Rozdział 32 - Kiedy pozostał ostatni papieros

1K 100 21
                                    


TO OSTATNI ROZDZIAŁ, ALE NA DNIACH POJAWI SIĘ JESZCZE EPILOG!!



To właściwy moment, by pęknąć w pół.

A potem w połowie połowy. I jeszcze raz. Aż jest mnie tak wiele, jak nigdy dotąd nie było. Tak wiele, że przestaję mieścić się w swoim własnym życiu. Opuszczam je więc partiami. I nie wiem, kiedy przestać opuszczać.

Początkowo wydaje mi się, że nie oddycham. Wkrótce jednak okazuje się, że oddycham nad zwyczaj głośno i oddechem tym przekrzykuję pobliskie roboty drogowe. Spazmatyczne krzyki mojej tchawicy słyszy Harold. Spoglądamy sobie w twarze, jego jest mimiką ulgi i wytchnienia, że nie musi dłużej dzierżyć tej tajemnicy. Mojej w istocie nie ma – połowiczny rozkład przebiegł zbyt wiele razy, bym cokolwiek z niej zachowała.

A potem Harold zaczyna się zbliżać, ale wcale nie jest bliżej mnie. Bo sama zaczynam się cofać – nieświadomie, bez władzy w nogach. Rodzę przewagę mojego cofania się nad jego przybliżaniem. Zaczynam widzieć go coraz to mniej i mniej wyraźnie, ale w gruncie rzeczy nie ma to zbyt wiele wspólnego z odległością. Zdolność widzenia również ucierpiała w procesie rozpadu.

-Noelle, zaczekaj – mówi Harry łagodnym głosem. Wystawia do mnie dłoń, podejmując marną próbę wyłowienia mnie z czegoś, czym jestem podtapiana. Nie chwytam jej. W zasadzie nawet dobrze jej nie widzę. Po prostu wydaje mi się, że jest to coś, co Harold mógłby zrobić, będąc na swoim miejscu. – Noelle, porozmawiajmy.

-Jeszcze przed chwilą nie chciałeś ze mną rozmawiać – mówię szeptem znacznie cichszym niż sam oddech. – Co się nagle zmieniło? Powrócił z zaświatów, położył ci rękę na ramieniu i powiedział: „Haroldzie, nie musisz dłużej kłamać."?

Sarkastyczna zasłona jest jedyną metodą ochrony samej siebie. Nie chcę jej, ale boje się zdjąć.

-Nie miałaś tego usłyszeć. Ale skoro usłyszałaś, wejdź do środka. Porozmawiajmy – powtarza. Jego ramię jest dłuższe i dłuższe, próbując nakłonić mnie do chwycenia jego dłoni. Nadal po nią nie sięgam. Nie mam w planach sięgać. Ani w spontanicznościach, których nie kontroluję. Dziś mam nad sobą przewagę. Zarządzam tym, czym zwykle nie jestem w stanie zarządzać.

-O czym chcesz ze mną rozmawiać? – pytam z warknięciem. To sposób na zatuszowanie płaczu. Bo już płaczę. Ale tuszuję go nieświadomie, bo wcale nie czuję potrzeby tuszować. Są takie rodzaje płaczu, które napawają nas dumą, nie wstydem. Dumą, że jesteśmy ludzcy. Czuję się bardziej ludzka, bardziej naga i naturalna, niż kiedykolwiek dotychczas. – O tym, że Justin nie żyje? Daruj sobie, wszystko już wiem. A może powiesz mi, dlaczego mówiąc, że mnie kocha, a w każdym razie czuje coś, co można podpiąć pod miłość, nie chciał nawet, żebym dowiedziała się o jego śmierci? Nie zasłużyłam na to? Byłam złą dziewczyną? Niewystarczająco doskonałą? Nie spełniałam wymogów kogoś, kto ma prawo zostać powiadomiony o śmierci najbliższej osoby? – unoszę głos, nieumyślnie. Jednak nie jestem panią i władczynią samej siebie i kontrola wszystkiego nie przychodzi mi z taką łatwością. – A jeśli już naprawdę nie zasłużyłam, nie mogłeś zachować się jak człowiek, jak ludzka istota, ty i Ethan, i wyznać mi prawdę?

Harold milczy przez dłuższy czas. Poświęcam wiele wysiłku, obserwując jego spojrzenie, zmęczone i ciężkie, chcące opaść, ale wciąż sztywno trzymające się mojej twarzy. Przestępuje z nogi na nogę i wyciąga dłoń, ale już nie w moją stronę. Wskazuje nią drzwi, mówiąc:

-Naprawdę musimy rozmawiać o tym wszystkim na korytarzu? Wejdźmy do środka.

Waham się przez chwilę. Uznaję jednak, że Justin, a może sama pamięć o nim, zasługuje na odrobinę szacunku. Wracam z Harrym do mieszkania. Stoję w pobliżu drzwi, nie pozwalając mu ich domknąć. Nie chcę odcinać sobie jedynej drogi ucieczki przed tym, czego nie będę chciała usłyszeć. Co zbyt ciężkie do przyjęcia. Bez czego będzie mi się żyło odrobinę wygodniej.

Flushing birds out JBFFWhere stories live. Discover now