Rozdział 21

1.8K 158 15
                                    

mówię wam, posłuchajcie sobie:
Ariana Grande - Just a little bit of your heart
oraz
Ed Sheeran - Wish you were here
a także
Harry Styles - Don't let me go
Będzie tak trochę trochę pomieszane, bo będę pisała fragmenty z pamiętnika na zmianę, więc nie wiem jak odróżnicie :/ tutaj tak trochę słabo, ale ok. zaczynamy Lou, potem Hazz i na zmiane


~Louis' Pov~

 Liam i Sophia zostali u mnie na noc, co dało mi dużo wsparcia. Oczywiście nie obyło się bez kazania, ale tym razem cieszyłem się z tego co mówił. Nie wypominał, nie karcił, ale wspierał. Starał się dodać otuchy, tak samo jego narzeczona. Byli cudownym przykładem poświęcenia się dla siebie. Nie mogłem wyjść z podziwu, że tacy ludzie się znaleźli. Dopełniali się pod każdym względem, charakter, osobowość, pasje, nawet mieli podobne wady. Niestety musieli dzisiaj jechać, a mogę się założyć, że następnym razem zobaczę ich na ślubie. Już nie mogę się doczekać tego momentu, jak zobaczę Liama w garniturze, czego zawsze nienawidził i Sophii w białej sukni.
   Czas sielanki się skończył i musiałem wrócić do pracy. Może przynajmniej tam odpocznę chwilę?

~*~

     - Czy ty jesteś popierdolony, Tomlinson?!- Vivienne krzyknęła, gdy tylko wyszedłem z windy. Nie miałem siły na nic. Ledwo co wziąłem ze sobą butelkę wody. Dziewczyna stała przed moim gabinetem i wpatrywała się we mnie mściwym wzrokiem.
     - Ciebie też miło widzieć.- odpowiedziałem szeptem. Wyjąłem klucze i wszedłem do biura. Dziewczyna podążyła od razu za mną i zamknęła nas od środka. Spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek i założyła ręce na piersi.
     - Siadaj. Musimy pogadać.- wykonałem jej polecenie i spojrzałem prosto w jej zielone oczy. Nie miałem siły na nic, więc czekałem, aż coś powie.- Czemu mu to zrobiłeś?
     - A co, przyszedł do ciebie i się poskarżył?- powiedziałem obrażającym tonem, choć w głębi serca nie chciałem się z niego wyśmiewać. Był moim Loczkiem, uroczym chłopakiem, który często się rumieni. Jednak musiałem pozostać niewzruszony.
    - Tak, do cholery jasnej, tak!- krzyknęła. Nigdy nie widziałem, żeby była tak wściekła. Nawet jak jej były chłopak-prześladowca codziennie wysyłał jej po 30 bukietów kwiatów, a ona wyrzucała je przez okno.- Czemu. To. Zrobiłeś?!- wycedziła przez zęby i oparła się o blat mojego biurka.
     - Wiesz jaki jestem. Znasz mnie, a nawet sama tego doświadczyłaś. Nie jestem typem osoby, która wiążę się na dłużej.- powiedziałem powoli i spokojnie. Nagle poczułem silne uderzenie w policzek. Odchyliłem głowę w bok i złapałem się za czerwony ślad. Przygryzłem wargę i spojrzałem na wściekłą dziewczynę. Złapała mnie za kołnierzyk i zbliżyła się znacznie do mnie, że nasze twarze dzieliły milimetry.
     - To po jakiego chuja to wszystko było? Po co te rady, spotkania, romantyczne kolacje? Po co mówiłam ci jak masz się do niego zachowywać? Po co mu tłumaczyłam co ma zrobić, żebyś się w nim zakochał? Po to, żebyś go przeleciał i zostawił w pieprzonym studio, które kupiłeś dla niego?!- powiedziała cicho z obrzydzeniem w głosie.
     - Ty mu pomagałaś?! Wiedziałaś o wszystkim...
     - Tak. Zawsze mu pomagałam i poznałam go lepiej, niż ty. Wiesz czemu? Bo ja chciałam go poznać, a moje intencje były szczere, a nie samolubne jak twoje. Myślałam, że się dla niego zmieniłeś. Myślałam, że on cię zmienił. Louis, kurwa! Myślałam, że go pokochałeś! Poświęciłeś się dla niego, tęskniłeś, mogłeś rozmawiać tylko o nim. Miałam nadzieję w głębi serca, że to będzie dla ciebie coś więcej, niż jakaś głupia noc. Dlatego mu nie powiedziałam co robiłeś. Nie powiedziałam o setkach kobiet - ba! nawet i mężczyzn!- z którymi spałeś. On ciągle mi powtarzał, że bardzo chce to z tobą zrobić. Bardzo chce być z tobą. Tylko chciał być pewny, że go kochasz. I mu to powiedziałeś. Jednak zapomniałeś mu wspomnieć, że siebie samego kochasz bardziej i nie jesteś w stanie się dla nikogo poświęcić. Widzę, że popełniłam błąd, że wam obu pomagałam. Mogłam opowiedzieć mu wszystko, co tylko chciałam, zaczynając o prawdzie, a kończąc na najgorszych kłamstwach o tobie. Ale nie! Byłam dla ciebie za dobra.- zacisnęła dłonie jeszcze mocniej, a do jej oczu napłynęły łzy.- Jednak ja sobie na to zasłużyłam, bo jestem złym człowiekiem. A Harry? On był za dobry, chronił cię, a ty nawet o tym nie wiedziałeś i nie dowiesz, bo miałeś kaprys, żeby go sobie zostawić. On tak cię kocha... Nigdy nie spotkałam osoby, która mogłaby darzyć takiego dupka jak ty, tak mocnym uczuciem. Ja pierdole, przecież, gdyby nie był gejem i zostalibyśmy parą to dziękowałabym Bogu na kolanach za takiego człowieka. Ale Louis, pieprzony, samolubny, dupek Tomlinson ma gdzieś uczucia innych. Dla niego najważniejsze jest sprawianie przyjemności. Niestety - jedynie sobie samemu.
    Po tych słowach mnie puściła i podeszła do drzwi. Otworzyła je na oścież i wyszła na korytarz bez zamykania ich. Gładziłem się po policzku i rozmyślałem nad słowami, które właśnie powiedziała. Zacząłem płakać, uświadomiłem sobie, że to była prawda. Nie zasługuję na kogoś takiego jak Harry. I dobrze o tym wiem, dlatego nie chciałem zniszczyć mu życia.
    Vivienne stanęła w progu i spojrzała na mnie. Na nosie miała czarne okulary przeciwsłoneczne, na ramieniu zwisała czarna torebka, a w dłoni trzymała bukiet kwiatów.
     - Cieszę się, że Teddy nie poznała takiego chuja jak ty.
     - Co?- zdziwiłem się.
     - Słyszałeś. Miał cię zabrać do niej i pokazać prawdziwego siebie. Chciał się wreszcie otworzyć, bo ty otworzyłeś się przed nim. Chciał ci ją przedstawić, pokazać swoje życie. Powiedzieć prawdę, jednak ty go olałeś.- podeszła do mnie i rzuciła kwiaty na biurko. Odwróciła się na pięcie i wyszła z mojego gabinetu trzaskając drzwiami.
    Teraz mam więcej pytań, niż miałem godzinę temu.
     Wziąłem karteczkę, która była przymocowana do bukietu.
                "Kocham cię tak mocno, jak nikogo na świecie. Twój H."

Rules Where stories live. Discover now