Rozdział XVIII

575 42 3
                                    

Leżałam na niewygodnym szpitalnym łóżku. Wpatrywałam się w sufit i rozmyślając doszłam do wniosku, że to moja wina. Byłam taka głupia. Musiałam. Kurwa no nie mogłam usiedzieć w tym pieprzonym samochodzie. Moje rozmyślania przerwał głos lekarza.

-O już pani nie śpi. Jak dawno się pani obudziła? - zapytał z troską na twarzy. Ja tylko wzruszyłam ramionami.

-Co z Lukiem? - głos mi się załamał gdy wypowiadałam jego imię. Na samą myśl, że on  nie przeżyje moje policzki zrobiły się mokre od łez.

-Niech pani teraz o tym nie myśli. Pani chłopak jest w dobrych rękach. Wiec jak się pani czuje? -  wiedziałam, że nie chce mi nic powiedzieć by mnie nie zdenerwować. Ale do kurwy nędzy jak ja mam się nie denerwować jak Luke leży nie przytomny i możliwe, że tego nie przeżyje? Pytam się kurwa jak?

-Niech mi Pan kurwa powie co z Lukiem! -  krzyknęła nie mogąc juz utrzymać emocji w sobie - proszę -  dodałam juz ledwie słyszalnym szeptem.

Lekarz zrobił kilka głębokich wdechów. Widziałam w jego oczach, że walczy ze sobą nie wiedząc jaka decyzję podjąć.

-Pan hemmings jest po operacji. Jeden z odłamków szkła wbił się mu w brzuch. Musieliśmy usunąć go operacyjnie, by nie uszkodzić żadnego z narządów. Jest w śpiączce. Nic nie jest pewne. Trzeba czekać. -  powiedział patrząc mi prosto w oczy. Nie wierzyłam. Kurwa nie. On nie mógł umrzeć.

-Mogę go zobaczyć? - zapytałam zachrypnietym głosem w którym można było usłyszeć błaganie.

-Nie, pani stan jest stabilny, ale... -  nie dane mu było dokończyć, bo gwałtownie mu przerwałam

-Proszę. Jak go nie zobaczę to nie zgodzę się na dalsze leczenie- widać było, że walczy ze sobą, ale nie był do końca przekpnany- prosze mi pozwolić. On jest dla mnie bardzo wazny- powiedziałam. Głos łamał mi się przy każdym słowie.

-Dobrze, ale tylko 5 minut. -  usłyszałam jego zrezygnowany głos.

-Dziękuję.

-Zaraz przyszłe po panią pielęgniarkę, która zawiezie panią do pani chlopaka

Usłyszałam jak otwierają się drzwi. Stała w nich młoda pielęgniarka w białym fartuchy. Włosy miała spięte w chaotycznego koka, jej usta były ułożone w wielki uśmiech, który nieśmiało odwzajemniłam. Przed nią stał wózek.

                         **

Powoli otworzyła drzwi. Przesunęła mnie do łóżka chłopaka i wyszła mówiąc, że mam 5 minut. Złapałem go za rękę i zniosłam się głośnym szlochiem. Siedziałam tam kilka minut, łzy spływały mi po policzkach i nie mogłam wydusiac ani jednego słowa. Wydawało mi się, że jestem tu dopiero kilka sekund. W drzwiach ponownie stanęła pielęgniarka i zawiodła mnie do pokoju. Tak minęły mi dni pobytu w szpitalu. Codziennie pielęgniarki zabierały mnie na kilka minut do Luka. Nadal był nie przytomny. W mojej głowie non stop pojawiały się słowa 'to twoja wina, jest mu się coś stanie to będzie tylko twoja wina'. Wkoncu nadszedł czas powrotu do domu. Wzięłam wpis i ruszyłam na przystanek.

Never lose hope // Luke HemmingsWhere stories live. Discover now