Rozdział 4

3.2K 215 275
                                    

Przyjechaliśmy do mojego domu. Nasza podróż minęła w ciszy, jednak była ona łagodna i kojąca, nie czułem się przy nim niezręcznie, jak to czasami mam z niektórymi osobami. George ciągle obserwował nas w lusterku, czasami nawet rzucał swoimi żartami, na które wybuchaliśmy śmiechem, jednak żaden z nas się nie odezwał. Ewentualnie rzucaliśmy sobie spojrzenia, zaciekawieni. Szofer wjechał na parking i oddał mi kluczyki, po czym przesiadł się do swojego samochodu, który tutaj zostawiał. Wykupiłem dla niego miejsce, żeby nikt mu nie ukradł jego maszyny, był podobny do mnie, jeśli chodzi o traktowanie samochodów. Dlatego uwielbiał swój zawód, mógłby jeździć bez przerwy. Obejrzałem się po moich autach. Biały Mercedes E 250 w coupe, granatowe BMW 320 F30 oraz moje maleństwo, czerwone Ferrari 458 Italia. No i oczywiście moja granatowo-czarna kawasaki ZZR 1400, która tylko się kurzyła ostatnimi czasy.

Podeszliśmy do windy, wcisnąłem guzik i czekaliśmy, aż podjedzie. Gdy drzwi się rozsunęły, przepuściłem Harry’ego, puszczając mu oczko. Wsiadłem zaraz po nim i wpisałem kod prowadzący do mojego apartamentu. Oczywiście były dwa wejścia do niego. Jedno przez windę, prosto na korytarz mieszkania, a drugie po schodach, a drzwi znajdowały się w kuchni. Po kilku chwilach byliśmy już na górze. Zdjąłem marynarkę i położyłem ją na szafce, stojącej obok, zamiast powiesić Odwróciłem się do Harry’ego. Stał cicho pogwizdując, trzymał ręce za plecami i czekał, aż go zaproszę dalej.

 - Głodny?- spytałem i ruszyłem w stronę salonu. Czułem się swobodnie, nie zwracałem uwagi na to, czy za mną idzie, czy nie. Chciałem pokazać, kto rządzi w tym mieszkaniu oraz, że nie jestem jakiś sentymentalny, ani uczuciowy. Miałem nadzieję, że dało mu to do zrozumienia.

 - Trochę.- usłyszałem jego głos tuż za mną. Jak on cicho się porusza… Spojrzałem się w bok. Szedł obok mnie, aż w końcu znaleźliśmy się w salonie. Wskazałem na kanapę i wyjąłem telefon z kieszeni.

 - Zamówię pizzę.- powiedziałem. Zacząłem wystukiwać numer do mojej ulubionej pizzerii i spojrzałem się na chłopaka, czekając na jego wybór. Przymrużył oczy i przygryzał wargę, a mnie kolana się ugięły. Czy mógłbym go nazwać perfekcyjnym? I czemu tak na mnie działa?

 - Z ananasem!- stwierdził w końcu. Mówił to powoli, z uśmiechem na twarzy…albo to ja widziałem to w zwolnionym tempie. Miał pełne, różowe usta, które wydawały się takie nieskalane, delikatne, idealne do pocałunku…

 - Nie lubię ananasów.- w końcu odpowiedziałem, wyrywając się z moich myśli. Coraz częściej myślałem o Harrym, a znam go zaledwie od wczoraj. Coś zdecydowanie ze mną jest nie tak. Nie powinno tak być, jednak gdy tylko zobaczyłem zielone oczy, pełne radości, ale czegoś jeszcze… jakby patrząc się na mnie, z jednej strony czegoś żałował, pragnął zmiany, a z drugiej jakby coś utracił. Ugh. Harry to jedna, wielka zagadka.

 - To może pół takiej, a pół innej, co?- zapytał. Kiwnąłem głową i uśmiechnąłem się. Odwróciłem wzrok od chłopaka i wcisnąłem zieloną słuchawkę.

~*~

 - GOL!- krzyknęliśmy równo z Harrym podnosząc się z kanapy. Męskie emocje wzięły górę, więc nie zwracaliśmy uwagi na nic dookoła. Za bardzo byliśmy pochłonięci meczem, aby zająć się sobą nawzajem. Ten mecz zakończył się wygraną Argentyny, co bardzo mi pasowało, bo grali tam moi ulubienie zawodnicy. Jak chodziłem jeszcze do szkoły średniej, to pogrywałem w piłkę, jednak szybko mnie wykopali z drużyny, zaraz po tym jak jeden z osiłków znęcających się nade mną, został kapitanem. Tylko mną pomiatano, nie podawali piłki, udawali, ze mnie nie ma. Teraz to ja jestem ten lepszy. Hazz zarzucił mi rękę na ramię i wtedy przypomniałem sobie o jego obecności. Spojrzałem w górę i uśmiechnąłem się szeroko.

Rules Where stories live. Discover now