II

5.4K 217 346
                                    


Następnego dnia nikt do mnie nie dzwonił, co troszkę mnie zdziwiło. Przynajmniej miałam czas na zrobienie sobie jakiegoś ładnego makijażu i ubrać się w coś ciekawego. Idealnie kiedy skończyłam zadzwonił nikt inny jak Will.
- Witam panią
- Hej, coś się stało?
- A że od razu stało, sprawa jest.
- Słucham.
- Razem z Tommym i Tubbo chcieliśmy się jutro spotkać. Pomyślałem, że może miałabyś ochotę przyjść. Jesteśmy umówieni w centrum Brighton o 17. To jak?
- Pewnie, że będę! W prawdzie mam trochę daleko, ale czego się nie robi dla przyjaciół.
- Świetnie, to do zobaczenia jutro! - powiedział i wyszedł z rozmowy, co niezbyt mi się spodobało, ale pomyślałam: trudno, zdarza się, może nie miał czasu.

Po długim siedzeniu i gapieniu się w monitor komputera, chciałam wreszcie zrobić coś pożytecznego. Zaczęłam się pakować na jutro, aby mieć następnego dnia więcej czasu dla siebie. Wyciągnęłam z dna szafy jakąś szaroczarną torbę, następnie otworzyłam drugą część mebla i wyjęłam biały crop top, trochę potargane czarne jeansy i czystą bieliznę oraz inne ubrania. Zabrałam jeszcze ze sobą jakieś niezbędne rzeczy, takie jak chusteczki czy portfel. Zapakowałam jeszcze mój laptop, słuchawki i myszkę, a nuż mi się przyda. Kiedy się już upewniłam, że wszystko mam, wsadziłam rzeczy w kąt i przystąpiłam do zakupu biletu na pociąg. Niestety jako siedemnastolatka nie miałam prawa jazdy, a moja mama nie mogła mnie zawieźć, z tego też powodu musiałam wydać trochę swoich pieniędzy, które zarobiłam na streamowaniu. Po zakończeniu tych wszystkich żmudnych czynności, zeszłam do kuchni, gdyż poczułam jakiś śliczny zapach właśnie stamtąd. W kuchni zastałam moją mamę i Claya, mojego brata, znanego wam jako Dream.

- Hej córciu, kolacja się właśnie robi - powiedziała mama i wskazała na piekarnik - z kim gadałaś?
- Z Wilburem, moim przyjacielem. Jutro jadę się spotkać z nim, Tommym i Tobym. Nie czekajcie na mnie wieczorem.
- Toni ma chłopaka! - zaczął wykrzykiwać Clay
- Przestań - rzekła mama do brata - oczywiście możesz jechać, tylko daj znać, jeśli nie wrócisz na noc. - na to pokiwałam głową, pokazałam Dreamowi język i wróciłam do siebie na górę. Ponieważ pociąg
miałam dopiero na 15.34, a nie chciało mi się spać, postanowiłam grać w Minecrafta do późnej, późnej nocy. Oczywiście do grania wybrałam moje kochane Dream SMP. Nie obeszło się oczywiście bez wielkiego spamu od chłopaków na Discordzie.

Jedyna Niki siedziała w miarę cicho. W miarę. Kiedy skończyłam grę, przeciągnęłam się i popatrzyłam na zegarek. Trzecia w nocy. No pięknie. To był już czas najwyższy, aby iść do łóżka na następne 10 godzin, co też uczyniłam.

Śniło mi się, że byłam z Wilburem na jakiejś dziwnej wycieczce w góry czy gdzieś. Jakieś typowe historie z shipujących nas tiktoków i niespełnionych fanfików.
Następnego dnia o dziesiątej zerwał mnie remont sąsiadów, który trwa już chyba od 6 miesięcy. Jako iż byłam już dobrze rozbudzona, postanowiłam ruszyć tyłek z mojego cieplutkiego wyra i doczołgać się do szafy po jakieś ubrania na dziś. W połowie drogi jednak zorientowałam się, że nie podłoga nie była tu myta, więc wstałam i wyjęłam ciuchy. Następnie udałam się do łazienki, żeby się ubrać i umyć. Po jakiejś godzinie w końcu wytoczyłam się spod prysznica, nałożyłam na siebie to co wyjęłam z szafy i skierowałam się na dół do salonu, gdzie czekało na mnie moje śniadanie, czyli gofry z sosem toffi oraz kawa karmelowa, niczym ze Starbucksa. Kilka chwil później dosiadł się do mnie mój ukochany braciszek.

- Co tak siedzisz smutno?
- No a jak mam siedzieć? Dzień jak codzień - rzekłam, a wtedy zza kanapy, na której siedziałam wyskoczyła moja mama i ciocia krzycząc;
- Wszystkiego najlepszego! - przez chwilę zaczęłam się zastanawiać co się odpierdala, ale potem mnie oświeciło. Dzisiaj przecież mam osiemnastkę! Idealnie się złożyło z tym spotkaniem. Kompletnie zapomniałam o urodzinach.
- To jak? Kiedy odpakowujemy prezenty? Teraz? - zapytałam, gdyż przeczuwałam, że nie wrócę na noc do domu.
- Właściwie póki co nie ma co rozpakowywać. Za to ja i Clay musimy się spakować. Kupiłam mały domek na wsi, a twój brat zamieszka z Georgiem. Wiesz chyba co to oznacza? - słysząc to prawie się popłakałam ze szczęścia. Miałam cały wielki dom dla siebie właściwie do końca życia. Zaczęłam skakać mamie i bratu na szyję.
- Byłabym zapomniała - powiedziałam ciocia - mam tu dla ciebie taki wisiorek. Zmienia kolor, kiedy jesteś chora - mówiąc to wręczyła mi malutkie opakowanie z naszyjnikiem.
- Dziękuję wam za te wspaniałe prezenty. Muszę lecieć, bo za chwilę mi pociąg zwieje. - w tym całym amoku prezentów straciłam poczucie czasu, a była już 15. Szybko zwinęłam rzeczy z pokoju i klucze do domu. W tym samym czasie zadzwoniłam po taksówkę, która przyjechała o dziwo bardzo szybko.

Wsiadłam i pojechałam na dworzec kolejowy. Na peronie wyciągnęłam telefon i na ekranie zobaczyłam z 50 nieodebranych połączeń od Tommiego, Tubbo i Wilbura. Jako iż miałam jeszcze kilka minut do odjazdu pociągu, chciałam oddzwonić do wszystkich. Oczywiście jedyną osobą, która odebrała był Will. Zapytał tylko czy jadę. W tym momencie przyjechał mój transport. Wyciągnęłam słuchawki z torby i wsiadając zaczęłam się zatapiać w muzyce płynącej w nich.

Po godzinie jazdy wreszcie dotarłam do Brighton. Wychodząc z dworca w centrum miasta zobaczyłam bardzo wysokiego bruneta, ubranego w beżowy sweter, czarne jeansy i  takie okrągłe okularki. Kiedy tylko przekroczyłam próg on mnie zauważył i zaczął iść w moją stronę, następnie przytulił i się przywitał.
- Dlaczego czekasz na mnie tutaj? Byliśmy umówieni na rynku z tego co wiem.
- Jesteś jeszcze niepełnoletnia, więc jestem za ciebie poniekąd odpowiedzialny.
- Właściwie dzisiaj moja osiemnastka. Ale mi oczywiście to kompletnie uleciało z głowy.
- TY TAK SERIO? WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO SKRZACIE! - to fakt: w stosunku do niego na prawdę niziutka.
- Dziękuję przystojniaku - tu puściłam oczko, żeby nie miał jakichś złych myśli.
- To może jakieś urodzinowe lody?
- Bardzo chętnie, ale ty stawiasz. - powiedziałam. Spojrzeliśmy na siebie i poszliśmy do pobliskiej lodziarni. Wzięłam oczywiście największą możliwą porcję, a kiedy Wilbur powiedział im, że mam urodziny, oboje dostaliśmy takie same porcje za darmo. Oczywiście nie zauważyliśmy, że nie ma z nami chłopaków, ale nie przeszkadzało nam to za bardzo.

Po wsunięciu w siebie lodów, razem z brunetem zdecydowaliśmy na przyjacielskie wyjście do parku. Ponieważ Wilby mieszkał tu trochę dłużej, pokazał mi prześliczne miejsce w niedalekiej zieleni. Był to taki dosyć spory skwerek z różnymi rodzajami roślinności, od drzew po rozmaite kwiaty. Normalnie jak w ogrodzie botanicznym. Usiedliśmy na ławce, niedaleko drzewa jabłoni. Rozmawialiśmy wtedy o różnych pierdołach i innych rzeczach. W pewnym momencie poczułam, że poprostu muszę mu się położyć na ramieniu, co też uczyniłam. Od samego początku znajomości z nim czułam, że jest między nami chemia, dlatego pomyślałam, iż ten krok coś zmieni w naszej relacji. Lekko się wzdrygnął, ale chyba mu to nie przeszkadzało, chwilę później złapał mnie za rękę. Kolejna rzecz, która nie przeszkadzała zarówno mi, jak i jemu. Siedzieliśmy tak na ławce, kiedy zaczął wiać dość silny wiatr. Z tego też powodu zaczęło mi się robić zimno. Chcieliśmy już pójść, ale kiedy wstawałam spadła mi torba z kolan. Oboje się po nią schyliliśmy, ale ja byłam szybsza i ją chwyciłam podnosząc się. W momencie, w którym wyprostowaliśmy się, nasze twarze były bardzo blisko siebie. Myślę, że nosy były w odległości maksymalnie 2 centymetrów jeden od drugiego. Patrzyliśmy sobie tak w oczy przez dobrą minutę. Szczerze mówiąc, dopiero teraz zauważyłam jaki on jest śliczny i słodki, zabawny i opiekuńczy. Mogłabym nawet powiedzieć, że jest dla mnie jak brat, nawet lepiej niż najlepszy przyjaciel. W tym momencie coś się we mnie złamało, nie wiem co, ale poprostu coś poczułam, odsunęłam się, złapałam za rękę i poprostu pociągnęłam sugerując, abyśmy już szli. Nie chciało mi się już jechać pociągiem, więc chciałam zostać u niego na noc. Najwyraźniej zrozumiał mój gest (czego większość facetów nie robi, tym bardziej mnie to zdziwiło) i zaprowadził mnie do jego samochodu.

W drodze do mieszkania, jako największy śpioch świata oczywiście zasnęłam. Najprawdopodobniej ominęły mnie piękne widoki miasta, ale na moje dosyć spore zmęczenie nie byłam już wstanie poradzić. Po wbrew pozorom krótkiej drodze dotarliśmy do miejsca zamieszkania Williama. Weszliśmy do budynku i na całe szczęście był on tylko dwupiętrowy, a mój przyjaciel mieszkał na parterze, więc miałam te kilka schodów mniej do przejścia.

Kiedy weszłam do mieszkania, na pierwszym planie zobaczyłam pokój z aneksem kuchennym, z którego prowadziły drzwi do biura. Z mojej lewej zobaczyłam kolejne drzwi, prawdopodobnie do łazienki i jeszcze inne prowadzące do sypialni Willa. Ponieważ w salonie stała kanapa, z telewizorem rzecz jasna, wiedziałam już gdzie będę spać. Było już bardzo późno, więc dostałam jakieś rzeczy niezbędne do spania i walnęłam się na kanapę, zasnęłam.

———————————————————————————

Przepraszam was bardzo, że takie to długie, ale nie chciałam też robić za krótkiego. Mam nadzieję, że mi wybaczycie❤️

1413 słów

Przyjaciele?...(Wilbur fanfiction)Where stories live. Discover now