Rozdział 20

25 0 0
                                    

W ciągu ostatnich kilku dni szykowaliśmy się na oblężenie zamku. Codziennie dostawaliśmy raporty od zwiadowców, którzy obserwowali przemarsz wrogich wojsk. Na następny dzień po wiadomości, że siły ciemności zaczynają się zbroić, dostaliśmy wiadomość, że otwarto wrota, a wrogie wojska wymaszerowały przez nie. Od tamtej pory siły Morgotha są pod ciągłą obserwacją. Dzisiaj podczas śniadania dowiedzieliśmy się, że są o dzień drogi od zamku, a obok Władcy Ciemności jedzie jakiś chłopak w czarnej zbroi, dosiadający karego rumaka. Zaraz po informacji, w całym zamku zaczęły się gorączkowe przygotowania do obrony. Ostrzono miecze, sztylety, czy topory, szykowano tysiące pocisków do łuków i środki opatrunkowe. Na murach zbierano luźne kamienie, aby móc czym ciskać w atakujących. Od razu po skończonym posiłku rzuciłam się w wir przygotowań, nie myśląc za wiele o moich wieczornych kłótniach z Legolasem. Syn Tharanduila ciągle namawiał mnie, żebym udała się do medyka, jednak ja stanowczo mówiłam, że pójdę po skończonej kampanii wojennej. Przez to dość mocno pogorszyły się nasze relacje, co wpływało też niekorzystnie na osoby będące w naszym otoczeniu. Nasi przyjaciele zauważyli to i na wszystkie sposoby próbowali dowiedzieć się o co chodzi, jednakże stanowczo odmawialiśmy wyjaśnień. Ostatnimi czasy była to jedna z tych nielicznych rzeczy, w których się zgadzaliśmy. Chwilowe zamyślenie spowodowało moje potknięcie o stos strzał leżących na podłodze. Sprawiło to, że powróciłam do rzeczywistości i ponownie zaczęłam nadzorować przygotowania do obrony. W ten sposób czas zleciał mi, aż do wieczora. Udałam się na kolację, gdzie nałożyłam sobie górę sałatki i pięć kanapek. Dojadłam jeszcze dwoma kawałkami ciasta malinowego. Wszystko popiłam dwoma kieliszkami soku. Po skończonym posiłku natychmiast udałam się do apartamentów, gdzie błyskawicznie się umyłam i przebrałam w strój na noc. Położyłam się na łóżku i momentalnie zasnęłam. Ranem obudziły mnie codzienne mdłości, nie zważając na przyjaciół we wspólnym pokoju, pobiegłam do łazienki, gdzie zwróciłam wczorajszą kolację. Weszłam do salonu, po czym przeszłam do pokoju sypialnego, odprowadzana ciekawymi spojrzeniami. Z szafy wyjęłam czarne spodnie i szarą tunikę, na ramiona zarzuciłam czarny płaszcz z kapturem i srebrnymi obszyciami. Na stopy włożyłam czarne kozaki, do których schowałam po sztylecie. Do pasa przytroczyłam miecz i dwa puginały. Pozostałe ostrza pochowałam do ukrytych pochew. Na ramię zarzuciłam łuk i kołczan ze strzałami. Gotowa wyszłam z apartamentów i podążyłam do jadalni. Na stole stały już potrawy i napoje. Usiadłam na swoim miejscu i zajęłam się jedzeniem. Kończyłam właśnie posiłek, kiedy do pomieszczenia wbiegł jeden ze strażników na murach.

- Wojska Morgotha stoją już pod murami! - krzyknął

- Szlag by ich trafił, nawet zjeść w spokoju nie można - mruknęłam, po czym wstałam z krzesła

Z żalem popatrzyłam na niedojedzone ciasto, jednak po chwili zebrałam się w sobie i pobiegłam do pokoju po zbroję. Włożyłam ją, chwyciłam mithrilowe ostrza i łuk ze strzałami, po czym popędziłam na łeb, na szyję w kierunku zewnętrznych murów. Stanęłam obok moich przyjaciół i spojrzałam w dół. Pod umocnieniami kłębiło się około dziesięciu tysięcy orków, wargów i troli. 

- A żeby ich Balrogowie pochłonęli - zakląłam 

Mój wzrok przesuwał się po szeregach wrogich wojsk, za nimi na wzniesieniu siedziały na koniach dwie postacie. Obydwie były odziane w czarne zbroje i dosiadały karych wierzchowców. Jedna była wysoka, barczysta w ręku trzymała potężny, czarny młot - Grond. Druga była nieco niższa, a u pasa był przytroczony długi miecz. Szturchnęłam stojącego obok mnie Aragorna i wskazałam mu stojące na pagórku postacie.

- Morgoth i jakiś jego sługus - stwierdził

- Owszem - potwierdziłam

Nim moja wypowiedź wybrzmiała do końca rozległy się ogłuszające wrzaski, a wrogowie rozpoczęli natarcie. Na początku łucznicy wypuścili salwę strzał, co przetrzebiło liczebność wojsk. Ja strzelałam razem z nimi, każdy mój pocisk dosięgał celu, po kilku minutach wystrzelałam wszystkie strzały. Najmłodsi elfowie, którzy nie mogli brać jeszcze udziału w walce, donosili nam pociski. W przeciągu kilkunastu minut opróżniłam trzy kołczany. W końcu jednak na murze pojawiły się drabiny, które odpychaliśmy. Niestety nie na długo to pomagało, bo po chwili pojawiały się nowe, tak że nie nadążaliśmy za usuwaniem ich. Na blanki wdarli się pierwsi orkowie. Wyciągnęłam miecz z pochwy, a ten rozjarzył się nikłym, bladoniebieskim światłem. Z furią zaatakowałam wrogów, a ci którzy nawinęli mi się pod ostrze od razu padali bez życia. Razem z przyjaciółmi wbiłam się we wrogów. Ja prowadziłam, po mojej prawej stronie szedł Legolas, a po lewej Aragorn. Za mną był Gimli i bliźniaczki, za nimi cała reszta. Na nasz widok orków ogarniała panika, wiedzieli że z nami będą mieli ciężką przeprawę. Szybko uporaliśmy się z kreaturami, które wdarły się na mur, po czym zaczęliśmy kierować się na swoje stanowiska. Jednak za nim tam dotarliśmy natarła druga fala. Ponownie zaatakowaliśmy orków, a ci po kilkunastu minutach zarządzili odwrót. Taka sytuacja powtarzała się jeszcze kilkukrotnie. Po dwóch godzinach walki, w stronę murów zaczął biec jeden z orków. Gdy podbiegł do muru, ściana wyleciała w powietrze i powstała spora wyrwa. Pokazałam to towarzyszom, po czym pobiegliśmy w tamtą stronę, werbując po drodze wojowników. Ustawiliśmy się w szeregu i przygotowaliśmy się do odparcia ataku. Przez dziurę w umocnieniach wbiegło kilkuset orków. Po moim pierwszym ciosie spadły trzy orkowe łby. Natarłam na nich, a pod klingą miecza ginęły kolejne kreatury, które mnie atakowały. Walczyliśmy już przy wyrwie około godziny, jednak wrogów nadal nie ubywało. Najwidoczniej większość atakujący postanowiła wykorzystać osłabienie umocnień. Na szczęście po jakimś czasie widać było, że orków ubywa. Skorzystałam z tego, że przez chwilę nikt mnie nie atakował i rozejrzałam się za towarzyszami. Wszyscy żyli i mieli jedynie płytkie draśnięcia. Zobaczyłam jak bliźniaczki są atakowane przez kreatury, jednak dobrze sobie radziły. Skierowałam wzrok na Legolasa i Tharanduila, którzy walczyli ramię w ramię, oni jednak też nie mieli problemów. Nagle jeden z pozornie martwych wrogów uniósł się trochę i wbił leżący w pobliżu miecz w brzuch króla. Teść jednak ostatkami sił odciął mu głowę i stracił przytomność.

- Wynieście króla z pola walki! - rozkazałam

Na moje słowa kilku żołnierzy wzięło nieprzytomnego władcę z ziemi i ponieśli go w kierunku lecznicy. Upewniłam się, że żadnej z bliskich mi osób nie dolega nic poważnego, po czym rzuciłam się w wir walki.

Pov.Legolas

Gdy trzech żołnierzy wyniosło ojca z pola walki spojrzałem na Elendilę, która walczyła w środku pola. Każdy kto stanął jej na drodze, ginął pod klingą Simbelmyne. Wciąż nacierała na wrogów, jednak oddaliła się znacząco od przyjaciół i po chwili ze wszystkich stron otaczali ją orkowie. Rzuciłem się w jej kierunku i po chwili przedarłem się do niej. Tak jak za dawnych lat osłanialiśmy sobie nawzajem plecy. Korzystając z chwili spokoju spojrzałem w stronę córek, które jak na swój brak doświadczenia doskonale sobie radziły. Niestety korzystając z mojej chwilowej nieuwagi jeden z orków głęboko przeciął mi ramię. Szybko go wykończyłem i odwróciłem się w stronę mojej żony. To co zobaczyłem przeraziło mnie.

Pov.Elendila

Znalazłam się w środku bitwy. Każdy kto stanął mi na drodze kończył martwy, w pewnym momencie wyczułam czyjąś obecność za plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam Legolasa osłaniającego moje plecy. Uspokojona powróciłam do walki. W pewnym momencie straciłam na chwilę czujność i jeden z orków zatopił mi miecz w boku. Ostatkiem sił odcięłam mu głowę i upadłam na ziemię. Przez chwilę widziałam niebo, a potem zapadła ciemność.

Pov.Legolas

Elendila leżała na ziemi w kałuży krwi i miała zamknięte oczy. Z początku myślałem, że zginęła, jednak po chwili zorientowałam się, że oddycha. Co prawda płytko, ale oddychała. Nie zważając na palący ból ramienia, chwyciłem ją i czym prędzej podążyłem do lecznicy, pozostawiając dowództwo Aragornowi. Bieg przez korytarze dłużył mi się niesamowicie. Po kilku chwilach znalazłem się pod lecznicą, kopnięciem otworzyłem drzwi i wpadłem do środka. Medycy kazali położyć ją na jednym z łóżek, po czym zaczęli ją opatrywać. Jeden z sanitariuszy zszył mi ramię i owinął bandażem. Podziękowałem mu i wróciłem do walki. Na szczęście bitwa miała się już ku końcowi. W tym samym czasie, kiedy my walczyliśmy Orome i Tulkas, schwytali Morgotha i tego kogoś, kto dowodził razem z nim. Oboje siedzieli już w lochach. Siedziałem właśnie przy ojcu i Elendili, kiedy do pokoju wpadł Kirsyn.

- Legolasie, chodź ze mną do lochów. Wiemy kim jest osoba, która towarzyszyła Morgothowi - powiedział

Wszyscy znali już nasze prawdziwe imiona, ponieważ w czasie bitwy ja, Elendila, Orme, Tulkas i Gandalf przybraliśmy nasze najpotężniejsze formy. Poszedłem za Kirsem do więzienia, osobą towarzyszącą Władcy Ciemności okazał się być Garodh. Otworzyłem kraty i wyciągnąłem go z celi.

- Co ty z nim robiłeś? - zapytałem

- Musiałem mu towarzyszyć - odparł

- Dlaczego z nim byłeś? Co się z tobą działo? - padały kolejne pytania

- W czasie patrolu oddaliłem się na chwilę od grupy, przez co jeden z orków mnie porwał. Przez jakiś czas byłem więziony i torturowany przy każdej możliwej okazji. Ciągle żądał, żebym do niego przystał. W końcu zgodziłem się, a wtedy podarował mi komnatę, stroje, zbroję, konia i zaczął traktować mnie jak swojego następcę. Zrobiłem to z wyższej konieczności, pomyślałem, że jeśli jestem dla niego jak uczeń to łatwiej wydobędę plany i będę mógł je wam przekazać. Niestety o zaplanowanym ataku dowiedziałem się dopiero w przeddzień szturmu - rzekł i opuścił głowę

- To że oddaliłeś się od grupy było skrajną nieodpowiedzialnością. Ale za to, że chciałeś nam pomóc, wykradając plany Nieprzyjaciela sprawiło, że nie mogę się na ciebie gniewać. Wiesz jednak, że będziesz musiał ponieś konsekwencję swojej lekkomyślności - powiedziałem

- Tak, zdaję sobie z tego sprawę - odparł

- Za karę będziesz musiał pomóc naprawiać szkody wyrządzone przez wojska Morgotha - powiedziałem

- Oczywiście - odpowiedział

- Idź się przebrać i zjedz coś. Później idziesz na zewnątrz pomóc uprzątać ciała i odbudowywać mur. Ja idę do ojca i twojej matki - powiedziałem


Elendila - Zło powracaWhere stories live. Discover now