Rozdział 10

12.9K 405 52
                                    

Podeszłam do tej szmaty, która siedziała na Aronie i z nadludzką siłą chwyciłam ją za gardło i mocno uderzyłam nią o ścianę. Ona tylko zaskamlała żałośnie i podrapała mnie w ramie. Uderzyłam ją z pięści w twarz i w brzuch. Następnie pociągnęłam ją za włosy tak żeby wstała. Patrzyłam jej w oczy z chęcią zabicia jej.

-Jesteś nic nie wartą dziwką. Jeśli jeszcze raz zbliżysz się do mojego mate to cie zabije! A teraz wypiepszaj z tego domu raz na zawsze!! - wydarłam się glosem Alfy a ona skuliła się i jak najszybciej ledwo chodziąc opuściła mieszkanie.

Gdy prubowałam się uspokoić to poczułam rękę na moim ramieniu. Odwruciłam się i ujrzałam Arona z kamiennym wyrazem twarzy. Rozglądam się po pomieszczeniu i widze uśmiechniętą matkę Arona, która po chwili wstaje i podchodzi do mnie i mnie przytula. Jaki ona ma tupet ja wale. Zacisnęłam zęby aby jej nie odepchnąć.

-Witaj w rodzinie Rose- odsunęła się ode mnie- przyjade tu jeszcze za dwa tygodnie. Dozobaczenia. - wyszła. Jejku jaka dobroć witaj w rodzinie wprost skacze ze szczęścia (wyczujcie ten sarkazm xd) spojrzałam na Arona i go wyminęłam i pobiegłam do pokoju. Siadłam na łóżko i czekałam na to aż przyjdzie i bendzie zadawał pytania.

Wzdychnęłam ciężko gdy nie przychodził po dwóch godzinach. Jednak po chwili drzwi się otworzyły a on zdecydowanym krokiem podszedł do mnie i zwinnym ruchem posadził u siebie na kolanach. Nie powiem zdziwiłam się.

-Rose powiedz mi z jakiej watachy jesteś?. Czemu mi nic nie powiedziałaś? Czego się bałaś? - gdy to mówił lekko całował mnie w ramiona.

- Aron ja nie moge powiedzieć - spojrzał na mnie zdumiony

-Ale czemu przecież ja cię nie pozwole skrzywdzić.

-Dobrze. Zacznijmy może od początku. Hmm jestem Rose Wolf. Moją watache gdy byłam mała zaatakowało inne stado. Tylko ja przeżyłam. Zaopiekowali się mną Henryk i Eliza. Gdy Elize zabiły wilkołaki mój biologiczny ojciec myślał, że bendę taka sama. Zaczął mnie bić a potem chlać. Gdy usłyszał, że znalazłam mate powiedział, że mi pomoże nawet mnie przeprosił. Ale no ty mnie złapałeś i nici z ucieczki.

-Jejku Rose to okropne pewnie zaatakowali was aby powiększyć tereny.

-Nie. Zaatakowali nas dlatego, że mój tata miał ze wszytskimi na pieńku. - wtuliłam się w niego nawet nie wiem czemu.

-A jak się nazywa twoja watacha?

- Moja? Fioletowej gwiazdy. A twoja?

- Czerwonego księżyca- uśmiechnął się dumnie a ja omało nie zachłysnęłam się powietrzem.

-Rose wszytsko dobrze zbladłaś- wstał ze mna na rękach i polożył na łóżko

- Nie jest wszystko okej - moj mate to zabujca mojej rodziny. Gorzej być nie może.

-Kochanie ja pujde  po wode może to z tych dzisiejszych emocji - wyszedł z pokoju. A ja wiem, że nie mogę tu zostać. Wstałam jak najszybciej i podeszłam do okna otworzyłam je i stanęłam na parapecie. Naszczęcie okno jest duże. Więc skoczyłam na pobliskie drzewo i się z niego ześlizgnęłam. Schowałam się za krzakami a jak strażnicy przeszli pobiegłam pędem przed siebie. No kurde za rok nie dam rady uciec przed nim. Nagle zobaczyłam jakiegoś chłopaka przy motorze. Dopiero przyjechał. Wzięłam jakiś patyk i życiłam o pobliski garaż. Gdy poszedł sprawdzić co się dzieje. Ja pobiegłam do motoru naszczęście klucze w nim były. Wsiadłam na niego i odpaliłam maszyne. I odjechałam jak najszybciej. Wiem, że igram z ogniem ale nie moge zostać z kimś kto jest zabujcą moich rodziców.

Moja MateWhere stories live. Discover now