Rozdział XXVI

510 46 5
                                    

Zkaklucsylam drzwi sypialni i rzuciłam się na łóżko. Jak mogłam się nie domyślić. Przecież to tylko on mnie uratował a od tamtej pory moje życie powoli umierało. Po moich policzkach spływały słone łzy. Musiałam z kimś porozmawiać. Jedyną osobą, która przychodziła mi do głowy był John. Odruchowo sięgnęłam do kieszeni po telefon, ale nie znalazłam go. Nie miałam pojęcia co mam zrobić. Nie mogłam po prostu wyjść. Pod drzwiami siedział Luke, dlatego skupiłam się na strumieniu szlochów opuszczajacych moje usta. Nie chciałam, by wiedział jaka jestem słaba

     ***

Siedziałam w tym pierdolonym pokoju czwarty dzień. Luke każda wolna chwile spędzał pod dzlrzwiami i przepraszał, prosił, żebym wyszła. Ja nie  mogłam. Nie mogłam, nie potrafilamnspojrzec w te błękitne tęczówki wypełnione bólem. Kilka razy nawet słyszałam jak cicho szlocha. W takich momentach byłam w stanie wpuścić go do środka o powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale wtedy przypominała siebie co mi zrobił. Czasem siadałam pod drzwiami i słuchałam tego jak mi opowiada. Jego głos był zachrypinięty i przepełniony bólem. Każdą noc spędzał pod drzwiami sypialni. Nie miałam pojęcia co robić. W mojej głowie panował mętlik. Juz nie miałam nawet siły płakać. Byłam pusta. Chciałam umrzeć.

-wychodzę. Będę za pół godziny. Na stole zostawiłem ci jedzenie. - po tych słowach usłyszałam trzask drzwi. Podeszłam do drewnianej płyty i otworzyłam ja po cichu. Rozejrzałam się i zeszłam po schodach. Na stole stał talerz pełen kanapek i kubek z panującą herbata. Podeszłam bliżej o zobaczyłam kartkę.

"przepraszam, mam nadzieję, że mi wybaczysz.

Luke "

Szybko chwyciła za długopis o zaczęłam pisać.

" dziękuję za kanapki. Musze to wszystko przemyśleć, mam nadzieje, ze zrozumiesz.

Ros "

Ubrałam dresy i bluzę. Zeszłam szybko po schodach i już miałam zabrać się do zakładania drogiego buta, kiedy usłyszałam dźwięk przekrecanego kluczyka w drzwiach. Zamarłam. But wyleciał mi z ręki i z hukiem spadł na podłogę. Przede mną stał wysoki blądyn o teraz już szarych oczach. To już nie był mój Hemmings. Jego oczy były podkreślone przez wielkie since pod nimi a usta nie były wykrzywione w tym pięknym uśmiechu, wręcz przeciwnie. Kąciki opadły ku dołowi. Stał tak blisko, jednak nie miałam siły by z nim porozmawiać, za wcześnie. Jeszcze nie teraz. W jego oczach był ból. Nie mogłam na to patrzeć. Rzuciłam się biegiem po schodach. Słyszałam jak rusza za mną i jak przewala się o upuszczony przeze mnie but. Odwracać się sprawdzając czy nic się nie stało. Widząc Luka na czterech spowrotem zaczęłam biec. Dystans między nami nie był duży, ale zdążyłam zatrzaski drzwi w ostatnim momencie. Jeden mały błąd a by mnie dopadł, ale naszczescie zdążyłam.

-zostaw mnie sama - krzyknęłam i rzuciłam się na łóżko.

Wiem, że krótki, ale chciałam wam zrobić taką małą niespodziankę na dobranoc :*
Czytasz = komentujesz

Never lose hope // Luke HemmingsNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ