rozdział, jak zwykle, niesprawdzony, więc jeśli zauważacie jakieś idiotyczne literówki albo ogólnie jakiś chaos oznaczający że nie powinnam pisać rozdziału o trzeciej w nocy, cytujcie w komentarzach :-)
-Nie mam pojęcia, w czym widzisz problem. Podchodzisz do kelnerki, mówisz jej, że ładnie wygląda, i wręczasz dwa dolary napiwku.
Pod stołem obejmuję stopami lewą kostkę Biebera, przyszpilając go do podłogi, do tego boksu, do chwili, która stwierdzi jednoznacznie, czy mam do czynienia z gburowatym przedstawicielem gatunku ludzkiego, czy z czymś absolutnie nieludzkim.
-Gdybym wiedział, że chcesz wplątać mnie w taką szopkę, w życiu bym się na to nie zgodził.
Godzinę później nadal siedzimy w boksie w małej kawiarence na uboczu miasta, zmiana strefy czasowej daje się nam we znaki wcale nie mniej, a fusy na dnie kubków ułożyły się w tak zawiłe pętle, że Justin wywróżył mi z nich cellulit, wzmożone owłosienie łonowe i rozstępy poporodowe przed końcem obecnej dekady.
-Komplementowanie drugiej osoby jest wrodzonym elementem zwykłej ludzkiej wrażliwości - informuję tonem podniosłym i dość sztywnym.
-Nie szukam dziewczyny.
-A ta kelnerka z całą pewnością nie szuka faceta. Ma na palcu obrączkę - tłamszę go. - Chcę tylko, żebyś do niej podszedł i powiedział, że ładnie dzisiaj wygląda.
-Skąd mam wiedzieć, czy rzeczywiście ładnie dzisiaj wygląda, skoro nie widziałem jej ani wczoraj, ani nie zobaczę jutro?
Moje plecy prostują się i w ten sposób irytacja rozpływa się po moim ciele, aby nie być skumulowaną wyłącznie w słowach.
-Na miłość boską, jesteś facetem, masz parę nieupośledzonych oczu, więc chyba wiesz, która kobieta ci się podoba, a która ci się nie podoba.
-Sęk w tym, że ta mi się kompletnie, absolutnie nie podoba. - Raz jeszcze zerka na kelnerkę, a włoski na jego przedramionach naprężają się boleśnie.
-Nie masz się z nią żenić, do cholery. Masz ją tylko skomplementować.
-Ale po co?
-Żeby zrobić jej przyjemność? Żeby poprawić jej humor? Żeby odzwyczaić się od bycia dupkiem z rodowodem?
-Przecież nawet jej nie znam.
-Jesteś bardziej problematyczny, niż przypuszczałam - warczę, szarpiąc się za włosy. - To znajdź kogoś znajomego i szepnij mu do ucha jedno miłe słówko.
Nagle Justin wstaje gwałtownie od stolika, a szklanki na wszystkich sąsiednich zaczynają drżeć. Przesuwając dłonią po blacie i strącając wszystkie okruszki na moje kolana, okrąża kant stołu i siada po mojej stronie boksu. Przysuwa się, a nogawki naszych spodni poznają swoją strukturę. Odgarnia mi włosy za ucho i zanim ta chwila we mnie uderza, szepcze ustami przyklejonymi do mojej małżowiny:
-Ładnie wyglądasz.
A potem wstaje, potrącając kubek po kawie, wsuwa pod popielniczkę pięć dolarów i zanim wychodzi na spotkanie porannej Florydzie, pyta przelotnie:
-Tak się to robi?
Drobinki jego śliny za moim uchem są wciąż ciepłe i żywe, kiedy wybiegam za nim z kawiarni. Przez gęstą zasłonę chmur niemrawo przebija się słońce, lśniąc w kałuży silnikowej benzyny i tworząc tęczę rozciągniętą przez jej horyzont. W najbardziej północnym krańcu dostrzegam odbitą kieszeń na prawym pośladku, a w niej odznaczający się portfel i nasze fałszywe dokumenty. Kiedy orientuję się, że nie mogę opuścić opuszczonej głowy, odwracam wzrok, bo obserwowanie odbitej w kałuży poświaty justinowego pośladka wydaje mi się wyjątkowo nieapetyczne.
YOU ARE READING
Flushing birds out JBFF
FanfictionGwałcicielom należy się krzesło elektryczne. Jestem tego pewna jak śniegu na Alasce i deszczu w lesie tropikalnym. Jestem pewna jak garbów wielbłąda i płetw rekina. Pewna jak własnego nazwiska i pieprzyka na lewo od pępka. Posadzić, przypiąć, popieś...