żeby ukochana poczuła ukojenie.

Zamknął na chwilę oczy i nawet nie zauważył kiedy po policzku spłynęła mu pierwsza łza. Następne płynęły wolno i sprawiały, że Adrien ponownie czuł pustkę.

-Jeśli cię stracę... - jąkał coś przez płacz.

-Nie stracisz - złapała go za rękę i przysunęła do swojego policzka.- Pamiętasz co ci obiecałam?

-Razem aż nas śmierć nie rozłączy...-

Popatrzyli sobie głęboko w oczy, i przez chwilę Adrienowi wydawało się że przy rogówce dziewczyny ujrzał ciemną postać ze sztyletem przy pasie i jakimś cieniem zamiast twarzy. Ujrzał śmierć... czuł jak jej dłoń robi się coraz bardziej chłodna, a skóra zaczynała blednąć.

-Wytrzymaj jeszcze trochę...- błagał ją, a jego oczy były już całe czerwone i spuchnięte.

-JUŻ SĄ!- usłyszeli nagle głos Toma.

-Proszę się odsunąć! Gdzie jest poszkodowana?!... Chłopaki bierzemy ją- 4 ratowników wzięło dziewczynę do ambulansu i podłączyło do miliona różnych maszyn.

Blondyn widział jak ją zabierają, jego nieprzytomną już drugą połówkę, bratnią duszę. Jego serce pękało na milion kawałków i czuł jakby stracił część siebie.

-Jedź za nimi- krzyknął do niego Plag kiedy zauważył jak przyjaciel bezradnie klęczy nad zakrwawionym ręcznikiem.

Posłuchał rady i już kilka minut później był w drodze do szpitala.

Czuł się tak samo jak tego wieczoru kiedy zostawił ją na łóżku operacyjnym. Bez słowa wyjaśnień, i ze złamanym sercem.

Ich historia była długa i pełna nieszczęść, a mimo to w powietrzu wciąż widniało pytanie: "Co jeszcze przygotowało dla nich życie?"

Pogoda była paskudna a korki ciągnęły się nieubłaganie przez co zamiast 10 minut jechał tam 20.

Po dotarciu na miejsce czuł metaliczny zapach krwi i przerażenie pracowników. Łatwo zaobserwował że mimo spóźnienia jest straszny ruch przez Marinette a lekarze zbierają się do jednej sali.

Od razu poszedł w tym samym kierunku co wszyscy i tak naprawdę było to szczęście w nieszczęściu. Z jednej strony było to miejsce w którym leżała granatowowłosa, ale z drugiej... jej widok przyprawiał go o bezsilność.

Go cure yourself [Miraculum]Where stories live. Discover now