̶X̶̶X̶̶I̶̶X̶

727 60 17
                                    

Leżałam, wpatrując się w sufit. Ostatnimi czasy to było jedyne zajęcie. Nie licząc chodzenia po tej klaustrofobicznej celi. Co i tak robiłam tylko, kiedy czułam się lepiej. Teraz czułam mocny ból w ciele, przez który w zasadzie tylko leżałam, starając się nawet nie ruszać. Plusem było to, że już nie było mi niedobrze i nie pociłam się aż tak strasznie. Co znaczyło, że przemiana jest coraz bliżej więc już wkrótce będę martwa.

Drzwi celi się otworzyły, jednak ja nijak na to nie zareagowałam. Byłam nastawiona na to, że to tylko posiłek. Taca z jedzeniem wyląduje na podłodze, a osoba wyjdzie jak gdyby nigdy nic. Jednak nie tym razem.

- Wstawaj. - Polecił mocny męski głos, który tak dobrze znałam. - Koniec tego dobrego.

- Ciebie też dobrze widzieć. - Mruknęłam, powoli podnosząc się z ziemi. Wyciągnęłam przed siebie dłonie, które ten skuł kajdankami.

Mutung złapał mnie za ramię i pociągnął w stronę wyjścia. Posłusznie ruszyłam przed siebie pozwalając mu rzucać sobą jak szmacianą lalką. Szedł szybko co moje obolałe i nierozruszane kości przyjęły niezbyt dobrze. Jednak jego to wydawało się średnio obchodzić.

- Rusz się. - Warknął z wyczuwalną pogardą, dlatego ja zatrzymałam się w miejscu.

- Serio kurwa? Tak mnie teraz, będziesz traktował? Jak najgorszego śmiecia. - Spytałam patrząc na niego z czystą nienawiścią. - Kiedyś byliśmy jedną drużyną. A to, że się przemieniłam to nie moja wina. - Stwierdziłam nie do końca zgodnie z prawdą. Jednak w taką prawdę wierzył. - Jednak ty zdradziłeś mnie z własnej woli.

- Och zamknij się. Na moim miejscu zrobiłabyś tak samo. - Zauważył, łapiąc moje ramię. Pociągnął mnie mocniej, na co poczułam silny ból przechodzący przez moje ciało. Cholerna przemiana. - Jestem wierny łowcą. Nie tobie.

- Dlatego wszyscy cię nienawidzą. A twoja drużyna to banda nienawidzących się łowców. I dlatego zawsze będziecie najgorsi. - Zauważyłam, tym razem dając się ciągnąć. Mimo wszystko byłam na straconej pozycji, a opór mógłby tylko przysporzyć mi problemów.

- Mów co chcesz. Teraz jesteś tylko jednym z kundli, na które polowaliśmy. - Stwierdził, na co przewróciłam oczami.

- Czyli nic się oprócz tego nie liczy? To, że jako łowca byłam ci wierna i pracowałam cholernie ciężko? Nic co zrobiłam ani poświęciłam się nie liczy, bo teraz jestem wilkiem? - Spytałam z wyczuwalnym żalem. Naprawdę byłam zła. Bo co by nie mówić dawniej byłam wierna i pracowałam na to, by być najlepsza. To, że nie wyszło to inna sprawa.

- Niby co poświęciłaś? Bez łowców nie miałaś nic. Tylko czystą kartotekę. Bez rodziny. Bez historii. Łowcy cię uratowali. - Oświadczył powtarzając kłamstwo, które wmawiano nam od dawna.

- Nie musiałam zostawać. - Zauważyłam co chyba wcale, nie było dla niego tak oczywiste.

Lider nic już nie powiedział. Jedynie zaciągnął mnie do łazienki gdzie rozkuł jedna z moich rąk. Chcą, żebym się umyła. Tak, żebym lepiej prezentowała się jako trofeum. Typowa praktyka.

Zdjęłam z siebie koszulkę i bieliznę. Blondyn przykuł mnie do ściany, stając z boku. Puściłam woda, która uderzyła w moje ciało, początkowo budząc u mnie lekki szok. Szczerze nie pamiętam, kiedy ostatnio się myłam. Wydawało mi się, że od tego momentu minęły wieki.

Szybko się umyłam, co wcale nie było takie proste zwarzywszy na to, że mogłam użyć tylko jednej ręki. Kiedy zakręciłam wodę, łowca podszedł do mniej pomógł mi się wysuszyć. Podał mi ubranie, które stanowił czarny stanik sportowy i w tym samym kolorze legginsy sięgające kolan. Ponownie pomógł mi tym razem w ubraniu się, chyba mając dość czekania.

- Co byś nie mówił to ty, przespałeś się z wilkołakiem. I to też był twój wybór. - Przypomniałam dostrzegając jego wzrok, który spoczywał na moim ciele.

- Wykorzystałem cię to prawda... - Zaczął, jednak nie pozwoliłam mu dokończyć.

- Nie. To ja wykorzystałam ciebie. A potem ty mnie zdradziłeś. Tyle w temacie. - Zapewniłam, kiedy ten ponownie mnie skuwał. Na szczęście kajdanki nie były srebrne.

Wyciągnął mnie z pomieszczenia i zaciągnął po schodach na górę. Kolana cholernie mnie bolały, jednak nie narzekałam. Dałam prowadzić się na rzeź. Jednak kiedy dojrzałam, że słońce nadal świeci, byłam w małym szoku. Egzekucje zwykle wykonywało się po zmroku.

Kiedy wyciągnął mnie na zewnątrz, przymknęłam powieki. Jasny blask słońca początkowo mnie oślepił. Potrzebowałam chwili, by przywyknąć do takiej jasności po kilku dniach spędzonych pod sztucznym oświetleniem.

Mutung posadził mnie na ziemi i przypiął do słupa stojącego na środku placu. Tak by wszyscy mogli się napatrzyć. Zamierzali wykorzystać okazję i wykonać pokazową egzekucję l. Co wcale nie oznaczało dla mnie niczego dobrego. Być może najpierw mnie ubiczują. Potem się pośmieją i zrobię kilka starszych rzeczy. By na koniec zabić mnie, dopiero kiedy o tę śmierć będę błagać. Tak karano zdrajców i czasem wilkolaki, kiedy było nudno. W takich momentach zastanawiam się czy na pewno to wilkołaki są potworami.

Łowcy, którzy mnie mijali przyglądali mi się, z zaciekawieniem. Zapewne Barnes już zarządził zebranie, na którym wszystko wyjaśnił. Powiedział jak mu przykro, bo stracił jedną z łowczyń jednak zaznaczył, że nie może okazać mi litości nawet ze względu na to, że byłam jedną z nich. W końcu łowcy muszą być bezwzględni.

- Mutung. - Rzuciłam, kiedy ten już odchodził. Obrócił się w moją stronę a ja odwróciłam od niego spojrzenie. - Przemyśl jeszcze raz kto tak naprawdę w tym układzie jest tym złym. Czasem wątpię w to, że wilkołaki są tymi potworami.

- Dzisiaj w nocy masz się przemienić. Więc już dzisiaj cię zabiją. - Wyjaśnił odchodząc.

Oparłam się o słup i westchnęłam cicho. Niektórzy twierdzą, że chciałoby znać dokładną godzinę swojej śmierci. Jednak teraz byłam zdania, że byłabym szczęśliwsza, nie wiedząc. Chociaż towarzyszyłaby temu momentami dobijająca niepewność. Mogłabym, chociaż mieć nadzieję na to, że los jeszcze się odmieni. Jednak na to było już za późno.

I wtedy zrobiłam coś, czego nie spodziewałam się, że zrobię. Teraz kiedy już wiedziałam, jaka jest moja przeszłość, wiedziałam, że byłam wierzącą, lecz nie praktykująca. Wilkołaki modliły się do bogini księżyca. Ona była naszym dobrym bóstwem. A naszym diabłem był bóg słońca. Dlatego w tym momencie zaczęłam się modlić do Selen. To były ostatnie chwile mojego życia i chociaż modlitwa wydawała się mało ciekawa to nie miałam lepszego wyboru. Nie licząc przyglądania się mijającym mnie łowcą. A to na pewno nie był miły widok.

- Chyba nigdy nie widziałem wilkołaka modlącego się przed śmiercią. - Stwierdził ten sam mężczyzna, który przyszedł do mnie kilka dni temu. - Zwykle się rzucają i walczą aż do końca.

- Po co walczyć w z góry przegranej walce? - Spytałam, otwierając oczy. - Po co przylazłeś?

- Miła jak zawsze. - Prychnął, na co wzruszyłam ramionami. - Teraz cieszę się, że nie znałem cię zbyt dobrze. - Wyznał, klękając obok mnie. Wyjął coś z kieszeni i zbliżył do mojej szyi, na co odruchowo się wycofałam. - Spokojnie. Gdybym chciał coś ci zrobić, zrobiłbym już dawno. - Zauważył, na co musiałam przyznać mu rację. Spojrzałam na jego ręce i dostrzegłam w nich naszyjnik z medalikiem w kształcie pół księżyca. Prezent od mojego ojca. - Zgodnie z prawem każdy ma prawo w chwili śmierci mieć przy sobie medalik lub inny przedmiot z listy wymienionych kultu religijnego. A to się do nich zalicza. - Wyjaśnił, zapinając mi naszyjnik na szyi.

- Kim ty tak naprawdę jesteś? - Spytałam coraz bardziej zaintrygowana jego osobą.

- Zajmuje się takim pierdołami jak karmienie więźniów i przynoszenie im takież rzeczy. - Wyjaśnił, podnosząc się z ziemi. - Powodzenia w zaświatach. - Rzucił odchodząc.

Tak to powodzenia zdecydowanie się przyda.

Wilcza łowczyni Where stories live. Discover now