DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ

309 37 8
                                    

Już dwa miesiące mineły, gdy anielskie żiłnierze ziemi stopami swymi dotchneły. Myślicie zapewne że cisza i pok oj panuje, t was drodzy rozczaruje. Na ziemi rozgardiasz i chaos wszędzie, nie ma spokoju każdego dnia coś się dzieje. Kaj nasłał potwory na bratową i brata swego, lecz oni w gotowości byli, nie dali się zaskoczyć pekielnym potworom. Na czas ten, ten obecny, ten stan przed wojenny. Izis, Black , Heder , Max inni zrobili przerwę na uczelni. W posiadłości Tonego, każdy otrzymał schronienie, Dominik z rodziną, Endy "BOSS", oraz nni.
Po namowach wielu, wilczyca czerwona wróciła z Blackiem i swoja watahą do domu w lesie, gdzie zamordowany został jej dziadek. Rowan z Kasandrą,przemierzali ziemię całą w postaci niewidzialnych aniołów. Pilnowali tego, gdzie obecnie ma położenie ich syn, morderca, tyran, barbażyńca. Ubolewali mocno, gdy widzieli jakie Kaj, nosi za sobą zniszczenia.

KASANDRA
''Izis, wnuczko moja, szykjcie się na atak. Kolejna grupa demonów , kieruje się w waszą stronę".

IZIS
''Wiem babciu, wiem bo ich czuję".

Dziadkowie Izis byli w stałym ontakcie, to z nią najpierw rozmawiali otwarcie.

Nadszedł czas jesieni, Kaj nacierał atak, za atakiem. Lecz nie było odzewu . Izis wten czas, przechodziła męki, katusze niedługo nadejdzie czas uciechy, nadejdzie dzień porodu, bała się tego. Nie chciała by dzieci jej, przyszły na świat tak, w którym Kaj Barbażyńca naciera na ich bramy.

IZIS
-Czas nadszedł ukochany.

BLACK
-To już, będziesz rodziła. Szybko po Aiszę, Kirę , Jane i Heder posyłam.

IZIS
-NIE! Głuptasie. Nie czas porodu. Nadszedł czas, by ostatecznie stawić czoła, Kajowi. Czas by go pokonać.

KEVINIE
-Zwarjowałaś, teraz. Nie możemy po twym porodzie. Izis to za nie długo , poczekamy jeszcze.

IZIS
-NIE!!!!! Nie będziemy czekać, za długo zzwlekamy. Trzeba to skączyć , twój ojciec z każdej strony naciera, niedługo mogą paść barjery ochronne. I co wtedy?

BLACK
-Izis ma rację. Nie chcę tak jak ona, by nasze dzieci, przyszły na świat, tak chaotyczny. Ty Kevinie j ja , powiadomimy wszystkich. Niech każdy się zbierze , ze swymi ludżmi.

CZAS NAJWYŻSZY
CZAS OSTATCZNY.

DOM TONEGO

WOLTULIP
-Wybacz mi Aiszo, moja wnuczko, ma rodzino. Że prze całe życie , cihciałem zabić ciebie. A to ty,moja droga poczełaś istotę zbaienną. Która ma pokonać Kaja, swego wuja. Wybacz mi proszę, błagam wnuczko moja, wybacz mi moje zachowanie i to że ciebie torturowałem. Teraz jeżel pozwolisz, stane z wami ramie w ramie. I jeśli los da zostane na ziemi,wśród żywych. Jeśli ne, również bede szczęśliwy, ale tylko gdy znajdę się koło mej ukochanej Miny, i Rosy twej matki i ojca twego Neola. Nie przeprosiłem , nie Błagałem ich za życia owybaczenie. Mam wielkanadzieję że zdołam chociaż, po śmierci to uczynić.

AISZA
-Wiesz ile, przez ciebie wycierpiałam?
Wiesz jak długo uciekałam?
Wiesz ile , przeżyłam, jak po świecie bładziłam, jaką biedę i nędze klepałam?
Wiesz jak bardzo się bałam?
Nie wiesz tego dziadku i obyś się nigdy nie przekonał, jak to jest. Gdy własna rodzina ma cię za potwora,za dziwactwo, wybryknatury, tylko dla tego że masz dwie rasy w sobie. Lecz wybaczam tobie dziadku, wybaczam wszystko. Nie pytaj mnie dla czego? Ponieważ odpowiem ci szczerze i prawdę wielką. Mam męęża wspaniałego, to on nauczył mnie przebaczać, to on wskazał mi drogę którą podążać. Wybaczył ojcu swemu wygnanie, przyją go pod swoje skrzydła ochronne , pod dach. O córce swojej , już nie mówię. Ona uczy nas wszystkich, mimo iż jest młoda przeżyła wiele i dalej trwa w tym chaosie, nie poddaje się, nie załamuje.Czuję że się boi, lęka lecz prze na przód, dla nas wszystkich.

WOLTULP
- Z niej tak jak z ciebie, jest silna kobieta. Wyczułem to wten czas , nie bala się a tak jakby na nowo żyła.

TONY
-Wybaczcie że wam przerywam, ale już są wszyscy. Trzeba ruszać nie zwlekać, jeszcze dziś staniemy oko w oko z Kajem.

CZAS NAJWYŻSZY

Przez lasy, przez góry maszerją dwie armie. Jedna zła, druga dobra. Najwyższy czas przekonać się, która którą pokona.

Armia Kaja licznejsza, niby potęrznejsz lecz nie liczy się liczba, a chardość i siła. Kaj jako ostatni, idzie za nimi jakby się bał i lękał. Otacza go piekielny ogień, tak jakby on sam płonie. Zmieniony w postać wilka, kroczy na łapach dumnie, pewny swego, pewny wygranej. Z uśmiechem chytrym i cwanym, z czarnymi świecącymi istrami ślepiami. Kroczy wytrwale, ajego armia rozstępje się na dwie flanki, by przepuścić jego przed szereg. Jako wodza, jako swego Pana.

KAJ
''Gdzie jesteś Diable, gdy cię potrzebuje.Dziś, otrzymasz resztę dusz, które obiecałem".

DIABEŁ
"Jestem i patrze na twe czyny. Jżeli nie dotrzymasz obietnicy, to będziesz wraz ze mną, w pikle. I nie wyjdziesz z tąd nigdy".

KAJ
'' Oj, wiem o tym doskonale. A teraz pomóż mi, w tej wojne, pomóz w walce''.

DIABEŁ
'' Już raz tobie powiedziałem. Nie mieszam się, to nie moja wojna. Sam musisz dać sobie rade. Sam musisz zabić dziewczynę o oczach szkarłatnych''.

Kaj się zdenerwował,prysły od niego iskry, na każdą stronę. Myślał że Diabła przekona, lecz król pod ziemia był sprytniejszy. Nie przyłożył do tego swej diabelskiej ręki.

Armia przeciwna, pod żadną wodzą nie była. Nie było nkogo, kto by prowadził jako przywódca, wódż i ktoś najważniejszy. Wszyscy szli jednym krokiem, jeden rytm wybijał. Nie ważne czy to wilk czy tobył człowiek. Wszyscy w ramie w ramie podążali przed siebie. Wiedzieli że mogą zginąć, lecz każdy był na to gotowy.

CZAS OSTATECZNY

Niebo pociemniało, szare chmury burzowe zebrały się nad głowami , armi ptworów. Zaś nad armią z wszelakich istot, ras różnych, promienisty świecił blask.
Tak oto, przed sobą staneli wrogowie, barat z bratem, wuj z bratanicą, syn ze zmarłym ojcem i matką, ojciec niegdyś, teraz ktoś pokonany.

KAJ
- I oto, przyszedł czas ostateczny. Stoicie prze demna i co czecie? Czy się mnie boicie? Czy uciec chcecie?

Oko w oko Izis stanełaze swym wujem. Widziała teraz całą jego posturę, całą postać płonącą . Nie lękała się jego, wcale się nie bała.

IZIS
-Masz rację, również na to od dawna czekałam. I nadszedł ten dzień i nasza wspulna batalia.

KAJ
-Padniesz teraz przedemną na kolana, i będziesz mnie o litość i życie błagała.

IZIS
-Śmieszny jesteś wujku, jak zawsze mnie rozśmieszasz. Jak kilka lat temu tak teraz, nie pokonasz mnie, ani mnie nie zabijesz. Nie będę uciekała , nie będę na kolanach o litość błagała. Zmierzymy się razem, łapa w łape, kły w kły, pazury z pazyrami.

Krąg wokół Izis powstał, wilki, wampiry i inni bronić chcieli dziewczyny. Lecz ona powiedziała do nich.

IZIS
-Rozejdzciesię moi mli, walczcie z poteorami, demonami ja dam sobie rade.

Tak wojna się zaczyna, tak po obu stronach bitwa sę toczy. Każdy człowiek oręz w reku trzyma i ścina poworom głowy...

C.D.N...

POWROT KAJA.Where stories live. Discover now