Rozdział 9.

1.1K 52 24
                                    

Martina Ellors.

Opieram się o komodę w holu i z zaciekawieniem patrzę na starszego mężczyznę, który wymienia zamki w moich drzwiach. Uśmiecham się sama do siebie, bo to co właśnie robię pozwoli mi przynajmniej spokojnie spać. Musiałam jakoś wykorzystać nieobecność Arona. Swoją drogą, nawet się cieszę, że wyjechał. Odkąd ostatnio opowiedział mi, że musi wrócić do Europy, aby coś załatwić, w mojej głowie od razu narodził się idealny plan. Nawet jeśli tu wróci to nie będzie miał do czego i jak. Na samą myśl jest mi lepiej, że choć na chwilę się od niego uwolniłam. Jak wróci to nie pozwolę mu tak się rządzić. Koniec z terrorem i zastraszaniem. Zdążyłam już nawet napisać do Leona, żebyśmy się dziś spotkali. Powiem mu wszystko i wtedy będzie jeszcze lepiej.

To będzie dobry dzień.

Z tą myślą chcę iść do kuchni po kawę, jednak zatrzymują mnie odgłosy kogoś na klatce schodowej. Słyszę jak ktoś biegnie po schodach, a za nim rozlega się hałas. Wzruszam ramionami i kiedy chcę odejść słyszę pukanie do drzwi. Marszczę brwi i spoglądam na otwarte drzwi, przy których przykuca pan od wymiany zamków. Zaraz za nim stoi uśmiechnięty Luke i patrzy na mnie wyczekująco.

- Zanim zaczniesz pytać, to wiedz, że cię nie prześladuje. - broni się unosząc ręce do góry. - Twojego adresu dowiedziałem się z Internetu.

- Internet ma takie informacje? - pytam zdziwiona, a on przytakuje. - Nawet nie wiedziałam.

- Cóż wcale nie dziwne. Jesteś tutaj bardzo znana, więc wiesz. - wzrusza ramionami, a ja wzdycham ciężko.

- Czuje się jak jakiś celebryta. No wejdź człowieku, przecież nie będziesz stał w drzwiach. - zapraszam go do środka, a on od razu się uśmiecha. Spogląda na starszego faceta, który majstruje przy moich drzwiach, a potem podchodzi do mnie.

- Zmieniasz zamki? - pyta, na co ja przytakuję.

- Jak widać. Chodź. - mówię do niego i prowadzę go do kuchni. - Co cię tu sprowadza, prześladowco? - pytam, śmiejąc się a on wytyka w moją stronę język. - Serio, dzieciaku?

- Mówiłem ci coś na temat mojego wieku. - prycha, a ja kręcę niedowierzająco głową i wstawiam elektryczny czajnik, aby zagrzać wodę. - Odpowiadając na twoje pytanie, sprowadza mnie zmartwienie.

- A to ciekawe. O kogo się tak martwisz? Pies ci uciekł? Wiesz na jego miejscu też bym uciekała gdzie pieprz rośnie. - odpowiadam, a on zaczyna się śmiać.

Staję naprzeciw niego, a on zasiada na jednym z krześle przy wyspie. Luke chce coś powiedzieć, ale starszy pan od zamków oznajmia mi, że już skończył. Daje mi nowe klucze, a ja płacę mu za robotę. Odprowadzam go do wyjścia, a potem żegnam się i zamykam drzwi. Powracam do Luke i spoglądam na niego oczekująco.

- Widzę, że humorek dziś dopisuje. To dobrze. Ciekawe czym to jest spowodowane? - pyta i śmiesznie mruży oczy.

- Wolnością, mój drogi. - uśmiecham się szeroko.

- Nieźle. Cieszę się twoim szczęściem, ale! Wracając do tematu. Bałem się, że mnie olewasz, bo wiesz... Nie odezwałaś się od naszego ostatniego spotkania, a mieliśmy się umówić na kawę...

- Tak, to prawda. Przepraszam cię, miałam urwanie głowy, z resztą sam widzisz. - mówię, mając na myśli wymianę zamków, a Luke przytakuje w zrozumieniu. - Jak jesteś to może napijemy się tej kawy?

- Już myślałem, że nie zapytasz. - prycha, a ja odwracam się i zalewam filiżanki gorącą wodą. Potem stawiam mu przed nosem kawę i siadam obok niego z filiżanką w ręku. - Poznajmy się lepiej.

Ponad Życie Mafioza |ZAKOŃCZONE|Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum