Rozdział 25

602 39 24
                                    

Na początku czerwca Lena jak zwykle przebywała w pracy. Tego dnia miała akurat na wcześniejszą godzinę, więc koło pierwszej popołudniu była już wolna. Stwierdziła, że zajdzie jeszcze do kawiarni w Londynie i kupi Remusowi jego ulubione babeczki. Teleportowała się w jakąś pustą uliczkę, by stamtąd trafić do budynku. Przez szybę ujrzała siedzących przy jednym stole Jamesa i Syriusza, którzy często przychodzili tu na kawę na przerwach w pracy. Uśmiechnęła się wesoło i weszła do środka. Od razu znalazła stolik, przy którym siedzieli jej przyjaciele i stanęła obok. Huncwoci unieśli głowy, a gdy zauważyli przed sobą Lenę, uśmiechnęli się szeroko.

- Lee! Cześć. - uśmiechnął się James. - Siadaj. 

- Wiecie, wpadłam tylko na chwilę. Po babeczki dla Remusa.

- E tam. I tak muszę cię o coś spytać. Jak przyniosłaś szczęście Rogaczowi, to przyniesiesz i mi. - wyszczerzył się Syriusz.

- Poza tym, Luniek sam umie upiec sobie babeczki. - dodał Potter, a blondynka przewróciła oczami z uśmiechem.

Usiadła na jednym z krzeseł i przyjrzała się ciekawa Blackowi. 

- W czym mam ci przynieść szczęście?

- W tym.

Łapa pogrzebał w kieszeni, a po chwili wyjął z niej małe pudełeczko. Lupin uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała na pierścionek, który właśnie wyjął Syriusz. Marlena tyle na to czekała...

- Łapcia nareszcie stwierdził, że zbliża się siódmy miesiąc ciąży i czas się oświadczyć. - parsknął James, a Lena zachichotała.

- Lepiej późno niż wcale. - zauważyła i chwyciła pierścionek. - Śliczny.

- Wiem. Przecież ja go wybierałem. - wyszczerzył się Black. - Dziś wieczorem oświadczyny, a za tydzień ślub.

- No nie wiem czy zdołacie załatwić wszystko w tydzień. - zauważyła blondynka.

- Ogarnie się. Porozsyłamy zaproszenia, Luniek zrobi jedzenie, a ty i Evans pomożecie wybrać Marlenie sukienkę.

- Wariat. - parsknęła dziewczyna. - W każdym razie trzymam kciuki.

- Co u ciebie i Rema, tak ogólnie? - zagadał James. - Jak się ma moja słodka chrześnica?

- Potter, nie mów tak o mojej przyszłej dziewczynie. - prychnął Łapa, a Lena uniosła brew.

- Jak chcesz zostać zjedzonym przez wilkołaka, proszę bardzo. - powiedziała, po czym odwróciła się do Pottera. - Dwa dni temu była pełnia, więc bardzo źle się czuła. Nie spała w nocy i w ogóle nic nie jadła. Zresztą, to normalne. Ma tak co miesiąc.

- No tak. Jednak ma geny związane z likantropią. - zauważył Rogacz. - Jak Lunatyk?

- Już trochę lepiej. Wczoraj był wykończony i prawie cały dzień przespał. Hope opiekowała się Victorią. - westchnęła dziewczyna. - Dobra chłopaki, muszę się zbierać. Jamie, pozdrów ode mnie Lily i Harry'ego, a tobie Łapciu życzę powodzenia z Mar.

- Pozdrowię. Ucałuj ode mnie Vicię. Do zobaczenia, Lee.

- Dzięki, Lisiczko. Ode mnie też.  - brunet puścił oczko do dziewczyny, a ona posłała im uśmiech.

Wyjęła z kieszeni pieniądze i podeszła do ekspedientki. Kupiła babeczki dla Remusa, po czym pomachała Huncwotom jeszcze raz i opuściła kawiarnię. Trafiła do pustej uliczki i stamtąd teleportowała się do lasu. Z różdżką w ręce przeszła przez barierę. Potem ją schowała i ruszyła w stronę domu. Weszła do środka, a z salonu od razu wybiegła Victoria. 

Zmierzch cz. II // Remus Lupin ✔Where stories live. Discover now