Rozdział 5 - Do piekła na lewo

2.1K 151 68
                                    



Gdy późnym wieczorem wchodzimy do domu, mama kończy chaotyczną rozmowę z matką Joego, tłumacząc powód nieobecności jej syna tak późną wieczorową porą. Naiwnie myśli, że Joe ze swoimi ukończonymi dziewiętnastoma latami spędza każdą noc w rodzinnym domu. W każdym razie ta rozmowa prawie całkiem by mnie ominęła, gdyby odtąd państwo Bloom nie byli współmęczennikami mojej intymnej tragedii.

Kiedy tylko dostrzega nas w progu, telefon wyfruwa jej dłoni i ląduje miękko na zamszowej poduszce skompletowanej z narożnikową sofą. Podbiega do nas w wełnianych bamboszach, nawet z daleka widzę, jak bardzo napuchnięte są jej oczy i wiem, że przepłakała długie minuty po naszym wyjściu, jeszcze zanim Sarah potwierdza moje przypuszczenia, wnosząc do salonu parujący kubek mamy. Chcę ją telepatycznie prosić, by wróciła do kuchni i dolała do herbaty łyczek rumu lub wina, bo płacząca mama wcale nie sprawi, że zajmę się jej łzami, zapominając o ocieraniu swoich.

-Noelle, dziecko - mówi drżącym głosem, delikatnie dotyka mojego policzka. Kiedy opuszki jej palców wchodzą w kontakt ze skórą, przypominam sobie o uderzeniu silnej dłoni Biebera, bo pełzający po twarzy siniak powoli zagrzewa miejsce, rozkładając się plackiem w poprzek kości policzkowej. Jedyne, czego sobie życzę, to kształt daleki rozstawowi jego palców. - On ci to zrobił? - pyta płaczliwie. Próbuję nie płakać dla niej. W naszej rodzinie płacz jest transakcją wiązaną.

Kiwam głową. Spoglądam chyłkiem w lustro, jestem bordowa po prawej stronie twarzy, przyszłościowy siniak jest na razie łagodnie purpurową niekształtną plamą oblewającą mnie jak intensywny rumieniec, powoli obrysowują się jego kontury i granice.

-Pojechaliśmy do mieszkania jego przyjaciela, Joe chciał zdobyć jego adres. Okazało się jednak, że mieszkają razem. Był tam, pobił Joego. - Zerkam na chłopaka, któremu powoli rozmrażający się groszek moczy krocze. Wygląda tak żałośnie, że mam ochotę przytulić go do piersi i obiecać, że z pierwszej wypłaty zapłacę za operację renowacyjną jego przyrodzenia. - A później uderzył mnie, zastraszając i grożąc. Jest tak strasznie mściwy. Tak strasznie i obrzydliwie mściwy.

Mama obejmuje mnie z przodu, Sarah przylepia się do moich pleców, kołyszą mnie obiec, obie w różne strony. Joe wyrzuca rozmrożoną paczkę groszku i wyjmuje z naszego zamrażalnika filet słodkowodnej ryby, by tym razem ona mogła wpłynąć wgłąb komnaty bólu. Nie mówię mamie i Sarze, że zaczynam się dusić, że ich zabiegi odstresowujące sprawiają tylko, że czuję się beznadziejnie przytłoczona ich niezagrażającymi ciałami. Odzyskuję oddech i koloryt niedokrwionej twarzy, kiedy tata pojawia się w salonie.

-Rozmawiałem ze swoim kolegą z wydziału - oznajmia natychmiast, przechadzając się tyloma drogami wzdłuż i wszerz salonu, że podeszwy jego kapci ścierają się na cienkie płótno. - Wypuścili go miesiąc przed końcem wyroku. Cholerny miesiąc! Takiego zwyrodnialca! Powinien zgnić w więzieniu. Albo zostać zesłany na ciężkie roboty na Syberię. Albo smażyć się żywcem na krześle elektrycznym.

Wiele innych "albo" siedzących ojcu na języku zamiera, kiedy mama kładzie dłoń powyżej jego obojczyka. Mówi bez słów, że my wszyscy doskonale o tym wiemy, że gdybyśmy mieli w piwnicy krzesło elektryczne, żarówka w salonie mrugałaby złowieszczo, bo całą moc prądu zesłalibyśmy poniżej parteru, gdzie on smażyłby się jak kurczak na rożnie. Że jego serce powinno unikać handlowej produkcji krwi i pompować jej racjonalną ilość. I że Joego, biednego pokrzywdzonego Joego być może będzie trzeba zawieść do całodobowej izby przyjęć.

Siadamy przy stole w salonie i rozpoczynamy obrady rodzinnego zgromadzenia kryzysowego.

-Możemy zgłosić fakt nękania i znęcania się psychicznego na policję - próbuje mama. - Niech cholerny padalec wie, że nie jest bezkarny.

Flushing birds out JBFFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz