̶C̶̶a̶̶m̶̶e̶̶r̶̶o̶̶n̶
Niepewnie otworzyłam oczy, czując pieczenie skóry, ból głowy i niesamowitą suchość w ustach. Przez kilka minut próbowałam przypomieć sobie gdzie jestem i jak się tutaj znalazłam. Aż w końcu sobie przypomniałam. Łowcy, wilkołaki i moja przemiana. Pomagając sobie rękami, spróbowałam podnieść się do siadu. Kości wydały z siebie dziwny dźwięk. Przestawiły się lekko, na co ja się skrzywiłam. Najpewniej to przez przemianę. Którą nie jestem pewna czy w ogóle przeszłam.
Nim zdążyłam rozejrzeć się po sali obok mnie pojawił się Asher. Zmierzyłam go pytającym spojrzeniem, a ten nic nie mówiąc podał mi szklankę wody. Przyjęłam ją od niego i wzięłam kilka sporych łyków, by ugasić pragnienie.
- Jednak nie zdechłam. - Mruknęłam, oddając mu szklankę. Wszystko mnie bolało, dlatego po prostu się położyłam. - A może tak byłoby łatwiej.
- Cameron, która znam nigdy nie wybiera, łatwiejszych rozwiązań. - Zauważył, siadając na brzegu łóżka.
- Nie jestem już Cameron. A przynajmniej nie tą Cameron, którą ty znałeś. - Oznajmiłam wpatrując się w biały sufit, który w tym momencie wydawał się niesamowicie ciekawy. - Lepiej powiedz, jakie są plany na to, co nastąpi.
- Niektórzy chcą uciekać. Inni wolą walczyć. To trudna decyzja, która będzie musiał podjąć twój brat. - Oświadczył, na co skinęłam głową.
- Pewnie wataha jest wściekła. Byłam łowcą a oni tyle ryzykowali bym mogła wrócić... Powinnam była tam zdechnąć. - Warknęłam, przecierając twarz dłońmi. - Moje życie nie było warte tego zachodu.
- Tym różnimy się od łowców. Dla nas każde wilcze życie ma swoją wartość. I każdego należy uratować. - Wyjaśnił jakbym mogła o tym zapomnieć. Rzecz w tym, że ja pamiętam, tylko nie koniecznie w to wierzę. - Jutro odbędzie się rada. Wtedy podejmiemy decyzję w sprawie tego, co teraz zrobimy.
- Chce umrzeć... Zanim dorwie mnie wataha. - Mruknęłam odgarniając włosy z twarzy. Pozycja, w której teraz się znalazłam była co najmniej nieciekawa. - Oni mnie przecież znienawidzą.
- Jeśli nie pamiętasz nigdy specjalnie cię nie kochali, więc niewielka zmiana. - Zauważył, na co przewróciłam oczami. Zajebista pocieszenie nie ma co. - Nie przewracaj tak tymi oczami. Będzie dobrze. Musi być. Jak zawsze.
- Nie rozumiesz. - Rzuciłam, podnosząc się do siadu. W tym momencie byłam gotowa zignorować ból, który przeszywał moje ciało. - Łowcy są świetnie wyszkoleni i wyposażeni. Zabijają nas dla czystej przyjemności. Lubią to, co robią i nigdy się nie wahają. Nadepnęliście na minę i macie przejebane.
- Nie doceniasz nas. Jeszcze cię zadziwimy. - Zapewnił, podnosząc się z łóżka. - Pomogę twojemu bratu. A ty uważaj na siebie. - Rzucił, kierując się do wyjścia. - Wszyscy robiliśmy rzeczy, z których nie jesteśmy dumni. I teraz musimy z tym żyć. - Dodał przed wyjściem.
Przewróciłam oczami, poprawiając poduszki tak bym mogła pozostać w pozycji pół leżącej. Oparłam o nie plecy i zastanawiałam się co dalej. Zapewne powinnam ukazać skróchę i odejść. Za bezprawne zabicie jednego z wilków grozi banicja. Więc zapewne na nią powinnam się zdecydować. Ukazać skróchę i dobrowolnie odejść. Tak by raz w życiu postąpić słusznie.
- Wychodzi na to, że nie umrzesz. - Stwierdziła kobieta, wchodząc do sali. - Chociaż było blisko. - Dodała, przeglądając jakąś teczkę. - Byłaś mocno osłabiona więc potrzebujesz trochę czasu, by dojść do siebie.
- Zajebiście. - Rzuciłam, wzdychając cicho.
- Wow takiego entuzjazmu to nie widziałam od dawna. - Dodała żartobliwie, podchodząc do mojego łóżka. - Muszę zmienić opatrunek. Połóż się na płasko. - Poleciła, a ja wykonałam jej polecenie.
Kobieta podciąga koszulkę, która miałam na sobie. Poczułam jak odkleja coś od mojej skóry, co nie było zbyt przyjemnym uczuciem. Polała czymś ranę co wiązało się z mocnym szczypaniem. Syknęłam cicho, zaciskając powieki. Kobieta ponownie przykleiła opatrunek na ranę i naciągnęła moją koszulkę.
- Nie wykonuj gwałtownych ruchów, żeby nie zerwać szwów. I staraj się jak najmniej wstawać z łóżka, żeby się nie przemęczać. Musisz wrócić do sił. - Wyjaśniła, na co skinęłam głową. - Posiłek za dwie godziny. - Dodała, wychodząc z sali.
W tej chwili już nawet nie chciało mi się podnosić. Jedynie leżałam patrząc w sufit, który definitywnie wymagał pomalowania. Jak można tak leżeć i nic nie robić? Umrę tutaj z nudów jak nic. Chyba wolę umrzeć przynajmniej coś robiąc.
Drzwi po raz kolejne się otworzyły, jednak ja ni jak na to nie zareagowałam. Stwierdziłam, że to tylko lekarka musiała o czymś zapomnieć. Jednak jak się okazało, wszyscy stwierdzili, że to świetny dzień na odwiedziny.
- Jednak żyjesz. - Stwierdziła moja siostra, stając nade mną.
- Nie ty pierwsza uraczyłaś mnie dzisiaj tym jakże błyskotliwym stwierdzeniem. - Rzuciłam, krzyżując ręce na piersiach. - Wszyscy jesteście tym faktem zaskoczeni.
- Szanse były marne. - Zauważyłm, siadając na brzegu łóżka. - Przesuń ten tłusty tyłek. Nic nie schudłaś przez ten rok.
- Nie no miła jak zawsze. - Mruknęłam, ostatecznie robiąc jej miejsce na łóżku. - Ile osób jeszcze planuje mnie dzisiaj odwiedzić?
- Może mama. - Oświadczył, kładąc się obok mnie. - Wiesz, że ma nowego faceta? Omegę.
- Serio? Myślałam, że już nigdy nie ułoży sobie życie po stracie taty. - Stwierdziłam obracając głowę, tak by na nią spojrzeć. - Serio było mi jej szkoda. Kochała go do szaleństwa i była zdruzgotana, kiedy go zabito.
- Na początku myślałam, że tego nie przeżyje, jednak minęło dziesięć lat a ona powinna iść dalej. W końcu ile można żyć żałobą? - Spytała Camila, na co jedynie wzruszyłam ramionami. - Wiesz co? Pierwszy raz od dawna naprawdę jest szczęśliwa. A teraz, jeszcze ty wróciłaś. Na początku, kiedy zniknęłaś i uznano cię za zmarłą, byłam pewna, że sobie z tym nie poradzi. Ciężko to zniosła.
- Ona w ogóle wszystko wiecznie znosi strasznie emocjonalnie. - Stwierdziłam wracając wspomnieniami, do czasu kiedy straciliśmy alfę.
To był ciężki czas dla watahy. Straciliśmy alfę i nie mieliśmy dla niego następcy. Moja matka, która w tej chwili była w okropnym stanie miała przejść watahę. My straciliśmy zarówno alfę, jak i ojca. Nikt nie wspomina tego okresu zbyt dobrze.
- On nie pozwoli mi przyjść na to spotkanie. A ja muszę na nie iść. - Dodałam, spoglądając na siostrę. - I wiesz, o co chce prosić.
- Powiem Ci, o której ma się odbyć. Spokojnie. - Zapewniła, na co skinęłam głową. - Nie zadręczaj się tym. Za jakiś czas to wszystko przestanie mieć aż takie znaczenie.
- Łatwo ci mówić, bo Ty nie mordowała swoich. Wataha nie odpuści mi łatwo. O ile w ogóle mi wybaczą.
- Jakie to ma znaczenie, jeśli Ty nie umiesz wybaczyć sobie? - Spytała, unosząc jedną brew.
- Filmowa gadka nie sprawi, że spróbuję sobie wybaczyć.
- Może kiedyś. - Stwierdziła, podnosząc się z miejsca. - Spróbuje się dowiedzieć, kiedy będzie ta rada.
No cóż zobaczymy jak bardzo mam przejebane.
YOU ARE READING
Wilcza łowczyni
WerewolfNie pamiętam, kim byłam ani co robiłam. Dlatego muszę pamiętam, że liczy się tylko to, że teraz jestem łowcą. A moją misją jest zemsta na tych, którzy odebrali mi wszystko.