̶X̶̶I̶̶I̶

1K 57 15
                                    

Usiadłam na pniaku, przyglądając się płonącemu ognisku. Ziewnęłam cicho, czując się naprawdę zmęczona. Ostatnio noc była ciężka. Przez tłoczące się myśli nie mogłam zasnąć. Przez co udało mi się jedynie zdrzemnąć na dwie godziny. Potem wstałam i poszłam na trening. Po którym dostaliśmy wolne. I chociaż tyle. Inaczej chyba strzeliłabym sobie w łeb. Przysięgam na miłość bogów.

Wyprostowałam nogi, nakładając prawa na lewą. Czułam, że kolana wysiądą mi szybciej niż cokolwiek innego. Często mnnie bolały i jeszcze częściej strzelały jak u kogoś, kto ma dziewiedziesiąt lat a nie dziewiętnaście.

Dzisiaj przy ognisku świętowaliśmy dwie rzeczy. Pierwszą była pierwsza udana misja. A drugą to, że Mepu urodziła synka. I jak nigdy nie pałałam miłością do dzieci, tak ten chłopiec był naprawdę uroczy. Miał duże niebieskie oczy i dosyć jasne włosy. Te jednak mogły jeszcze ściemnieć, więc o niczym to nie świadczyło. Sai szybko wymyślił imię dla syna. Tariro z naszego języka nadzieją. Może trochę tandetnie, ale nie moje dziecko więc się nie mądrze.

To, co ostatnio usłyszałam, wzbudziło we mnie wątpliwości. I strach. Bo co jeśli to co mówił, było prawdą? Tariro urodził się po trzech miesiącach. Tyle w ciąży chodzą wilkołaki. Poza tym ten dziwny test z długopisem. Jakby chcieli sprawdzić, czy no nie wiem, nie przemienię się do końca? Lub ile po takiej niepełnej przemianie jest ze mnie z wilka. A może po prostu już do reszty oszalałam?

- Jesteś jakaś strasznie nieobecna. - Stwierdził lider, siadając obok mnie. Podał mi otwartą butelkę piwa, którą na od razu przyjęłam. - Co się z tobą dzieje?

- Robię się taka od razmów z tobą. - Oświadczyłam, zmuszając się do lekkiego uśmiechu. Nie chciałam mówić otwarcie o swoich wątpliwościach. Wtedy tylko wyszłabym na wariatkę. - Mogę cię o coś spytać?

- Ostatnio robisz to bez przerwy. Więc to jedno pytanie nie powinno nic zmienić. - Stwierdził na swój pokrętny sposób, wzruszając ramionami.

- Skąd wiedziałeś, że chcesz to robić? Polować na wilkołaki i w ogóle być łowcą? - Przeniosła na niego spojrzenie, biorąc łyk zimnego piwa. Nie wolno nam było pić bez pozwolenia. A to dostawaliśmy bardzo rzadko. I może komuś wydaje się to śmieszne, ale wydaje mi się, że właśnie dzięki temu piwo smakowało aż tak dobrze.

- A kto powiedział, że chce to robić? - Dopytał, unosząc jedną brew. Tym pytaniem całkowicie zbił mnie z tropu. - Nie lubię tego... To znaczy to, nie jest spełnienie moich marzeń. Gdybym miał wybór, pewnie robiłbym coś innego.

- Więc dlaczego tego nie robisz? - Spytałam chyba bardziej samą siebie jak jego.

- Bo prawda jest taka, że nie dano nam wyboru. Dano nam aluzje. Udawano, że to wybór jednak powiedzmy sobie szczerze. Wylądowanie na ulicy bez tożsamości, pracy, domu i nadziei to żaden wybór. - Wyjaśnił jakby to wcale, nie było takie oczywiste. - Uratowali nas i za to oczekiwali naszej służby. Tak po prostu miało być P13.

- Nie nazywaj mnie tak więcej. - Zarządzałam marszcząc brwi wkurzona. Zahaczyłam paznokciami o brzeg naklejki na butelce i zaczęłam ją obdrapywać. Musiałam się na czymś skupić. - Wiesz, że tego nie lubię Q23. - Rzuciłam by nieco go podrażnić. Ten w odpowiedzi szturchnął mnie łokciem w żebra a ja odruchowo położyłem na nich dłoń. - Może to głupie pytanie, ale wierzysz w to, co nam mówiąc?

- Możesz mi wierzyć, że też przeszedłem chwilę zwątpienia. Tak jak wszyscy. Jednak im wierzę. Bo to jedyna prawda, jaką znam i w miarę trzyma się kupy. - Przyznał, spoglądając w ogień. - Bo jak w nie to, to w co mam wierzyć?

- Sama nie wiem. - Skłamałam, skupiając spojrzenie na butelce piwa. - Nie mam pojęcia, co mi chodzi po tej pustej głowie.

- Nie jesteś głupia i jeśli wydaje ci się, że coś nie gra zaczynasz o tym myśleć. Masz instynkt, a to się tutaj liczy.

- Czy to był komplement? - Spytałam zszokowana, uśmiechając się nieco wrednie. - Nie wierzę. Mutung potrafi być miły. Po prostu szok i niedowierzanie.

- Jesteś jedna z najbardziej nieznośnych istot, jakie poznałem. Dlatego kiedyś będziesz jedna z najlepszych.

- Czy naprawdę robienie czegoś, w czym jest się dobrym ma sens, jeśli nie przysparza ci to przyjemności? - Spytałam, przenosząc na niego wzrok. On zmarszczył brwi, patrząc na mnie zdziwiony.

- Skąd to wytrzasnęłaś? - Dopytał nawet nie próbując ukryć szoku, który u niego wywołałam.

- To jakieś wspomnienie. W nim mówi mi to kobieta, której głos jest taki... Kojący i przyjemny. - Wyjaśniłam uśmiechając się mimowolnie na jego wspomnienie.

- Może należał do twojej matki? - Zasugerował, na co jedynie wzruszyłam ramionami. Nie umiałam wskazać, czyj tak naprawdę był.

- Idę sprawdzić, czy Ci debile jeszcze się nie potopili. - Oświadczyłam  wstając z pniaka. Od razu ruszyłam w stronę jeziora, w którym kąpali się Dagger, jej bliźniak Arc i Demo. Sai siedzisk z Mepu i ich synem.

Stanęłam na piaszczystym brzegu, patrząc na tych trzech debili. Chlapali się wodą jak dzieci śmiejąc się przy tym, jak opętani. Przewróciłam oczami, popijając swoje piwo. Czekałam na moment, aż mnie zauważą. Jednak nie liczyłam, że stanie się to zbyt szybko. Nie próbowałam nawet zwrócić ich uwagi. Byli tak głośno, że były marne szanse, bym ich przekrzyczała.

- Szybki numerek wam się udał? - Spytał Arc, na co posłałam mu pytające spojrzenie. To doszło do mnie tak nagle, że nie koniecznie zrozumiałem, do czego piję. - No twój i lidera. Pewnie było ostro. - Stwierdził, poruszając sugestywnie brwiami. - Ostatnio tak często romansujecie, że to w końcu musiało się stać.

- Zboczeni debile. - Mruknęłam, ponownie biorąc łyk alkoholu. Nie było warto się o to kłócić ani tłumaczyć. W końcu tłumaczą się tylko winni i tak dalej.

Nagle poczułam na sobie wodę. Odskoczyłam gwałtownie do tyłu i spojrzałam na Dagger. Śmiała się jak opętana a ja zabijałam ją wzrokiem.

- Co ty odkurwiasz? - Spytałam wkurzona, patrząc na rudowłosą. W końcu dołączył do niej brat, który też mnie ochlapał. - Debile. - Warknęłam, odsuwając się od brzegu.

- Weź z nami popływaj. - Poprosił Arc uśmiechając się w cwaniacki sposób.

- Wiesz, że nienawidzę jezior. - Przypominałam, krzyżując ramiona na piersi. - Nie wejdę do jeziora. - Zapewniłam i ruszyłam do ogniska.

Usiadłam na przewróconym pniaku nigdy nie widząc Mutunga. Ten miał dziwny dar do znikania. Lubił to robić. Było go pełno, aż w pewnym momencie znikał. Jakby wyczerpały się jego limity społeczne.

Po chwili obok mnie usiadł Arc. Cały przemoczoby i trzęsący się jak dziecko. Uśmiechnęłam się mimowolnie, myśląc, że dostał za swoje. Ta bywam mściwą suką.

- Nie ubieraj się jeszcze. - Poradził na co spojrzał na mnie poruszają sugestywnie brwiami. Ja w odpowiedzi przewróciłam oczami. - Wyschnij. Inaczej zmoczysz ciuchy i będzie Ci jeszcze zimniej.

Zdjęłam z siebie kurtkę i zarzuciłam mu ją na ramiona. Arc miał to do siebie, że bywał denerwujący. Często robił głupie rzeczy. Jednak nie dało się go nie lubić. Przynajmniej ja nie umiałam.

Mruknął ciche, dziękuję i skupił wzrok na ogniu. Ten miał w sobie coś hipnotyzującego. Przez co mogłam patrzyć na niego całymi godzinami. Jednocześnie myśląc o tym, co powinnam teraz zrobić.

Wilcza łowczyni Where stories live. Discover now