Rozdział 7 ~ Prawda czy Fałsz?

41 4 0
                                    

Od kilku dni krążyłem bez celu po bazie. Nawet nie miałem ochoty wychodzić na zewnątrz, byłem rozdarty pomiędzy prawdą, a kłamstwem. Kai wrócił bardzo szybko ze szpitala dzięki swojej mocy regeneracji. Też był zmiennokształtnym. Moja drużyna dopytywała się dlaczego posiadam moc Energii, czyli moc, która nie ujawniła się u nikogo przez stulecia. Najgorsze było to, że ja sam nie znałem na to odpowiedzi. Wiem jednak, że tę moc mam od wczesnego dzieciństwa, nie urodzenia. Cała ta sytuacja była bardzo problematyczna, a dodatkowo, Garmadon gdzieś zniknął. Szczerze mam nadzieję, że to za sprawą mojej mocy i chcę, aby już nie wracał, ale z drugiej strony to nadal mój biologiczny ojciec, nie potrafię od tak o nim zapomnieć. Nieważne ile wyrządził szkód, dzieci nigdy nie przestaną kochać swoich rodziców, to wiem.

- Lloyd - drgnąłem słysząc głos Cole'a, który wybudził mnie z myślowego transu. - Mamy sprawę.

- Co? - rzekłem głupio.

Przede mną stała moja drużyna, cała w komplecie. Miny mieli poważne, a ich postawa wskazywała na to, że są spięci. Nawet nie musiałem być jasnowidzem, żeby wiedzieć o co chodzi.

- Mów - zatwierdził pewnie Kai. On wiedział, że ja wiem.

- Ale co? - starałem się zgrywać głupa. Czasami taka metoda działa, ale nie na mojej drużynie.

- Ty już dobrze wiesz co, nie kłam. Należy nam się prawda. Od kiedy potrafisz się posługiwać mocą Energii?

- Od nigdy? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.

- Weź, proszę, przestań. Bądź z nami szczery choć raz! - krzyknął, po czym warknął na mnie przeciągle. Niczym pies.

- Ale ja... - chyba po raz pierwszy w życiu brakowało mi słów. Naprawdę nie chciałem ich okłamywać, ale nie wiem czemu, powiedzenie prawdy było dla mnie równie trudne. Coś mnie blokowało i nie potrafiłem się tej blokady wyzbyć: - Ja... nie wiem. Przepraszam was, muszę to przemyśleć.

Tyle wystarczało, żeby drużyna spuściła ze mnie wzrok, a na ich twarzach malował się dogłębny smutek. Ja natomiast uciekłem. Tak, uciekłem jak tchórz. Uciekłem jak nigdy. Jakbym nie był Garmadonem. Po prostu się bałem. Myśl, że mogą poznać prawdę
i dowiedzieć się, że przez cały ten czas nazywając ich rodziną, odkłamywałem ich, odczuwałem ogromny strach. Do tego czułem też wstyd. Ucieczka nie była i nie będzie najlepszym rozwiązaniem. To, że teraz to zrobiłem jest oznaką mojej słabości, której za wszelką cenę chciałem się wyzbyć. Może i wszyscy dookoła powiadają mi, iż nie ma człowieka bez skazy, ja powinienem taki być. Od dziecka wpajano mi, że muszę być idealny i myślenia nie zmienię. Muszę po prostu starać się bardziej i nie ukazywać swoich leków. Robota w miarę prosta, ale jednocześnie strasznie wymagająca.

Odbiłem się od kolejnego już dachu budynku kierując się w stronę morza. Od zawsze było to moje ulubione miejsce do przesiadywania i zbierania myśli. Przechodzą obok raczej małego lasu, usiadłem na swoim, jedynym w rodzaju kamieniu. Uwielbiałem go. Miałem bowiem z niego piękny widok na morze, a las z tyłu dawał cień i chłód. Zachody słońca też są tu piękne. Śmiem nawet twierdzić, że z tego miejsca widok jest najlepszy, nie znajdzie się drugi taki. I tak patrząc na bezkresny horyzont przede mną, szum wody i fale odbijające się od brzegu, czułem się wolny. Bez obowiązków względem bycia przywódcą, bez ciągłego poczucia zagrożenia ze strony ojca, bez zmartwień. Takie życie to dla mnie bajka, która w Ninjago nigdy się nie spełni. Jak można się spodziewać, właśnie Ninjago City jest najbardziej niebezpiecznym miejscem w całej krainie. Choć zapewne miałbym szansę wymknął się stąd i ukraść urządzenie do otwierania portali między krainami tym ninja i poszukać sobie bezpieczniejszego schronienia, ale nie chcę tego robić, ponieważ wbrew pozorom nie mam zamiaru stąd odchodzić, tu jest mój dom. Raz Zane nawet stwierdził, że nie jestem tu ze względu na sentyment, lecz moją wolę walki i chęć pomocy, choć sam sobie nie zdaję z tego sprawy. Bujda. Nie obchodzą mnie inni ludzie, to ich życie, ich sprawa. Nie mam zamiaru wpychać się z butami do ich porządku dziennego jak ninja, bo nim nie jestem.

Ogarnął mnie dziwny smutek na myśl, że nie jestem ninja. Jednak szybko się go pozbyłem, wstając na równe nogi.

- Chyba trzeba wracać - rzekłem sam do siebie. Nie widziało mi się tłumaczenie przed drużyną dlaczego tak długo mnie nie było, a tym bardziej, znów tłuc temat moich mocy, ale nie miałem wyboru. Gdyby mnie nie było choć odrobinę dłużej, zaczęliby się martwić.

Gdy już miałem odwracać się w zamiarem powrotu do bazy, usłyszałem czyjś głos nawołujący moje imię.

- Halo? - zapytałem w przestrzeń, szukają wzorkiem potencjalnego zagrożenia.

Nawet podszedłem o kilka kroków przed siebie, na koniec kamienia. Woda odbijała się delikatnie o brzeg, a prawie niewyczuwalny wiatr, mierzwił włosy. Nie wiem na co liczyłem. Głos, który usłyszałem, pewnie był tylko wytworem mojej wyobraźni i nie mam się czego obawiać. Choć jak na to spojrzeć, wcale się go nie bałem. Wiem, że powinienem, bo wszystko co zaskakuje jest złe. Przynajmniej w moim przypadku.
Do tego nie wiem czemu, wystawiłem nogę poza skałę. Zawisła w powietrzu, a ja czekałem. Jedną minutę, dwie, trzy. Nic się nie wydarzyło. Skoczyłem. Z racji, że skała była bardzo blisko morza, z głośnym pluskiem wpadłem do wody. Byłem w żywiole, którym posługuje się Nya. Strasznie mi jej brakowało, ona natychmiast mogłaby określić nasze położenie i zorientować się czy nie ma żadnego zagrożenia. Sam byłem ślepy. Bez możliwości oddychania, bezbronny i niewidzący w ciemnościach, nadawałem się jedynie do wyrzucenia. Zrobiłem kilka potężnych wymachów nogami i rękami, aby wydostać się na powierzchnię i złapać powietrze do płuc. Zakaszlałem, ponieważ podczas runięcia na główkę do morza, trochę wody wlało mi się do gardła. Rozglądając się na boki, ochłonąłem na tyle, aby wrócić pod powierzchnię. Nie zobaczyłem tam nic więcej, niż wcześniej. Jednak postanowiłem popłynąć głębiej, mając nadzieję, że uda mi się zachować jak najwięcej życiodajnego tlenu.

Nie wiem do jakiego momentu dopłynąłem, ale czułem, że z każdym kolejnym wymachem rąk, traciłem siły i co najważniejsze - powietrze. Ale nie mogłem przestać. Nauczyłem się, że przeczuć nie powinno się ignorować, bo mogą one uratować ci życie. Szczerze to nawet nie wiem co sobie wyobrażałem. Skoczę w głębiny morskie i znajdę....co? Ryby? Skarby? Żadne z tych rzeczy mnie nie interesowało. Kolejna trafna uwaga. Gdy myślałem, mniej odczuwałem potrzebę natychmiastowego zaczerpnięcia tlenu, a w tym przypadku -wody. Od razu mogę stwierdzić, że jestem dziwny i raczej nikt nie zaprzeczy.

Wyciągnąłem rękę w stronę błyszczącej perły, którą zauważyłem. Niestety moje płuca nie potrafiły wytrzymać ani chwili dłużej i zacząłem się dławić. Woda powoli wpadała mi do buzi, a ja opadałem na dno, z całych sił próbując dosięgnąć perły. Jeśli miałem umrzeć, musiałem chociaż zabrać to, po co tu przybyłem. Wierzgając nie poradnie nogami w wodzie, próbowałem się dostać do mojej zdobyczy. Ale i ja musiałem się kiedyś poddać. Moje ciało przestało wykonywać jakiekolwiek ruchy, a jedyną rzecz jaką zapamiętałem przed zamknięciem oczu to moja pięść zamykająca się nad czymś błyszczącym.

~ Autorka ~

Siema, siema, ludziska. Jeszcze żyje. Choć pewnie nikt tego nie czyta, ale co tam.
Można powiedzieć, że na jakiś czas powróciłam do tego opowiadania, lecz rozdziałów systematycznie wstawiać nie będę. Pewnie zapytajcie dlaczego? Odpowiedź jest prosta: Nie potrafię.
Patrząc na moje lenistwo dotyczące pisarstwa, nie zdołam wstawiać regularnie rozdziałów. No chyba, że chcecie coś pisanego na odwal i nie starannego. Choć raczej rzadko zdarza mi się pisać, gdy nadejdzie mnie niespodziewana wena, nie sądzę, że pisanie z przymusu będzie dobre. Dobra, zapomniałam powiedzieć ile jest słów. Nie mam pod ręką laptopa, więc powiem liczbę słów wraz z notatką.

1220 słów.

To raczej tyle z mojej strony. Dobrej nocki nocne marki, do których nie należę.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 07, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Ninjago | Wystarczy jeden krok... | ZawieszoneWhere stories live. Discover now