Rozdział 11 - Pościel w pożółkłą kratę

1.5K 143 33
                                    



Między Waszyngtonem a Nashville dostaję pączka w lukrze z różaną marmoladą.

Między Nashville a Memphis snickersa z dwoma batonikami w jednym papierku.

A między Memphis i Oklahomą pytam, czy jego portfel zaszedł w ciążę.

-Jest aseksualny - odpowiada, sącząc czarną kawę z papierowego kubka ustami wygiętymi w kaczy dziób.

-Aseksualność nie wyklucza ciąży - burczę pod nosem. - A ty od dwóch dni jesteś wyjątkowo hojny w kwestii żywienia mnie. - W myślach dodaję, że mimo tych pochwał nadal uważam trzysta kilokalorii na dobę za dość okrojoną liczbę.

-Mam w tym swój interes - oznajmia.

-Nie wątpię. Nie obwoziłbyś mnie w poprzek kraju liczącego prawie dziesięć milionów kilometrów kwadratowych, nie mając w tym własnego interesu.

Jedziemy non stop, bez postojów dłuższych niż mocz, kawa i kalorie. Prawdopodobnie Bieber obawia się mojej nieposzlakowanej umiejętności wychwycenia każdej możliwej drogi ucieczki. Jest pewien, że nie wymknę się z samochodu pędzącego przeszło sto mil na godzinę, i się nie myli. Więc pędzi przeszło sto mil na godzinę od kilkudziesięciu godzin, zalewając zmęczenie czarną kawą jak katar babcinym rosołem. Nie widzę w nim wyczerpania. Nie jestem zdziwiona. Bóg po stworzeniu świata musiał odsapnąć siódmego dnia. Myślę, że szatan, podając Ewie jabłko, nie dostał zadyszki. Jak Bieber ze swą zastanawiającą umiejętnością przełamywania barier jakiegokolwiek zmęczenia.

Ale gdy docieramy do Albuqueru, a on, zamiast wbić się na obwodnicę, skręca do centrum miasta i oznajmia, że zwiedzimy nowomeksykańską restaurację McDonalds, jestem pewna, że jego portfel jest w stanie błogosławionym i cierpi na ciążę bliźniaczą.

Budynek McDonalds jest sklejony jedną ścianą ze stacją benzynową. Bieber parkuje przy samochodowych odkurzaczach za dolara, odblokowuje drzwi i jestem tak zaskoczona jego ufnością, że aż zapominam uciec. Bieber otwiera przede mną drzwi, chwyta mnie w pod ramię, w haczykowaty uścisk, przy pomocy którego babcie przemieszczają się po oblodzonych chodnikach, i prowadzi do wejścia do McDonalds. Nie mogę wyjść z podziwu pod wieloma względami, jednym z nich jest sam fakt, że zabiera mnie do ludzi potrafiących czytać gazety i ogłoszenia telewizyjne, w których być może jest o mnie mowa. Drugim z kolei jego gotowość, by zapłacić za choć jedną frytkę dla mnie, chyba że postanowił zabrać mnie do McDonalds, by stosować żywieniowe tortury i instruować, jak jedzą ludzie, którzy nie są porwani.

Ale kiedy wchodzimy do klimatyzowanego wnętrza, a Bieber zamawia tyle nuggetsów, że nawet nasączone kawą nie pomieszczą się w jego żołądku, i kiedy do tego ogromu nuggetsów dokłada równie niewyobrażalny ogrom frytek, które nasączone kawą również nie pomieszczą się w jego żołądku, i kiedy za to wszystko płaci trzydzieści dolarów, a kasjer ociera dłonią pot z czoła, wiem, że Albuqueru jest kolejnym miastem, w którym ubrudzę sobie zęby.

Działam instynktownie. Biorę paragon i wychylam się po długopis wetknięty w kieszeń koszuli managerskiej chłopaka stojącego przy kasie. Bieber patrzy na mnie dwie sekundy później, jestem w stanie jedynie wyprostować się i spojrzeć wymownie w kasetony na suficie. Następny ułamek sekundy zyskuję, gdy po kilku chwilach czekania zmierza do lady po odbiór zamówienia, a pracownica w koszulce polo zadziwiająco długo dokłada na tacę sosy. Opieram paragon na ścianie i prędkim, rozchwianym pismem zapisuję numer telefonu mamy oraz swoje nazwisko, a poniżej urwane słowa błagające o pomoc, wybawienie i zbawienie zarazem. Rozglądam się po sali, wybieram najbardziej odpowiednią osobę i gdy przechodzimy obok niej, kobiety z yorkiem schowanym na kolanach pod stolikiem - przepisy, przepisy i przepisy - wkładam pod jej kubek kartkę i posyłam spojrzenie pełne wiary i nadziei w ludzkość posiadającą psy.

Flushing birds out JBFFWhere stories live. Discover now