̶X̶̶X̶̶I̶

828 63 19
                                    

Wróciłam do siedziby łowców kompletnie zmieszana. Nic nie układało się, tak jak powinno. Jedna już chyba powinnam była przywyknąć do tej myśli. Westchnęłam cicho i niewiele myśląc, udałam się na stołówkę. Załapałam się na obiad, co chyba powinno mnie cieszyć. W końcu nie będę musiała głodować cały dzień. Chociaż tak całkiem szczerze to nie miałam ochoty nic jeść. Miałam wrażenie, że mój żołądek się zacisnął i nie przyjmie żadnego pokarmu. Mimo to chwyciłam metalową tackę i zabrałam swoją porcję. Mięso i jakaś surówką z ziemniakami. Nic szczególnego. Jednak jak to utarło się mówić to nie pięciogwiazdkowy hotel, tylko baza łowców. Dlatego nikt nie narzekał.

Przeczesałam wzrokiem całą stołówkę i kiedy tylko dostrzegłam resztę swojej grupy, ruszyłam w tamtą stronę. Usiadłam w milczeniu, przysłuchując się ich debacie o taktykach bojowych. Tutaj rozmawiało się głównie o tym. I byłam tym już naprawdę zmęczona. Mutung cały czas posyłał mi krzywe spojrzenia a Dagger starała się ignorować moją obecność. Przez te całą sytuację narobiłam sobie tylko wrogów. A może to po prostu mój paskudny charakter. A może i jedno i drugie?

Przyglądałam się im kątem oka, a moje myśli kompletnie odpłynęły od tego całego łowieckiego szajsu. Teraz myślałam nie na tym, co jest czy nad tym, co będzie. Skupiłam się na przeszłości. Tym, kim mogli być? Jakie nosili imiona? Czy kto z ich bliskich na nich czekał? Jednak to były pytania, które najpewniej pozostaną bez odpowiedzi. To była przeszłość zakopana głęboki pod ziemią i której być może już nikt nigdy nie odkryje.

- Trening za pięć minut. - Oświadczył lider, podnosząc się z miejsca. Szybko zniknął z mojego pola widzenia.

Reszta wróciła do rozmów na tematy, które mało mnie obchodziły. Ja w tym czasie męczyłam ten nieszczęsny obiad. Szybko jednak stwierdziłam, że to nie miało żadnego sensu. Wstałam z miejsca i bez słowa ruszyłam do sali treningowej. Nie przejmowałam się nawet tym jak bardzo brudna i spocona jestem. I tak miałam teraz kolejny trening. A nie miałam na tyle ubrań, by przebierać się sto razy dziennie.

Weszłam na salę od razu spotykając się z wkurzonym wzrokiem lidera. Prawdopodobnie nikogo w tym momencie nie nienawidził tak bardzo, jak mnie. A ja chyba miałam na to już wywalone. Moje życie i tak się rozpadało.

- Chociaż pokaż, że jesteś gotowa by polować sama. - Rzucił wyrywając mnie tym samym, z chwilowego zamyślenia. Podniosłam na niego zdziwione spojrzenie, stwierdzając, że uniósł gardę.

- Dobra. - Mruknęłam, podchodząc bliżej niego. Uniosłam gardę i chyba miałam naprawdę gdzieś które z nas wygra.

Wymierzyłam pierwszy nieco niezgraby cios, który ten z łatwością zablokował. Sam wymierzył mi cios z łokcia prosto w twarz, jednak nie specjalnie się tym przejęłam. Wymierzała kolejne ciosy, czasem trafiając a czasem zupełnie chybiając. Czułam, że muszę się wyrzuć. Nie radziłam sobie już ze złością, która się we mnie skumulowała. A na nieszczęście Mutunga on stanął mi na drodze, sam zgłaszając się na mój osobisty worek treningowy. Tak byłam okropnym wilkołakiem i zdawałam sobie z tego sprawę.

Lider jakby zdając sobie sprawę z tego, co się dzieje przestał atakować. Jedynie blokował moje ciosy. A może po prostu było mu mnie żal. W tym momencie musiałam wyglądać naprawdę żałośnie.

- Uspokój się do cholery. - Warknął, łapiąc mnie za nadgarstki. - Co się z tobą dzieje? - Spytał patrząc na mnie w ten sposób, którego tak nienawidziłam. Z tą pogardą i zawodem, które w tym momencie względem mnie odczuwał.

Moje życie to kłamstwo. Zabijałam swoich. Dałam zrobić z siebie marionetkę. Niczym najgorsza, naiwna idiotka dałam sobie wciskać każde kłamstwo. A teraz znałam prawdę i nie miałam pojęcia co z tym zrobić.

- Jestem wściekła. - Rzuciłam, nie myśląc nad sensem własnych słów. - Nie wiem dlaczego. - Dodałam po chwili zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo sama się wkopywałam.

- Jak możesz nie wiedzieć, dlaczego jesteś wściekła? - Spytał patrząc na mnie jak na kompletną idiotkę. - Musisz wreszcie się uspokoić. Nie mam pojęcia co się z tobą dzieje, jednak nie jest to nic dobrego. Nie mogę pozwolić byś w tym stanie, brała udział w polowaniach. Nie można ci zaufać.

- Nigdy mi nie ufałeś. - Zauważyłam, patrząc mu prosto w oczy. Na prawdę starałam się nie wyżyć na nim. W końcu to nie była jego wina. Sam był ofiarą łowców, chociaż nie zdawał sobie z tego sprawy. - Więc czemu po prostu mnie nie wyrzucisz?

- Bo masz problemy, przez które sama sobie nie poradzisz. I czasami wątpię, byś nadawała się na łowcę. - Oświadczył nawet nie zdając sobie sprawy, jak bliski prawdy był.

- Więc powiedz przełożonym, że powinni mnie wyrzucić. Tak będzie najlepiej, prawda? - Spytałam, jednak on wydawał się mnie kompletnie nie słuchać. Zamiast tego z jakiegoś powodu przypatrywał się moim dłonią, które po chwili puścił.

- Powiedz mi tylko szczerze. Ty w ogóle chcesz tutaj być? - Spytał, wbijając we mnie przenikliwe spojrzenie. Jedne z tych, które wydawały się prześwietlać duszę na każdą możliwą stronę. I przez które wiedziałeś, że kłamstwo po prostu nie przejdzie.

- Nie. - Wyznałam, biorąc głęboki wdech. - Nie chce tutaj być. I żałuję, że rok temu zgodziłam się zostać. - Przyznałam zgodnie z prawdą. Zapewne żadnej decyzji w życiu nie żałowałam tak bardzo, jak tej.

Mutung mnie ominął widocznie wkurzony. Pewnie był zły. W końcu poświęcił tyle czasu na trenowanie z kimś, kto chciał tylko odejść. Odwróciłam się, a moje spojrzenie padło na resztę. Stali w drzwiach zapewne przyglądając się temu wszystkiemu. Teraz już wszyscy wiedzieli.

A ja w tym momencie uświadomiłam sobie tylko jedno. Nie chciałam być bohaterem. Nie miałam szlachetnej duszy, za to byłam egoistką. Chciałam odejść i zapomnieć. Nie ratując nikogo, poza sobą. W końcu nie uratujesz kogoś, kto nie chce być uratowany.

- Dzisiaj trenujemy sparing. - Oświadczył, zwracając się do reszty. - Na razie jesteś częścią zespołu. Więc nie myśl, że się wywiniesz. Jednak nie martw się, zrobię wszystko byś mogła odejść. - Oświadczył, nawet na mnie nie patrząc.

- Dzięki. - Mruknęłam i teraz naprawdę żałowałam, że się odezwałam.

W końcu byłabym głupia, wierząc, że oni pozwolą mi odejść. To zagrażało całemu ich przedwsięwzięciu związanym z łapaniem nieprzemienionych wilkołaków. Skoro nagle postanowiłam odejść mogli się domyślić, że znam prawdę. A nawet jeśli nie to nie byli głupi. Nie pozwolą mi tak po prostu odejść, bo to byłoby za duże ryzyko.

Na własne żądanie podpisałam na siebie wyrok śmierci.

Wilcza łowczyni Where stories live. Discover now