̶X̶̶V̶̶I̶

909 57 10
                                    

W ostatniej chwili złapałam gałąź lecącą w moją stronę. Matt skutecznie ignorował moją obecność, idąc wyznaczoną wcześniej drogą. Mieliśmy patrolować wyznaczoną okolice aż do rana. Co oznaczało, że to będzie cholernie długa noc. Zwłaszcza z tym blond kutasem u boku. Serio nikt nie umiał mnie tak zirytować, jak on. I chyba nikt nie umiał rzucać tak głupimi tekstami, jak ten facet. Jeśli dotrwam do rana, to będzie cud.

Złapałam kolejna gałąź, która leciała prosto na mnie i warknęłam pod nosem. Następna gałąź uderzyła mnie w twarz. Jęknęłam cicho mrużąc oczy, w których pojawiły się łzy. Na moje szczęście, dostałam i po nich, przez co teraz nieprzyjemnie szczypały. Czyli teraz moim celem jest nie oślepnąć. Coraz lepiej.

- Ja tutaj jestem. - Przypomniałam zmniejszając odległość między mną a Robertsem. Przez niesamowicie gęstą drzewa iglaste ciężko było się poruszać. I już wiedziałam, że będę cała podrapana. Urok tej pracy.

- Ciężko byłoby zapomnieć, jak tak jęczysz tam z tyłu. A o dziwno nawet się do tego nie przyczyniłem. - Stwierdził, rzucając kolejnym dwuznacznym tekstem. On zdecydowanie kochał je nieco za bardzo. - Siedź ciszej, bo wystraszysz wszystkie Wilkołaki w promieniu pięciu kilometrów.

- Kurwa zamknij się już. - Poprosiłam, już nie mając ochoty na bycie miłą. To nie był mój dzień. Ani tydzień... Ani miesiąc... Ani tym bardziej rok.

- Idź w lewo, a ja pójdę w prawo. Będzie mnie chodzenia i odpocznę sobie od twoich jęków. - Mruknął uśmiechając się, w ten swój charakterystyczny sposób. Siła zmusiłabym się, by nie przewrócić oczami.

- Normalnie ci nie przeszkadzają. - Zauważałam, skręcając w lewo.

I wcale nie było lepiej. Nie mam pojęcia kto wpadł na pomysł, by szukać wilkołaków w takich miejscach. Pod postacią wilka nie było szansy się tutaj poruszać. Podejrzewać, że nawet taki przeciętny facet wilkołak miałby cholernie trudno. Nawet mi kurwa było trudno. Na moje szczęście, które w końcu postanowiło wrócić z wakacji, w końcu zrobiło się luźniej. I teraz szło się już całkiem nie najgorzej. Co prawda nadal musiałam uważać, żeby nie pogubić strzał i nie wydłubać sobie oczu jednak było już lepiej.

Aż w końcu coś usłyszałam. Zatrzymałam się i odwróciłam gwałtownie. I wtedy coś się we mnie odezwało. Jakiś instynkt, który kazał mi zaatakować. I to też zrobiłam gwałtowny krok do przodu. Zza paska wyjęłam nóż i przyłożyłam go do gardła wilczycy.

- Co tutaj robisz? - Spytałam wilczyce o jaskrawo niebieskich oczach. Zmarszczyłam brwi modląc się w duchu, by Matt nas nie usłyszał.

- Nie mówi, że nie przyplątałaś się do tego łowcy, by tak sobie pochodzić. - Rzuciła, unosząc jedną brew. Westchnęłam na to cicho, nie komentując jej słów w żaden sposób. - Chcesz wiedzieć więcej, dlatego wróciłaś. - Zauważyła uśmiechając się wyjątkowo pewnie, jak na kogoś w jej sytuacji.

- Więc mów. - Poleciłam nawet na moment, nie opuszczając noża.

- Gdybym chciała cię zabić zrobiłabym to już przy pierwszym spotkaniu. - Zauważyła kładąc dłoń, na moim nadgarstku.

- Jeśli Matt przyjdzie wolę, by zobaczył nas tak. - Wyjaśniłam patrząc na nią, nadal nieco nieufnie. Ona zabrała dłoń, wzdychając cicho.

- Nic nie pamiętasz więc pewnie podają wam coś, przez co twoja pamięć szfankuje. - Stwierdziła, myśląc na głos. Jej wzrok był nieobecny i wydawała się nawet nie wiedzieć, że mówi na głos. - Dając wam coś do jedzenia, lub picia. Czarna barwa i taki lekko miętowy posmak.

- Dają nam do picia taki czarny... Płyn. Nie umiem tego lepiej określić. Mamy go pić codziennie to ponoć jakoś witaminy czy inne wartości odżywcze. - Wyjawiłam nawet nie wiedząc, czy powinnam jej to mówić. Jednak jeśli to rzeczywiście to, co mówią to raczej, nie jest to jakiś wielki sekret.

- Nie pij go. - Rozkazała skupiając na mnie spojrzenie oczu, które były przerażająco podobne do tych należących do mnie. - To czarne zabarwienie i sam to wilcza mięta. Specyficzna roślina, która szkodzi wilkołakom. Takim nie w pełni przemienionym miesza w głowie. Więc po prostu tego nie pij. A rozwiązanie przyjdzie samo.

- I nic więcej mi nie powiesz? - Spytałam lekko niezadowolona z odpowiedzi które uzyskałam.

- A uwierzysz? - Spytała, unosząc jedną brew. Nic nie odpowiedziałam co chyba, było dla niej wystarczającą odpowiedzią. - No właśnie. Kiedy wspomnienia zaczną wracać będą dla ciebie, najlepszym dowodem. - Zapewniła a ja odsunęłam nóż od jej gardła. Schowałam go na powrót za pasek spodni. - Uważaj na siebie. Kiedy oni się dowiedzą, że wiesz zabija cię by reszta nie poznała prawdy. - Zauważyła nieco mało błyskotliwie.

- Będę uważać. - Zapewniłam, a wilczyca skinęła głową. Ominęła mnie i ruszyła przed siebie, by zniknąć. - Czekaj. - Rzuciłam odwracając się do niej przodem. -... Jak mam na imię? - Spytałam czując się z tym nieco głupio.

- Cameron. - Oświadczyła a ja zmarszczyłam brwi, zdegustowana. Serio nie było lepszego imienia? - Nie patrz tak. Ja jestem Camila a nasz brat to Caden. Nasza matka ma na imię Carla. Imiona na C to taka tradycja rodzinna. - Wyjaśniła, a ja westchnęłam cicho. Chyba wolałam to nowe imię. - Mówiliśmy ci Cam. Mama zawsze mówiła, że tak bardzo przypominasz jej tatę. Zawsze byłaś tak samo uparta i dumna. Miałaś talent przywódczy i nawet kiedy się myliłaś, nie umiałaś tego przyznać... Oczy też masz po nim tak jak cała nasza trójka.

- Idź już. Jeśli Matthew cię zobaczy obie, będziemy miała ostro przesrane. - Zauważyłam, na co ta skinęła głową. Przyszpieszyla kroku, szybko znikając między drzewami.

Westchnęłam cicho, ruszając przed siebie. Wiedziałam, że muszę obejść wyznaczony teren, by łowca nie nabrał podejrzeń. Dodatkowo straciłam trochę czasu na rozmowy z wilczycą. Która ponoć jest moją siostrą... Kurwa to trochę skomplikowane. A w zasadzie to bardzo skomplikowane. Jednak wersja wilkołaków zaczynała mieć coraz więcej sensu. Co nie powiem, żeby mi się podobało.

Bałam się tego, co mogę zobaczyć we wspomnieniach, które miały wrócić. Jednak teraz nie zamierzałam się wycofać. Zaszłam nieco zadaleko i napotkałam zbyt wiele pytań, by teraz się wycofać. Chociaż pewnie rozsądnie byłoby zostawić ten temat. Nadal żyć tak jak się tego nauczyłam. Niestety rozsądna nigdy nie byłam. I przy okazji nienawidziłam nie znać odpowiedzi na pytania, które urodziły się w mojej głowie. Czasem nienawidziłam samej siebie i swojej upartej natury.

Poprawiłam kurtkę w kolorze khaki z czarnymi, skórzanymi rękawami. Czułam, że po tym przejście będzie w niej tyle dziur, że będzie się nadawała tylko do wyrzucenia. Tak to nie jest mój dzień.

- Museve. - Odezwał się głos w słuchawce. Westchnęłam cicho i przyłożyłam dwa salce do ucha. - Idź na około.

- Jaja sobie robisz? - Spytałam wkurzona, zatrzymując się na chwilę.

- Wybacz. Wytyczne z góry. Mamy sprawdzić większy teren. - Wyjaśnił, na co ja po raz kolejny westchnęłam.

- Idę. - Mruknęłam, ruszając dalej.

Tak to zdecydowanie nie był mój dzień.

Wilcza łowczyni Where stories live. Discover now