Medical emergency

Start from the beginning
                                    

Minęła chwila, zanim zrozumiała, co się właściwie stało. Rozejrzała się w panice, jednak nie musiała długo szukać. Naprzeciw niej stał wyprężony mężczyzna z głową kota. Ubrany był w elegancki garnitur, który zakrywał pręgowate, futrzaste ciało. Był prawie tego samego wzrostu co Hana i na pierwszy rzut oka mógł nie wydawać się na tyle silny, żeby z takim impetem trzasnąć kobietą o ścianę. Pozory najwidoczniej często mylą. Higanbana jednak wierzyła w przysłowie co rude, to wredne. Dlatego, widząc rudawą sierść, musiała być przygotowana na najniższe zagrania ze strony napastnika, którym na szczęście nie był Taigā, tylko:

— Iriomote! Dawno się nie widzieliśmy — powiedziała, wstając z klęczek. Uniosła dłoń na potylicę, krzywiąc się, kiedy poczuła lepką krew na palcach. Mężczyzna syknął jak najprawdziwszy kot, a jego ogon poruszał się gwałtownie niczym wahadło.

— W końcu cię mamy Mokutenryō, a może wolisz, jak się do ciebie mówi Hana? — Rozczapierzył grube palce, a w cieniu tunelu błysnęły ostre pazury.

— Wiesz — zaczęła, mimowolnie licząc ilość szponów. — Jak to się mówi, kobieta zmienną jest i tylko głupi jej ufa — dokończyła, uchylając się, kiedy pazury świsnęły jej przy uchu.

— Znasz zasady Toraneko i wiesz, po co tu jestem — powiedział, ponownie szarżując na blondynkę. Oprócz tej dwójki, nikogo nie było w tunelu. Ludzie rozpierzchli się przy pierwszym uderzeniu, co nijak nie zdziwiło kobietę. Szczerze mówiąc, bardziej byłaby zszokowana, gdyby ktoś jej pomógł.

— Moglibyście zrobić wyjątek — prychnęła. Nie chciała używać swojego Quirk w obecności kamer metra. Zwłaszcza jeśli miałoby być to zabójstwo. Powód był jeden i ani trochę nie zakrawał o szlachetność: policja wraz z Bohaterami od razu rozpoczęłaby jej poszukiwania.

— Wyjątek?! — warknął, a wąsy przy jego nosie zadrżały. — Zdrada to jedno, a zabójstwo... — Kot nie zdążył dokończyć, kiedy do tunelu wbiegli ochroniarze, mierząc w ich kierunku z broni.

— Stój! — krzyknął grubawy mundurowy, a pistolet zachwiał mu się na wyciągniętej ręce, kiedy członek Toraneko obdarzył go nienawistnym spojrzeniem.

Hana wyczuła w tym swoją szansę. Co prawda ucieczka nie wchodziła w grę, jednak broń ochroniarzy jak najbardziej. Nim drugi z nich zdążył zareagować, wyrwała mu gnata z dłoni. Zapewne nie spodziewali się, że domniemana „ofiara" napadu będzie chciała im coś zrobić. Mieli rację, blondynka wycelowała w kamerę, a następnie wystrzeliła, uszkadzając ją na dobre.

— No! Teraz możemy powalczyć — mruknęła z uśmiechem w stronę Iriomote, który korzystając z szoku ochroniarza, obciął mu za pomocą pazurów dłoń trzymającą pistolet. Następnie wbił szpony w jego podbródek, przebijając go na wylot. Krew bluznęła, kiedy mężczyzna wydał z siebie dławiący odgłos. Kobieta ani drgnęła, obserwując jak kotowaty, drugą dłonią masakruje szyję mundurowego. Obraz ten dla Hany był zarówno drastyczny, jak i niebywale znajomy. Zupełnie, jakby spoglądała na momenty ze swojego dawnego życia, kiedy jeszcze wraz z Iriomote stali po jednej stronie barykady.

Nic się nie zmienił — przemknęło jej przez myśl, widząc, jak kotowaty w zastraszającym tempie dogania uciekającego ochroniarza i go dopada. Właśnie dlatego wiedziała, że próba zwiania byłaby zakończona fiaskiem, a może nawet odebraniem jej życia, gdyby się nie pilnowała.

Iriomote był niebywale szybki, jednak w Toraneko nie plasował się w tej dziedzinie nawet w czołówce. Ot, zwykły pachołek Taigi, który ani nie był wystarczająco szybki, ani silny. Jednak ze wszystkich kotów tam, był najwierniejszy i właśnie dlatego Tygrys go cenił.

— Naprawdę cię przysłał, żeby mnie zabić? — spytała w momencie, kiedy Iriomote zaczął iść w jej stronę. Dogorywający ochroniarz leżał rozpłaszczony za jego plecami, z wolna poruszając palcami. Wpatrywał się prosto w oczy Hany, które jeszcze przez chwilę pozostawały świadome. Później jednak zaszły wieczną mgłą. Obraz śmierci był dla kobiety czymś fascynującym, co zakrawało nawet o lekkie zboczenie. Nie potrafiła powstrzymać się przed niepatrzeniem ludziom w oczy, w chwili, kiedy przestawali oddychać. Było w tym coś niezwykłego, intymnego. Jakby ten moment był ich własną tajemnicą.

Medicine  | DabiWhere stories live. Discover now