̶X̶̶X̶̶V̶̶I̶̶I̶

725 52 2
                                    

Leżałam na zimnej ziemi, usilnie próbując zasnąć. Co w tym momencie wydawało się niewykonalne. Betonowa podłoga nie była najwygodniejsza. Do tego światła świeciły się nieustannie, a mi ciężko było powiedział czy był już dzień, czy może noc. Nie miałam nawet pojęcia, ile tutaj siedzę. Wydawało mi się, że przez kilka godzin gapiłam się w ścianę. Jednak równie dobrze mogły to być dni lub minuty. Tutaj nic nie było pewne. Do tego klimatyczne jęki skatowanych. Wymarzony nocleg, który uświadomił mi, że sam pobyt tutaj był jak najgorsze katusze. Było mi zimno przez panujące warunki i niewyspanie. Czułam się tak, jakbym zaraz miała oszaleć. Otaczały mnie bowiem puste betonowe ściany i nic poza tym. Nie licząc oczywiście metalowych drzwi, które były średnią atrakcją i wiadra, które ustawiono tutaj w wiadomym celu.

Jeszcze nigdy w życiu tak nie żałowałam własnych decyzji. A wystarczyło jedynie zwiać, kiedy tylko się dowiedziałam. Teraz pewnie leżałabym w swoim miękkie łóżku, a moim największym zmartwienie byłaby reakcja watahy. Modliłabym się o to by mnie ułaskawili, a nie o to by zabili mnie szybko. Jednak ja byłam głupia i na własne żądanie wpakowałam się w niezłe bagno.

Poza tym byłam głupią pizdą, która nie umiała nawet obwiniać tego kretyna Mutunga. W końcu zrobił to, co uważał za słyszę. Podejrzewam, że gdyby sytuacja była odwrotna, zrobiłabym dokładnie to samo. Zrobili nam pranie mózgu, przez które świat był czarno biały. Wilkołaki złe i do wybicia ludzie dobrze do ratowania. Niestety to proste myślenie dla dzieci i ludzi, którzy robią obrzydliwe rzeczy by spało im się dobrze. Bo tak naprawdę świat w większości przybiera odcienie szarości. I ten konflikt ma dwie strony, które mają swoje racje. Jednak nie umieją rozmawiać. Niestety wojna jest łatwiejsza niż rozmowy i kompromisy. Żyjemy w pojebanym świecie. Na tyle bym mogła mu wybaczyć. I strasznie się za to nienawidziłam.

Nagle drzwi do celi wydały charakterystyczny dźwięk. Uchyliłam powieki i zobaczyłam Matta. Natychmiast podniosłam się do siadu i na niego spojrzałam. Wydawał się dziwnie zmartwiony co nie było w jego stylu. Dużo bardziej pasowała do niego obojętność i wyjebanie na wszystko i we wszystkich. Chociaż czasami było ono tylko pozorem.

- Jak zawsze wpakowałaś się w kłopoty, bo nie umiesz uciekać. - Stwierdził, kładąc na ziemi tace z jedzeniem. - Gdybyś zwiała zamiast... Nawet nie wiem po cholerne, żeś tu zostawała.

Żeby bawić się w wybawiciela rasy. Spoko też tego kurwa nie rozumiem.

- Sama nie wiem. - Skłamałam wiedząc, że kłamstwo jest łatwiejsze. Mniej tłumaczenia, na które i tak nie miałam czasu. - Kiedy mnie zabiją?

- Patrząc na to, jak wyglądasz za maks pięć dni się przemienisz. A wtedy zabiją cię bez wahania. Może otworzą cele i wtedy odruchowo zaczniesz uciekać a Barnes zrobi pokaz siły. - Wyjaśnił, krzyżując ramiona na piersi. No tak to było bardzo w stylu tego wariata. - Nikomu nie powiedziałem o twoim zejściu do lochu razem ze mną. Myślą, że wziąłem cię na spacer i rozmowę, by trochę cię ogarnąć. - Dodał nieco ciszej powodując tym u mnie niemały szok. - Więc nie wygadaj, bo zabija mnie razem z tobą.

- Nic im nie powiem. Jak umrę to, chociaż z resztkami godności. - Zapewniłam, spoglądając na tace. To, co na niej leżało i miało być chyba jedzeniem wyglądało jeszcze gorzej niż łowieckiej posiłki a byłam przekonana, że to niemożliwe. Już chyba wolałam dostać karmę dla psa. - Nie ma opcji, żebyś przyniósł mi karmę dla psów? Pewnie jest smaczniejsza niż to coś.

- Wybacz, ale nie. Chcą cię zmęczyć i uczynić twoja śmierć, jeszcze gorszą. Przykro mi. - Przyznał, będąc w tym wyjątkowo szczery. Co też nie było w jego stylu. Roberts był przykładnym łowcą, który mało co czuł. - I nie przyjdę więcej. Nie chcę, by mnie z tobą kojarzono. I tak wszyscy wiedzą co było wcześniej. Nie muszą teraz jeszcze plotkować, że jesteśmy w zmowie.

- Spoko. To, że ja skończę w piekle, nie znaczy, że i Ty musisz. - Przyznałam, wzdychając cicho. Czyli umrę głodna. Chyba gorzej być nie mogło.

- Podziwiam cię, że jeszcze jakoś wytrzymujesz. Ja już teraz pewnie chodziłbym po ścianach. - Przyznał, przeczesując włosy palcami. Jego nerwowy tik. - Wrzucili cię do piekła.

- I to prosto do siódmego kręgu. - Rzuciłam nie kreując tego, jak bardzo niezadowolona byłam. - Weź to. I tak tego nie zjem a, jak jeszcze zlezą się szczury to oszaleje do reszty.

- Jesteś pewna? Przynajmniej mogłabyś je zjeść. - Stwierdził, na co obdarzyłam go morderczym spojrzeniem. - Czaje. - Zapewnił, biorąc tace z jedzeniem. - Wiesz, że już zaczęły się plotki?

- To miejsce pod tym względem działa lepiej niż internet. Łowcy potrzebują by coś się działo, inaczej im się nudzi. - Stwierdziłam wzruszając ramionami. Tak było zawsze. Kiedy tylko ktoś znikał w przeciągu godziny powstawało co najmniej piętnaście wersji tego, co się stało.

- Wiem. - Zapewnił, sam gubiąc się już w tym o czym ze mną rozmawiał. - Za dwa dni będzie gorzej. Nie tylko ze względu na wierzenie. Zaczną się gorączki, deszczy i wymioty. To następstwa takiej przemiany.

- Zajebiście kurwa. - Warknęłam, serio czując, że na własne żądanie spierdoliłam swoje życie. A mogło być tak dobrze i spokojnie. Jak mówi stare powiedzenie nigdy nie zadawał pytań, na które odpowiedzi nie chcesz znać. Ja zadałam i nie wyszłam na tym najlepiej.

- Może ktoś przyniesie ci leki. W imię tego, że mimo wszystko byłaś jedną z nas. I nie byłaś jedną z tych paskudnych bestii.

- Nie byłam, ale teraz już jestem. Nie będzie dla mnie litości. - Zapewniłam, wiedząc, że to tak nie działa. Łowcy są bezwzględni i raczej mało sentymentalni.

- Mimo wszystko łowcy mają swój honor. Więc o ile cię lubili, to może Ci się poszczęści. - Stwierdził, ruszając do wyjścia.

- Czuli mam przesrane. - Podsumowałam a nim drzwi się zamknęła do pomieszczenia wpadł koc, który najpewniej przytargał za sobą ten idiota.

Jeszcze tego brakowałoby zabili nas obu. Jednak go lubiłam. Może był idiotą z trudnym charakterem jednak był jedną z tych osób, które chciały mnie poznać. Były ze mną szczere i nie próbowały mnie zmieniać. Byłam, jaka byłam i on to akceptował. Nie przebywałem z nim, bo nie było lepszego wyboru. Robiłam to, bo tego chciałam. Kiedy tutaj trafiłam czułam pustkę, która on wypełnił. I tego nigdy mu nie zapomnę. No i był prawdziwy. Nie udawał kogoś kim nie jest a ja ceniłam taką szczerość w ludziach. 

Podniosłam się z betonu i zrobiłam dwa kroki w przód. Podniosłam koc z ziemi i przeszłam z nim do jednego z kątów. Tam się położyłam zawinięta w miękki materiał.

To będzie cholernie długie i ciężkie pięć dni.

Wilcza łowczyni Where stories live. Discover now