̶X̶̶V̶̶I̶̶I̶̶I̶

833 63 21
                                    

- Zrób coś dla mnie skarbie. - Mężczyzna o intensywnie niebieskich oczach wpatrywał się we mnie. Uśmiechnął się niemrawo, chociaż był to raczej sztuczny uśmiech. Położył silne dłonie na moich ramionach i ścisnął je nieco mocniej. - Siedź cicho. Nie wolno ci się odzywać rozumiesz? - Spytał, na co niepewnie pokiwałam głową.

Byłam przerażona. Trzęsłam się lekko i z trudem powstrzymałem łzy, które rozmyły obraz przed moimi oczami. Brałam głębokie wdechy, starając się uspokoić. Nie byłam pewna, czego tak naprawdę się bałam. Jednak był to jeden z tych leków, które obezwładnia każdego. Lęk przed śmiercią.

Mężczyzna wziął mnie na ręce i wepchnął w krzaki. Skuliłam się i schowałam, starając się uspokoić oddech. Nie mogli mnie usłyszeć.

- Kocham cię mała. - Zapewnił brunet i uśmiechnął się ostatni raz. Odszedł kilka kroków i zaczął warczeć. Nagle usłyszałam krzyki i kroki. Strzały zaczęły wbijać się w drzewa. Mężczyzna zmienił się w wielkiego wilka, aż dobiegł do niego kolejny mężczyzna. Walczyli. Wilkołak powalił szatyna, a ten wyjął broń. Strzelił a zwierzę padło na ziemię. Patrzyło na mnie wielkimi czerwonymi oczami, a ja zakryłam usta z trudem powstrzymując się od krzyku.

Łowca podniósł się z ziemi, a po chwili dobiegły do niego jeszcze dwie osoby. Przyglądały się wilkowi, o czymś rozmawiają. Ja jednak byłam w takim szoku, że niewiele z tego rozumiałam. Jedynie pojedyncze słowa.

- Miał przy sobie dziecko. - Zauważyła wysoka kobieta, rozglądając się po okolicy. - Gdzie ta mała suka?

- Zabijemy dziesięciolatkę? - Spytał zszokowany mężczyzna, krzyżując ramiona na piersi. - To jego córka. Małe dziecko. Zostawmy ją. - Poprosił, na co kobieta wydawała się być mało zadowolona. - Zabijesz ją, kiedy dorośnie.

- To córka Alfy. Łup życia. - Stwierdziła podekscytowana.

- I dziecko! - Warknął oburzony. - Zabijając dziecko, nie będziemy lepsi niż Wilkołaki. Więc się uspokójcie. Idziemy. - Zarządził, ruszając przed siebie. - Za chwilę wrócimy po ciało.

I po chwili wszyscy zniknęli. A ja zostałam sama. Patrząc w oczy wilka, z dziurą w głowie. I jak się okazało te wielkie czerwone ślepia, należały do mojego ojca.

- Nigdy nie przestanę cię kochać.

Podniosłam się do siadu. Oddychałam szybko i czułam jak moja koszulka, klei się do ciała. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i dopiero po kilkunastu sekundach doszło do mnie, że jestem u siebie. Uspokoiłam oddech i odgarnęłam przyklejone kosmyki włosów z twarzy. Czułam się paskudnie.

Od tygodnia nie piłam tego czarnego czegoś. Wszystko wylewałam do zlewu. I to był pierwszy mój tego typu sen. A może to nie był sen? Czy to mogło być jedno z tych wspomnień? Pewnie tak. Jednak nie byłam pewna. Chociaż nie wierzenie w to było czystym szaleństwem... Chociaż...

Wyskoczyłam z łóżka i poszłam pod prysznic. Ubrałam na siebie pierwsze lepsze ubrania i wybiegłam z pokoju. Przebiegnięcie przez cały teren siedziby łowców chyba jeszcze nigdy nie zajęło mi tak mało czasu.

- Hej. - Mruknęłam zwracając na siebie uwagę sekretarki. - Potrzebuje akt sprzed dziewięciu lat.

- Po co? - Spytała kobieta, odrywając się od swojej pracy.

- Muszę coś porównać. Będziemy polować w tych rejonach. - Wyjaśniłam, wymyślając coś na, szybko. Miejmy nadzieję, że ma na tyle wywalone na swoją pracę, by mi w to wierzyć.

- Alejka piąta. Dolne szuflady. - Rzuciła i ponownie przeniosła wzrok na monitor komputera. - Tylko tam nie namieszaj. Nie zamierzam tego potem układać.

- Spoko. Dzięki. - Mruknęłam, idąc we wskazanym kierunku.

Odnalazłam aleję piątą i zaczęłam przeszukiwać dolne szuflady. Mój problem był taki, że nie znałam dokładniejszej daty zdarzenia. Musiałam szukać polowania na alfę. Bo tyło tak, mogłam odnaleźć odpowiednie akta.

- Jasne cholera. - Wycedziłam przez zęby, przeszukując szuflady.

Akt było od cholery. I zaczęłam już tracić nadzieję na to, że znajdę te odpowiednie. I teraz naprawdę żałuję, że nie doczepiłam się na jakieś zajęcia z biurokracji. Mogłam poświęcić te dwie godziny tygodniowo by posłuchać o zasadach porządkowania akt. Łatwiej byłoby mi szukać.

Usiadłam na podłodze, starając się przypomnieć sobie jakieś szczegóły. Przymknęłam powieki starając się przypomnieć sobie cokolwiek. Było ciepło. A rośliny były wilgotne. Może wiosna.

- Co robisz? - Spytała nieznany mi głos. Otworzyłam oczy i spojrzałam na kobietę. Podeszła do szaf i otworzyła jedną z szuflad.

- Szukam akt z zabójstwa Alfy sprzed dziesięciu lat. - Przyznałam czując, że sama za życia tego nie znajdę. Trochę się podłożyłam, ale to był teraz mało ważne.

- Szukaj czerwonych teczek. Do nich wkłada się akta z polowań na Alfy. - Wyjawiła, przekładając teczki. - Tylko po co ci to?

- Chce się czegoś nauczyć. - Wzruszyłam ramionami, wracając do szukania.

Kobieta wydawała się mało zainteresowana celem moich poszukiwać. Wzruszyła ramionami, chyba ostatecznie stwierdzając, że ma to gdzieś. Wyjęłam jedna z teczek i wyszła, zostawiając mnie samą.

Kiedy odnalazłam czerwoną teczkę, wyjęłam ją z szuflady. Otworzyłam ją i zaczęłam czytać. Alfa pobliskiej watahy. Cechy charakterystyczne... Wada genetyczna powodująca świetlistość oczu. Bla bla bla... Mało istotne bzdety, które nic mi nie mówiły. Aż w końcu doszło do opisu. I do tego jednego zdania.

"Alfa uciekał, na rękach niosąc na oko dziesięcioletnią dziewczynkę."

Wkurzona odłożyłem teczkę na miejsce. Zamknęłam szufladę i podniosłam się z ziemi. Nie mogłam dłużej udawać, że nie mam podstawy, by wierzyć wilkołakom. W końcu ich wersja trzymała się kupy, i miałam na nią dowody.

- Cameron. - Mruknęłam pod nosem. - Może jednak to nie brzmi tak źle. - Rzuciłam, krzywiąc się lekko. - Oszalałam.

Ruszyłam do wyjścia, zastanawiając się co tak naprawdę mam teraz zrobić. Chyba powinnam po raz kolejny porozmawiać z wilkołakami. Może najlepiej było odejść? Tylko że takich jak ja jest więcej... Mepu chodziła w ciąży trzy miesiące. Jak wilkołak. Po prostu pięknie.

Wiedziałam jako jedyna. Co sprowadzało się do tego, że powinnam jakoś pomóc reszcie. Problem w tym, że nigdy nie byłam bohaterką. Wyszkolono mnie na mordercę. I tak naprawdę co ja mogłam? Oni wszyscy byli przekonani, że robią to, co słuszne. Widzieli w wilkołakach bestie. I jak niby miałabym ich przekonać? Byli przekonani, że robię dobrze. Moje gadanie nic by nie zmieniło. A co najwyżej zrobiliby ze mnie wariatkę i skończyłabym niczym ojciec ze strzałą między oczami.

Wyszłam z budynku i ruszyłam przed siebie. Nawet nie wiedziałam, gdzie idę. Po prostu szłam starając się jakoś to sobie poukładać. Czy to już był etap, gdzie się z tym pogodziłam? A może jeszcze to do mnie nie dotarło? Sama nie wiedziałam. To było takie nierealne. Łowcy korzystający z pomocy wilkołaków. Kompletna abstrakcja.

I teraz byłam już pewne tylko tego, że wcale nie chciałam znać prawdy.

Wilcza łowczyni Where stories live. Discover now